MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Spędził dzieciństwo w więzieniu

Marek Maciągowski
- Najgorzej bito więźniów z oddziału politycznego - mówi Ryszard Idzik.
- Najgorzej bito więźniów z oddziału politycznego - mówi Ryszard Idzik.
Ryszard Idzik dzieciństwo i młodość spędził w... więzieniu przy ulicy Zamkowej w Kielcach. Opowiedział nam swoją niezwykłą historię.

- Do dzisiaj słyszę szum kajdan ze spacerniaka, czasem w nocy śnią mi się zakrwawione twarze więźniów, zmaltretowanych i zbitych przez gestapo - mówi Ryszard Idzik. Przez niemal 10 lat codziennie przez okno w kuchni spoglądał na dziedziniec kieleckiego więzienia.

W 1936 roku 10-letni Ryszard wraz z matką i siostrą zamieszkał w murach kieleckiego więzienia. Jego ojczym Józef Fetela był więziennym felczerem i na Zamkowej, w budynku strażników, miał służbowe mieszkanie na drugim piętrze.
- Do wybuchu wojny miałem normalne dzieciństwo. Z dziećmi strażników biegaliśmy do szkoły imienia Staszica przy ulicy Sienkiewicza, bawiliśmy się w ogrodzie pałacu biskupów. Okno naszego mieszkania wychodziło na więzienne podwórze, widziałem więźniów chodzących po spacerniaku. Ale to nie było nic strasznego. Okropne przeżycia zaczęły się w czasie okupacji - wspomina pan Ryszard.

PIERWSI ZASTRZELENI

Niemcy nie wyrzucili z mieszkań polskich strażników, którzy nadal pracowali w więzieniu na niższych stanowiskach. Ryszard Idzik zapamiętał jedną z pierwszych w Kielcach niemieckich zbrodni. Jest dziś chyba jedynym żyjącym świadkiem.
We wrześniu 1939 roku Niemcy aresztowali żołnierzy i cywilów. Było ich tylu, że nie mieścili się w przepełnionym więzieniu. Spali od gołym niebem na ulicy Zamkowej. Cywile po lewej stronie, żołnierze po prawej. Ulica była odgrodzona, a wartownicy stali w bramie do pałacu i bramie więzienia.

Więzienie przy Zamkowej

Więzienie przy Zamkowej

Kieleckie więzienie przy ulicy Zamkowej powstało w 1826 roku w dawnych budynkach gospodarczych pałacu biskupów. Warunki panujące na Zamkowej były bardzo ciężkie Więziono tu nie tylko więźniów kryminalnych, ale też powstańców 1863 roku, rewolucjonistów 1905 roku, działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej. Po odzyskaniu niepodległości i przejęciu więzienia przez władze polskie, ogromną liczbę więźniów stanowili komuniści. Gdy Kielce zajęli Niemcy we wrześniu 1939 roku, budynek stał się obozem przejściowym dla polskich jeńców wojennych i utworzyli Niemiecki Zakład Karny - Deutsche Strafanstalt. Więźniów było stale około 2 tysięcy, czyli cztery-pięć razy więcej niż wynosiła pojemność. Szczególnie wymyślnym torturom poddawano więźniów z oddziału politycznego. W styczniu 1945 roku więzienie w Kielcach przejął Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Pierwszymi uwięzionymi na Zamkowej byli kieleccy sędziowie, prokuratorzy, prawnicy, kolejnymi żołnierze Armii Krajowej i przeciwnicy ustroju komunistycznego. Przeciwko terrorowi rosyjskiemu skierowana była słynna akcja grupy Armii Krajowej pod dowództwem kapitana Antoniego Hedy "Szarego". W nocy z 4 na 5 sierpnia 1945 roku 250 żołnierzy wysadziło trotylem bramy więzienia i uwolniło około 700 więźniów, którym groziło między innymi wywiezienie w głąb Rosji. Bohaterską akcję upamiętnia tablica wmurowana w ścianę budynku. Więzienie przy ulicy Zamkowej 3 funkcjonowało do lat 70. XX wieku. Dziś w kilku salach na parterze mieści się Muzeum - Pomnik Historii Więzienia Kieleckiego lat 1939-56.

- Gdy ludzie jeszcze spali, wcześnie rano nadjechał wóz z żywnością z pól więziennych w Domaszowicach. Najechał na kogoś. Zrobił się szum, zamieszanie. Ludzie zaczęli wstawać, a Niemcy zaczęli strzelać w tłum. Zginęło 19 osób. To nie była egzekucja, nieszczęśliwy przypadek. Niemcy mogli strzelać w powietrze, a strzelali w tłum.

To tragiczne wydarzenie przypomina tablica pamiątkowa wmurowana w bruk ulicy Zamkowej.

KREW NA TWARZACH

- Mama stała przy oknie w kuchni i płakała, widząc zbitych i zmaltretowanych więźniów po przesłuchaniach przez gestapo. Często nie mieli siły iść i wleczono ich pod ramiona z pawilonu politycznego do więziennego lazaretu, gdzie pracował mój ojczym - mówi Ryszard Idzik. - Te pokrwawione twarze śnią mi się po nocach, gdy zamknę oczy , widzę jeszcze te twarze. To był okropny, przerażający widok.
Pokrwawionych więźniów młody chłopak oglądał niemal codziennie przez całą okupację. Zapamiętał wywózki na egzekucje pod miastem.

WIĘZIENNA UCIECZKA

W listopadzie 1943 roku z kieleckiego wiezienia uciekło 15 więźniów. Ryszard Idzik zapamiętał ten fakt, bo żandarmi aresztowali wtedy polskich strażników. Kilku wywieźli do Oświęcimia i tam ich zamordowano.
- Kilku więźniów zaplanowało ucieczkę. Postanowili zabić szczególnie bestialskiego gestapowca. Udusili go, gdy w kilku byli prowadzeni do ubikacji, rozebrali, a jeden przebrał się w mundur i wyprowadził potem grupę niby na przesłuchanie do gestapo na Focha. Gdy Niemcy znaleźli trupa, aresztowali polskich strażników i rozstrzelali 10 zakładników.

DO PRACY I NA KOMPLETY

Ryszard Idzik w czasie wojny uczył się zawodu w zakładzie metalowym Ignacego Książka przy ulicy Słowackiego. Naprawiali zamki, dorabiali klucze, także w niemieckich instytucjach.
- Poszedłem raz do szkoły biskupiej "na górce" po zapłatę za robotę. Tam stacjonowało wojsko, naprawialiśmy im wodociąg. W bramie wyskoczył na mnie wielki dog, szkolony specjalnie do atakowania ludzi. Przewrócił mnie, zanim odwołał go strażnik zdążył mnie pogryźć. Ślady na plecach mam do dziś - mówi Ryszard Idzik.
Po pracy, która dawała przepustkę i broniła od wywózki w czasie łapanki, brał książki i szedł na lekcje do profesora Zyberta na Jasną, a potem na Tadeusza.

WYSIEDLENI Z WIĘZIENIA

Gdy weszli Rosjanie od razu wysiedlili pozostały dawny polski personel. Józef Fetela pomagał wielu więźniom. Niektórych zatrudniał jako pomocników w więziennym szpitalu, dzięki niemu wielu przeżyło. Wśród nich byli też ci, którzy pomogli mu po wojnie. Dzięki nim dostał mieszkanie przy ulicy Żytniej.
Profesor Zybert dał swoim uczniom zaświadczenie o ukończeniu na tajnych kompletach trzeciej klasy gimnazjum. Dzięki temu Ryszard Idzik mógł jeszcze w 1945 roku, po skończeniu wojny, iść do gimnazjum Śniadeckiego, a potem po maturze na Politechnikę Wrocławską. Po pracy we Wrocławiu wrócił do rodzinnych Kielc, tu ożenił się, pracował do emerytury.

- Nie wiem, czy żyje jeszcze ktoś z dzieci strażników, naszych sąsiadów: Szczerbickiego, Sawickiego, Chabika, Kamińskiego, Jesionowskiego, Wysockiego. Jeśli żyją, pewnie jak i mnie przypomina im się wojenne dzieciństwo spędzone w więzieniu. To niełatwe wspomnienia, wracają gdy mówi się o wojnie, o jej zakończeniu. Pozostawiły w człowieku ślad na całe życie - mówi Ryszard Idzik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie