MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z aktorem WITOLDEM PYRKOSZEM, laureatem tegorocznej Telekamery dla najlepszego aktora, i jego żoną KRYSTYNĄ

Teresa GAŁCZYŃSKA

* Obchodził pan niedawno dwa wielkie jubileusze: 50-lecie pracy zawodowej i 40-lecie małżeństwa...

Witold Pyrkosz: - Owszem, żona dostała ode mnie piękną, złotą kolię. Będę pamiętał o tym przez kolejne czterdzieści lat. (śmiech)

Krystyna Pyrkosz: - Ale nie dostałam bransoletki. Jest naprawdę sentymentalny.

Witold Pyrkosz: - O tak, w moim wieku człowiek może być wyłącznie sentymentalny. Tylko to mu już pozostało. Niestety.

* W małżeństwie bywają zarówno cudowne momenty, jak i takie, o których chce się zapomnieć...

Witold Pyrkosz: - Najcudowniejsze chwile to nasze wesele w hotelu "Francuskim" w Krakowie, gdzie rachunek za rozbite na szczęście kieliszki ustawiane w kształcie piramidy...

Krystyna Pyrkosz: - ...rozbite szkło.

Witold Pyrkosz: - Słusznie! Rachunek za rozbite szkło wynosił 70 procent kosztów całego przyjęcia weselnego.

Krystyna Pyrkosz: - Ale nie ty za to płaciłeś.

Witold Pyrkosz: - Znowu żona podpowiada... Rzeczywiście, wtedy był zwyczaj, że za przyjęcie weselne płaciła matka panny młodej, czyli teściowa. W związku z powyższym wszyscy tłukli wszystko, co mogli, z wyjątkiem siebie. Poza tym do ślubu wiozła nas kawalkada dorożek, z których pierwszą z młodziutką panną młodą i lekko postarzałym już panem młodym powoził słynny z opowieści Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego dorożkarz Pomidor, który cały czas mówił do nas wierszem. Trzeba przyznać, że weselisko było huczne i juczne.

* Gdzie pan poderwał taką piękną, młodziutką wówczas dziewczynę?

Krystyna Pyrkosz: - Siedziałam w kawiarni, w hotelu "Francuskim", w towarzystwie kolegi i koleżanki. Jako niesforna licealista wolałam bardziej życie towarzyskie, kluby, niż ślęczenie nad lekcjami. Pamiętam, jak Witek przysiadł się do nas. Był tak śmieszny i zabawny, że pękałam z radości. Z jego sposobu mówienia, dowcipów. Przysiadł się i tak siedzi przy mnie do dzisiaj.

Witold Pyrkosz: - Proszę pani, ona miała najpiękniejszy biust na świecie. Taki, że jak w hotelu "Feniks" w Krakowie stawaliśmy przy barze, biust opierał się o bar, a ręce wszystkich facetów natychmiast wyciągały się w kierunku tego pięknego dekoltu. Oczywiście wszczynała się awantura, a kończyło się bijatyką.

Krystyna Pyrkosz: - To prawda. Tak było. (śmiech)

* Czyli był pan strasznie zazdrosny?

Krystyna Pyrkosz: - Do dzisiaj mu to zostało. Szczególnie, jak oglądamy telewizję i mam na sobie pięć, siedem kotów.

Witold Pyrkosz: - Żona kocha wszystkie zwierzątka, dlatego bardzo żałuję, że nie jestem kotkiem. Pamiętam, jak mieliśmy Czarusia - był ukochanym kotem mojej żony. Przychodził i znikał, a żona w tym czasie rozpaczała. Szukała go, wołała: "Chodź, Czaruś, mam dla ciebie mięsko, ogonek ci przymarznie". Któregoś dnia nie wytrzymałem: "Słyszysz kochanie ten huk? Cała wieś puka się w czoło, słysząc twoje wołanie". Po czym, jak Czaruś po tygodniu wracał i wszystko miał podtykane pod nos: był karmiony, pieszczony, spał, gdzie chciał. Pomyślałem sobie: to jest mądrość. Ale sam nigdy nie odważyłem się na taki eksperyment. Jestem tchórzem.

* Nigdy się pan z żoną nie kłócił?

Witold Pyrkosz: - Jak to? Wyłącznie! Ale jest takie ludowe przysłowie: kto się lubi, ten się czubi.

* Bywają w państwa domu ciche dni?

Witold Pyrkosz: - Bardzo rzadko i raczej ze strony żony. Jak się zaweźmie, to przez dwa dni nic nie mówi. Ale, jak już odpuści... Matko Boska Święta... Otóż, moja kochana żona Krystyna urodzona jest w Krakowie, wychowana w Poznaniu - już jest dobrze, prawda? Nazwisko panieńskie ma German - też nieźle, ale to jeszcze nie koniec. Jest zodiakalnym Skorpionem. Nie mam przy niej szans. Muszę być na siódmej, ósmej pozycji. I tak trwa to do dnia dzisiejszego.

* Mówi się, że najprostsza droga do serca mężczyzny prowadzi przez żołądek. Żona panu dogadza?

Witold Pyrkosz: - Zawsze tak było. To znaczy zawsze...do momentu, kiedy się pobraliśmy (śmiech). Potem powolutku, powolutku wszystkie funkcje ja przejmowałem. Teraz żona troszkę lepiej gotuje ode mnie, ale nie za wiele.

Krystyna Pyrkosz: - Dobrze, że o tym wiem. Od jutra ty będziesz gotować.

Witold Pyrkosz: - Żona mnie również ubiera. Ostatnio kupiłem - bez pytania - krawat i na szczęście trafiłem. Oczywiście w gust żony.

* Jaką najmilszą niespodziankę zrobiła panu żona w ciągu tych 40 lat pożycia małżeńskiego?

Witold Pyrkosz: - Pierwsza, że dała mi córkę Katarzynę. Druga - syna Witolda, ale to było wspólnie uzgodnione. Niespodzianką była płeć.

Krystyna Pyrkosz: - Wiedziałam to od samego od początku.

Witold Pyrkosz: - No widzi pani..? Co chciała, to miała. I jak z taką kobietą można żyć? (śmiech)

Krystyna Pyrkosz: - Nadal jest wesoły. Aż trudno uwierzyć, że czas tak szybko płynie.

* Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie