Samobójstwo 14-latka ze Starachowic - raport

Sprawa dotyczy głośnego samobójstwa 14-letniego Piotra ze Starachowic, jakie miało miejsce w maju tego roku. Jak ustalili policjanci, chłopiec po powrocie ze szkoły powiesił się na strychu własnego mieszkania. Lekarze reanimowali go, niestety zmarł w szpitalu.

W dniu, kiedy doszło do tragedii, chłopiec miał problemy w szkole. Jak ustalono - podczas jednej z przerw znalazł starą, połamaną strugaczkę i skaleczył nią kolegę w udo. Jak mówili nauczyciele, kolega nie chciał powiedzieć kto go zranił, nie chciał wydać Piotra. Piotr sam przyznał się do winy. Zawiadomiono rodziców obu chłopców, pogotowie, policję. Ambulans zabrał chłopca ze zranioną nogą do szpitala, tam go opatrzono. Piotr trafił "na dywanik". Rozmawiała z nim wicedyrektor, dyrektorka, pedagog szkolny i potem policjant.

Brat Piotra uważa, że chłopca wystraszono i że szkoła jest współwinna jego śmierci. Złożył w tej sprawie skargę do prokuratury. Dyrekcja placówki zaprzecza, uważając oskarżenia za bezpodstawne.

Sprawę bada prokuratura. Okoliczności zdarzenia w szkole wyjaśniała także powołana przez prezydenta miasta komisja. W jej skład weszli: przedstawiciel urzędu miasta, rady rodziców gimnazjum, którego uczniem był Piotr, dwóch nauczycieli z tej szkoły, jeden to społeczny inspektor pracy, drugi rzecznik praw ucznia oraz przedstawiciel kuratorium.

Nie naruszono przepisów

Zdaniem Janusza Skibińskiego naczelnika Wydziału Edukacji Urzędu Miejskiego w Starachowicach, w szkole nie zostały złamane prawa ucznia, a personel postąpił zgodnie z procedurami obowiązującymi w takich sytuacjach.

- Ustawa nakazuje dyrektorom szkół informowanie policji o wszelkich czynach karalnych mających miejsce na terenie szkoły i popełnionych przez osoby nieletnie. Umyślne skaleczenie kolegi ostrzem strugaczki wymagające szycia jest czynem karalnym- informuje naczelnik Skibiński.

Kolejny z wniosków zawarty w raporcie dotyczy konieczności wprowadzenia w szkołach dodatkowych procedur postępowania w takich i podobnych sytuacjach.
- Należy wprowadzić zapis, w którym zobowiązuje się pedagoga szkolnego do oczekiwania na przyjazd policji. W tym konkretnym przypadku zdarzenie zgłoszono na telefon alarmowy. Podczas zgłoszenia policja nie sprecyzowała konkretnej godziny przyjazdu. Pani pedagog nie było kiedy policja przyjechała. Ponadto szkoła musi zrobić wszystko, żeby w trakcie nie tylko na przesłuchania ucznia, ale także rozmowy z policją, obecny był ktoś z rodziców lub prawny opiekun.

Naczelnik mówi także o konieczności podniesienia świadomości młodych ludzi dotyczących konsekwencji nagannego zachowania oraz tego, że do szkoły będzie wzywana policja.

- Kolejny wniosek i apel w raporcie mówi o tym, że w związku z dużymi problemami psychicznymi młodych ludzi konieczne jest zatrudnianie psychologów w szkołach, szczególnie w szkole gimnazjalnej. Największy dylemat w tej chwili będą przeżywali dyrektorzy szkół, jeżeli chodzi o sytuacje zmuszające ich do wzywania policji, czy to skaleczenie, czy pobicie, czy kradzież to są czyny karalne. I tak jak kiedyś była tendencja, aby do takich zdarzeń wzywać policję, teraz - jak wnioskuję z rozmów z dyrektorami - będą się tego obawiali. W czwartek mieliśmy naradę z dyrektorami szkół, rozmawialiśmy o tych wnioskach i zostali oni zobowiązani do tego, aby te zalecenia umieścić w swoich placówkach.

Raport - jak twierdzą jego twórcy - pokazuje, że w szkole nie zostały złamane przepisy. Z drugiej strony pokazuje, że nie są one doskonałe i konieczne jest wprowadzenie dodatkowych zapisów. Brat Piotra, nie wierzy w raport komisji prezydenta, czeka na wyniki prowadzonego przez prokuraturę śledztwa.