MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice pięcioraczków sami sobie nie poradzą

Iwona Rojek
Paulina i Piotr obawiają się, co będzie, jak dziewczynki zaczną chodzić, na razie wszystkie zajmują jeden pokój.
Paulina i Piotr obawiają się, co będzie, jak dziewczynki zaczną chodzić, na razie wszystkie zajmują jeden pokój. A. Piekarski
Kieleckie pięcioraczki - mieszkają w swoim domu już pięć miesięcy. Odwiedziliśmy dziewczynki i ich rodziców w domu.

Czarny scenariusz, przed którym przestrzegali krakowscy lekarze opiekujący się kieleckimi pięcioraczkami pomału zaczyna się sprawdzać. Poza koncertem, jaki zorganizowało "Echo Dnia", przedstawiciele władzy nie garną się do udzielenia rodzinie konkretnej pomocy.

Profesor Ryszard Lauterbach, ordynator Kliniki Wcześniactwa z Krakowa, który walczył o utrzymanie przy życiu dzieci apelował do społeczeństwa i władz województwa świętokrzyskiego, aby nie zostawiali rodziny bez pomocy, bo grozi im wielka zapaść. - Rodzina z taką ilością dzieci, które urodziły się jednocześnie będzie potrzebowała finansowego wsparcia przez lata - tłumaczył, zachęcając do pomagania. Tymczasem dzisiaj, kilka miesięcy po przywiezieniu Julki, Karoliny, Majki, Oliwki i Natalki do Kielc rodzina została praktycznie pozostawiona sama sobie.

Oprócz koncertów, jakie współorganizowała redakcja "Echa Dnia", na których zebrano ponad 90 tysięcy złotych i działki, którą ofiarował prezydent Wojciech Lubawski ze strony miasta plus opiekę pielęgniarską, rodzina nie może liczyć na zbyt wielkie wsparcie.

- Jesteśmy wdzięczni wszystkim, którzy nam do tej pory pomogli, redakcji "Echa Dnia", Beertowi Seervasowi i jego żonie Agnieszce, fundacji "Vive Serce Dzieciom", panu Jerzemu Chrobotowi z agencji Pop Art, kilku firmom, ale z drugiej strony rozczarowani postawą władz czy firm budowlanych - mówią Paulina i Piotr Szymkiewiczowie. - Pan marszałek, pani wojewoda, posłowie, senatorzy, którzy mają możliwości nam pomóc, zrobili niewiele. Podarowanie obrazu na aukcję to nie jest to, czego oczekiwalibyśmy, biorąc pod uwagę naszą ciężką sytuację. - Bardzo cieszymy się z tego, że otrzymaliśmy działkę pod budowę domu od prezydenta Lubawskiego, ale na jego postawienie jest nas nie stać. Z jednej pensji przy tylu dzieciakach nie mamy na to funduszy. Bardzo doskwiera nam też brak samochodu, codziennych wyjazdów w sprawach dzieci jest mnóstwo. W funduszach uzyskanych z koncertu charytatywnego było sporo darów praktycznych, ubranka, łóżeczka, pampersy, część pieniędzy wydaliśmy na podróże do Krakowa do lekarza i potrzeby dzieci. Mieliśmy nadzieję, że w budowie pomogą nam firmy budowlane, których przecież w naszym województwie jest bardzo dużo, ale trudno jest nam się o taką pomoc doprosić.

TRUDNA CODZIENNOŚĆ

A rzeczywistość z pięcioma wcześniakami okazało się bardzo trudna. Szymkiewiczowie zdradzają, że czują się wyczerpani codziennymi problemami i ilością spraw, które trzeba ogarnąć.

- Mimo tego, że prezydent przyznał nam trzy pielęgniarki, dwie na noc i jedną na dzień, to robota jest na okrągło - opowiada Paulina. - Dzieci jedzą co trzy godziny przez całą dobę, jedno karmienie trwa półtorej godziny, musimy wszystko wyparzać, sterylizować, potem trzeba zmienić pieluchy, podawać lekarstwa - wylicza mama. - W kolejnych godzinach rozpoczyna się prasowanie, przytulanie, każda z dziewczynek chce, żeby poświęcić jej czas. Często jeździmy do lekarzy na kontrole i badania. Dużo przygotowań zajmuje codzienne wyjście na spacer, na którym też zdarzają się zabawne sytuacje. Kiedyś szłam z trzema wózkami, a jedna pani wykrzyknęła, o widzę, że ma pani trojaczki, a podobno tu niedaleko mieszka też kobieta, która urodziła pięcioraczki. Ze zmęczenia nawet nie prostowałam, że to ja.

Obydwoje rodzice najbardziej martwią się ciasnotą w mieszkaniu. Teraz jest tak, że jak płakać zacznie Oliwia, to potem dołącza do niej Majka i Julka, a za chwilę koncertują już, ku niezadowoleniu sąsiadów, wszystkie. Gdyby były rozdzielone nie naśladowałyby siebie w zachowaniach. Na razie jeden pokój zajmują same łóżeczka, a w drugim śpią oni i stanowi on pewnego rodzaju przechowalnię różnych rzeczy. - Nawet nie chcę myśleć o tym, co będzie się działo, gdy dziewczynki wyjdą z łóżeczek i będą uczyć się chodzić - mówi Piotr Szymkiewicz.

- Będziemy wpadać wszyscy na siebie i potykać się o taką ilość maluchów. Teraz jest ciepło i nie ma większych kłopotów z suszeniem, ale jesienią i zimą może być ciężko. W naszej sytuacji dom jest podstawą, żebyśmy wszyscy nie zwariowali. Nasze życie zmieniło się diametralnie, nawet nie mieliśmy świadomości, jak wygląda codzienność z pięcioma małymi dziewczynkami, potrzebna nam jest chociaż niewielka przestrzeń do odpoczynku i odreagowania stresów. - Bolą nas opinie, że prosimy o pomoc, bo chcemy się na dzieciach dorobić, albo, że jesteśmy roszczeniowi - denerwują się. - Po prostu znaleźliśmy się w takiej sytuacji i sami sobie nie poradzimy.

- Życie z sześcioma kobietami nie jest łatwe - śmieje się Piotr Szymkiewicz. - Nieraz w nocy budzę się oblany potem, gdy pomyślę o tym, co będzie jak córki podrosną i będą chciały się stroić albo będą miały różne inne wymagania. - W takich momentach ratuje mnie poczucie humoru.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie