Spółdzielnia mieszkaniowa likwiduje drewniane płotki i kamienie ze skalniaków przy blokach

W Skarżysku wybuchła awantura. Mieszkańcy bloków denerwują się, że spółdzielnia mieszkaniowa niszczy ich ciężką pracę. Zaczęło się od kontroli okolic bloków, jaką dwa tygodnie temu wykonali strażacy z pracownikami spółdzielni.

Chodziło o sprawdzenie, czy do budynków jest dobry dojazd dla wozów strażackich. Okazuje się, że jest z tym źle. - Sytuacja momentami wygląda bardzo nieciekawie. Drzewa, ogrodzenia, uniemożliwiają podjazd do bloków. A jest on konieczny ze względów bezpieczeństwa. W razie pożaru musimy mieć możliwość łatwego dotarcia do zagrożonych miejsc, żeby ratować ludzi. Stąd konieczność zapewnienia dojazdu. Szczególnie przyglądamy się wieżowcom, tam wymogi bezpieczeństwa są bardzo wysokie. W stosunku do bloków czteropiętrowych inicjatywa wyszła ze strony spółdzielni - mówi kapitan Michał Ślusarczyk, rzecznik prasowy skarżyskiej Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej.

Tną jak leci

Wynajęta przez spółdzielców ekipa zabrała się do pracy, na pierwszy ogień poszły bloki przy ulicach Tysiąclecia, Krasińskiego, Konopnickiej i Mickiewicza. Wycięto niektóre drzewa i większe krzewy. Trudno się temu dziwić, bo rzeczywiście przez nie strażacki wóz by nie przejechał. Ale znaleźliśmy też ścięty niewielki krzew pigwowca, podobnych strat mogło być więcej. Za blokami lokatorzy urządzili sobie ogródki, z pięknymi kwiatami, rabatami. Są ogrodzone kawałkami krawężników, drewnianymi palikami, niskimi, słabymi płotkami. One też zostały zburzone, pozdejmowane.

- Szkoda tego, komu przeszkadzało? - dziwią się Anna i Franciszek Sidor z bloku przy ulicy Tysiąclecia 2. Zdaniem pracowników spółdzielni usunięte ogrodzenia mogłyby przeszkadzać strażakom. Kapitan Ślusarczyk jest innego zdania. - Niewielkie płotki nie stanowiłyby przeszkody, usunąć trzeba elementy większe, na przykład zabetonowane słupki - mówi strażak.

Bo były skargi

Pracownicy spółdzielni do szewskiej pasji doprowadzili miejskiego radnego Jerzego Stopę, sprzed jego bloku zdjęto kamienie odgradzające trawnik od chodnika. - To jakaś głupota, podobno były skargi, że ktoś może sobie zrobić krzywdę o ostre krawędzie. Ale te kamienie są tu od lat i nikomu się nic nie stało, rosły przy nich kwiaty. Od lat poświęcam swój czas na pielęgnację zieleni przy bloku, wyręczam spółdzielnię przy przycinaniu krzewów, sadzę kwiaty. A teraz robi się taką rzecz - mówi oburzony Jerzy Stopa. Odpowiedzialne za zieleń urzędniczki przyznają, że były interwencje mieszkańców. Czy pisemne? Nie, ustne. Ktoś może się przewrócić, uderzyć o kamień. Kto za to potem odpowie?

Będą likwidować

Jak się dowiedzieliśmy, poprawianie dojazdów do bloków będzie w Skarżysku trwało przynajmniej do końca roku. Mieszkańcy innych spółdzielczych bloków muszą być przygotowani na to, że i ich klombami i płotkami zainteresują się władze spółdzielni. Na pobłażliwość nie ma co liczyć. Zarządca woli dmuchać na zimne, w razie nieszczęścia to on odpowiadałby za to, że straż nie mogła dostać się do zagrożonego bloku. Urzędnicy liczą się z tym, że bez protestów się nie obędzie, choć jak tłumaczą, w ich działaniach nie ma złej woli, jest troska o bezpieczeństwo lokatorów. Lubosław Langer, prezes spółdzielni obiecuje, że sprawie usuwania małych ogrodzeń się przyjrzy. Ale nie ukrywa, że urządzanie ogródków przez lokatorów w wielu przypadkach to samowola. - Gdybyśmy od nowa urządzali spółdzielnię, zgody na żadne ogródki by nie było, byłaby zieleń urządzona przez spółdzielnię - uważa Langer.