Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Republika Południowej Afryki. Safari w Sabi Sabi

Marzena Kądziela
Fotograficzne polowanie w parku Sabi Sabi
Fotograficzne polowanie w parku Sabi Sabi Marzena Kądziela
W nocy słuchaliśmy odgłosów buszu. O świecie polowaliśmy w Sabi Sabi z aparatami na wielką piątkę i oglądaliśmy słońce wschodzące zza rozłożystych afrykańskich akacji.
Safari w Sabi Sabi

RPA. Polowanie w Sabi Sabi

Z niewielkiego lotniska w Skukuzie położonego w środku bu-szu ruszyliśmy odkrytym terenowym samochodem prostą jak strzała drogą. Trzeba było dobrze trzymać się poręczy, bo jezdnia była pełna wybojów. Czarnoskóremu kierowcy najwidoczniej nasze podskakiwanie bardzo się podobało, bo co chwilę zerkał w lusterko i serdecznie się śmiał.

Wreszcie na rozstajach dróg zauważyliśmy tabliczkę z napisem Sabi Sabi, wiedzieliśmy więc, że zbliżał się koniec naszej podróży. Za tabliczką znowu niekończący się busz i dziury w drodze. Nagle kierowca dał znak, że hotel, w którym będziemy nocować, jest już niedaleko. Wypatrywaliśmy budynków i ludzi, jednak busz dalej nie zdradzał ich obecności.

Hotel ukryty w buszu

Nagle nie wiadomo skąd, przed nami pojawił się ranger, w charakterystycznym mundurku safari. Widząc nasze zaskoczenie, zaczął się śmiać. - Właśnie o to chodzi, by zaskoczyć naszych gości - powiedział i poprowadził nas do ukrytego wśród drzew tunelu. Korytarz schodzący w dół miał może dwadzieścia metrów. Gdy z niego wyszliśmy, znaleźliśmy się nad niewielkim malowniczym jeziorkiem. Natychmiast powitali nas czarnoskórzy mężczyźni w białych rękawiczkach niosący na tacach napoje chłodzące. Trafiliśmy do najdziwniejszego hotelu, jaki kiedykolwiek widziałam.

"Eatrh Lodge" campus w rezerwacie Sabi Sabi zbudowano w taki sposób, by mieszkający tam ludzie mieli doskonały kontakt z naturą. Bryła hotelu w żaden sposób nie mogła psuć harmonii typowego afrykańskiego krajobrazu, dlatego architekt wyszukał niewielkie wzgórze, w którym ukrył domki, re-staurację, basen i inne budynki. Dlatego z drogi cały kompleks był zupełnie niewidoczny.

Hotelowy rygor>/b>
W hotelu obowiązują ścisłe reguły. Po zmroku nie wolno opuszczać "ziemianek". Jeśli jest taka potrzeba, należy dzwonić po rangera, który zjawia się z bronią gotową do strzału. Najbardziej niebezpieczne są ponoć różnego rodzaju węże, ale i o większe zwierzaki także nietrudno.
Turyści przyjeżdżają tu jednak nie po to, by siedzieć w hotelu lecz na safari zapolować na jak największą ilość zwierzaków. Także i my chcieliśmy jak najszybciej wyjechać w busz na prawdziwe fotograficzne polowanie. Marzyliśmy, by zobaczyć wielką piątkę czyli słonia, lwa, nosorożca, lamparta i bawoła - najpotężniejsze i najgroźniejsze afrykańskie zwie-rzęta.
Jak zostać rangerem?
Usadowiliśmy się ponownie do jeepa. Za kierownicą zasiadł sam szef rangerów (przewodników), Peter, na krzesełku wystawionym na przedzie pojazdu usadowił się Dog - czarnoskóry tropiciel, który po zapachu, dźwiękach i zupełnie nie-prawdopodobnych śladach potrafił wytropić zwierzęta.
Od Petera dowiedziałam się, jak w RPA zostać rangerem. - Przede wszystkim trzeba kochać busz i zwierzęta - mówił. - Gdy tak jest, można z powodzeniem przejść przez wszystkie szkolenia i egzaminy. Pierwsze szkolenie trwa sześć miesięcy i kończy się teoretycznym egzaminem. Po nim następuje egzamin praktyczny polegający na tym, iż młody mężczyzna musi spędzić noc w buszu. Przy sobie ma jedynie broń. Ma do pokonania trasę, którą wędruje opierając się na znajomości okolicy, kompasu, układu gwiazd. Potem następują kolejne wtajemniczenia kończące się kilkudniowym pobytem w buszu. -I to już nie przelewki - przekonuje Peter. - Sam musisz zdobyć jedzenie, zrobić sobie posłanie, no i iść wyznaczoną przez egzaminatorów trasą. Oczywiście musimy znać doskonale zwierzęta i ich zwyczaje oraz rośliny występujące w buszu. Znamy zasady udzielania pierwszej pomocy, świetnie strzelamy.
Fotograficzne safari
Żyrafy nie zwracały na nas uwagi przeżuwając liście drzew, podobnie jak słonie. Z przykrością słuchałam o tych ostatnich. Okazuje się bowiem, że zarówno w Parku Krugera jak i prywatnych rezerwatach słonie należy co pewien czas odstrzeliwać. Gdy jest ich zbyt dużo, niszczą i zjadają całą roślinność pozbawiając odpowiednich warunków życia innych mieszkańców buszu. Oglądaliśmy wypoczywające w trawie lwy, wylegujące się w wodzie hipopotamy oraz pasące się nosorożce. Przez drogę co rusz przebiegały antylopy i zebry, bawoły całymi stadami żuły trawę z afrykańskich łąk.
Szczekanie, ryczenie, pohukiwanie...
Noc w ziemiance była niesamowita. Przez delikatnie uchylone okno słychać było życie całego buszu: szczekania, buczenia, ryczenia, pohukiwania, a nawet histeryczny śmiech. Wydawało mi się, iż coś kąpie się w moim baseniku, jednak nie odważyłam się otworzyć drzwi, by sprawdzić, kto lub co jest tym nieproszonym gościem.
Mroźny poranek
Ledwie usnęłam, a już telefon ogłosił pobudkę. Na dworze było jeszcze zupełnie ciemno, a my już wsiadaliśmy do samochodu. Było potwornie zimno, temperatura oscylowała w okolicy zera. Gdy wzejdzie słońce, szybko zrobi się ciepło, na razie jednak trzeba było okutać się przygotowanymi ciepłymi pledami.
W buszu było całkiem cicho. Zapewne grasujące w nocy drapieżniki już poszły spać, a te, które prowadzą dzienny tryb życia jeszcze nie wstały. Z minuty na minutę robiło się jednak coraz jaśniej, aż wreszcie Peter zatrzymał samochód. Za drzewami wstawało słońce. Bardzo szybko zrobiło się zupełnie widno, a temperatura rosła z minuty na minutę. Zwierzęta udawały się do wodopojów. Busz budził się do życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie