Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ruszył proces 45-latka oskarżonego o spowodowanie śmiertelnego wypadku w Woli Morawickiej

Beata KWIECZKO
Dwie kielczanki zginęły w listopadzie ubiegłego roku na tym przejściu dla pieszych.
Dwie kielczanki zginęły w listopadzie ubiegłego roku na tym przejściu dla pieszych. Aleksander Piekarski
- Nie przyznaję się, żeby do wypadku doszło z mojej winy - mówił we wtorek w Sądzie Rejonowym w Kielcach 45-latek z gminy Morawica oskarżony o to, że na przejściu dla pieszych w Woli Morawickiej potrącił dwie kobiety i uciekł z miejsca wypadku. Obie piesze zginęły.

Do tragedii doszło 6 listopada ubiegłego roku. Wówczas na oświetlonym i oznakowanym przejściu dla pieszych w Woli Morawickiej zginęły dwie 54-letnie kielczanki. Kobiety zostały potrącone przez volkswagena T4. 45-letni dziś kierowca uciekł z miejsca wypadku, gubiąc tablicę rejestracyjną samochodu.

Został zatrzymany następnego dnia w pobliżu posterunku policji w Morawicy. 45-latek usłyszał zarzut spowodowania śmiertelnego wypadku i ucieczkę z miejsca tragedii. Może mu za to grozić nawet 12 lat więzienia. Jego proces rozpoczął się we wtorek w Sądzie Rejonowym w Kielcach. Na sali obecni byli mężowie kobiet, które zginęły, córka jednej z nich i syn drugiej. 45-latkowi towarzyszyła żona oraz inni członkowie rodziny. W domu została czwórka dzieci w wieku od 7 do 21 lat.

BARDZO ŻAŁUJĘ

Mężczyzna przyznał się, że spowodował wypadek, ale twierdził, że nie doszło do niego z jego winy. We wtorek odmówił składania wyjaśnień, dlatego sąd odczytał to, co powiedział podczas śledztwa, a później mężczyzna odpowiadał na pytania.

- Była szarówka i było ślisko. Jechałem z prędkością około 60 kilometrów na godzinę. Tego dnia nie piłem żadnego alkoholu. Dwa do trzech metrów od przejścia na jezdnię nagle weszły dwie osoby. Jedna drugą trzymała za ramię. Zacząłem hamować, ale je uderzyłem. Zatrzymałem się na chwilę i odjechałem, bo jadący ze mną pasażerowie krzyczeli, co ja narobiłem i że nie chcą mieć z tym nic wspólnego. Po powrocie do domu nic nie powiedziałem żonie ani dzieciom. Nie wiedziałem, co z sobą zrobić. Bardzo żałuję tego, co zrobiłem. Nie wiem, dlaczego odjechałem z miejsca wypadku - wyjaśniał.

NIE DAŁO SIĘ WYHAMOWAĆ

Z wtorkowych wypowiedzi oskarżonego wynikało, że kiedy zobaczył piesze, próbował wyhamować, ale nie zdążył. - Dostrzegłem je w ostatniej chwili. Jak weszły na drogę, nie byłem w stanie nic zrobić. Dostałem szoku i wystraszyłem się. Wiem, że niepotrzebnie odjechałem. Nie daje mi to spokoju - tłumaczył.

Na koniec mówił tak: - Ja tą drogą często jeździłem i wiedziałem, że tam jest przejście dla pieszych i wysepka. Miałem na liczniku około 50 do 60 kilometrów na godzinę. W terenie zabudowanym szybciej się nie poruszam. Ale tego dnia warunki na drodze były ciężkie, padał deszcz, była ograniczona widoczność i oślepiały mnie światła samochodów, które jechały z naprzeciwka. Nie miałem możliwości wyhamować, bo zobaczyłem piesze w odległości dwa - trzy metry przed samochodem. Na takiej śliskiej powierzchni nie da się wyhamować - powtarzał.

ONE NIE ZDĄŻYŁY

W tym momencie 62-letni mąż jednej z ofiar zapytał, czy może opuścić salę. - To są same bzdury. Nie mogę tego słuchać - powiedział. Na salę został wezwany, kiedy oskarżony skończył odpowiadać na pytania.

62-latek był świadkiem wypadku. We wtorek został przesłuchany przez sąd. - Razem z żoną przyjechaliśmy odwiedzić jej koleżankę i męża. Oni mieszkają w Kielcach, ale w Woli Morawickiej mają drugi dom. Piliśmy alkohol, ale niedużo. Przed 17 powiedziałem do żony, że musimy wracać. Jej koleżanka odprowadzała nas na przystanek. Jak wyszliśmy, była już szarówka i zaczynały się świecić światła. Trochę mżyło - relacjonował. - Szedłem pierwszy, żona trzymała mnie za ramię, a jej koleżanka szła obok niej. Przeszliśmy do wysepki. Z prawej strony jechał samochód, ale był jeszcze daleko. W połowie drogi zobaczyłem, że pojazd bardzo szybko się zbliża. Powiedziałem do żony i jej koleżanki, żeby się pospieszyły, bo jedzie jakiś wariat i chyba nas przejedzie. Ja zdążyłem przejść, a one nie zdążyły. Samochód zgarnął je już za białą linią blisko pobocza. Widziałem, jakby na ułamek sekundy przyhamował, ale to nie było hamowanie. Podszedłem do żony i jej koleżanki, ale one nie dawały żadnych oznak życia - zeznawał.

Po zakończeniu procesu rozpaczał na korytarzu: - To dla mnie wielki dramat. Po tym, co się stało, nie mogę sobie znaleźć miejsca, nie mogę się pozbierać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie