MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Strzelanina w szkole!

Sylwia BŁAWAT

Strzały były cztery, prawdopodobnie wszystkie trafione. W rękę, nogę, brzuch i klatkę piersiową. Trzy kule przeszły na wylot, czwarta być może została w człowieku. Tym, który strzelał był dyrektor szkoły średniej, tym, który oberwał - mężczyzna, jaki przyszedł do niego po haracz albo po dług. Gdy zamykaliśmy ten numer gazety, ranny był operowany, a dyrektor przesłuchiwany przez policję.

Młody, prawdopodobnie dwudziestokilkuletni, rosły mężczyzna do kieleckiej szkoły średniej przyjechał "skodą" wczoraj około godziny 18. Być może był tu umówiony. Auto zaparkował przed niewielkim, parterowym, żółtym budynkiem, a sam wszedł do środka. W pomieszczeniach z ławkami była tylko jedna osoba. Właściciel szkoły i jej dyrektor w jednej osobie. Obcy po chwili wybiegł i ruszył w kierunku budki ochroniarzy strzegących terenu:

- Chciał mnie zabić! - powiedział im.

- Nie wiem, czy żyje

Co się działo w szkolnym budynku, na razie nie bardzo wiadomo. Kiedy około godziny 19 byliśmy na miejscu, rannego już nie było. Zabrała go karetka pogotowia.

- To ja go znalazłem - relacjonował jeden z ochroniarzy. - "Znalazłem" to jest złe słowo, on do mnie przybiegł - mówi tajemniczo, po czym milknie i nie sposób wydusić z niego więcej ani jednego słowa, poza tym, że to on właśnie zadzwonił na pogotowie i policję. Wygląda na to, że nikt - poza oczywiście strzelającym i postrzelonym - nie widział ani nie słyszał tego, co zaszło.

Przed szkolnym budynkiem już są mundurowi. Pilnują, by nikt obcy się tu nie wałęsał. Policjanci z kryminalnego czekają na techników, próbują rozmawiać ze zszokowanym dyrektorem. Ten nie zaprzecza, że strzelał. Policjanci są jeszcze bardziej milczący niż ochroniarz.

- Nie wiem, czy żyje - mówi o rannym jeden z nich. - Nie wiem, czy jest ranny - uzupełnia precyzyjnie. Z kolegami po cywilu czeka na techników, żeby zrobili oględziny miejsca zdarzenia, zebrali ślady prochu z rąk dyrektora, obejrzeli samochód, którym przyjechał młody człowiek. "Skodę", a w niej na tylnym siedzeniu dwie lalki Barbie i pieska. Pewnie należące do córeczki właściciela pojazdu.

Ani śladu krwi

O rannym nieoficjalnie dowiedzieliśmy się tyle: ma cztery rany postrzałowe - w rękę, nogę na wysokości kolana, w bok brzucha oraz klatkę piersiową. Prawdopodobnie cztery pociski przeszły na wylot, czwarty być może utkwił w organizmie. Na miejscu nie krwawił prawie zupełnie. W pomieszczeniu, gdzie doszło do strzelaniny, nie ma ani jednej kropli krwi. Jedyny ślad po tym, co tu zaszło, to pociski i łuski. Gdyby ktoś nieświadomy wszedł do pomieszczenia, w ogóle by się nie zorientował, że coś dziwnego tu się wydarzyło.

Ranny człowiek nie próbował uciekać, chować się przed policjantami. Zdążył jeszcze zadzwonić do ojca, ten przyjechał wraz z żoną mężczyzny. Potem karetka zabrała go do szpitala na kieleckim Czarnowie, a lekarze natychmiast po przywiezieniu zabrali go na blok operacyjny. Gdy zamykaliśmy ten numer "Echa", zabieg wciąż trwał.

Że strzelał dyrektor szkoły, nie ma najmniejszych wątpliwości. Miał pozwolenie na broń ostrą - pistolet "TT". Zresztą on sam to przyznaje. Po wszystkim był w szoku. Wieczorem policjanci zabrali go do komisariatu, by złożył zeznania.

Haracz czy dług?

Co się stało w kieleckiej szkole w czwartkowy wieczór? Na razie hipotezy są dwie. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, dyrektor ponoć twierdził, że młodego człowieka już znał, bo ten od jakiegoś czasu miał żądać od niego pieniędzy. Podobno chodziło o kwotę sięgającą 20 tysięcy złotych i dyrektor podobno część już mu zapłacił, ale że więcej robić tego nie chciał i bardzo się zdenerwował, dlatego sięgnął po pistolet. Ale czemu oddał aż tyle strzałów? Czemu w klatkę piersiową? I za co ów człowiek żądał pieniędzy, a dyrektor pokornie płacił? Tego na razie nie wiadomo.

Druga wersja zakłada zupełnie odmienną przyczynę tego, co się stało. Ponoć od wielu miesięcy różni ludzie szukali pana dyrektora, który - jak twierdzili - był im winien jakieś pieniądze. Czy faktycznie był, tego nie wiadomo, chodziło ponoć o kwoty rzędu 500-1000 złotych. Możliwe więc, że i ten młody, rosły mężczyzna przyszedł tu po swoje, ale zamiast gotówki dostał ołów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie