Zaczęło się od niezgody
Kiedy się pobrali, powstał problem. Ona, rodowita kielczanka, nie chciała się przenosić do Tarnowa. On prowadzi tam firmę i nie zamierzał jej zostawiać. - A że się kochamy, trzeba było razem zamieszkać. Więc zaproponowałem - znajdźmy lokal na mój „warsztat”. Szukali w całym województwie, wreszcie trafili do Suchedniowa, gdzie na sprzedaż wystawiony był stary młyn. Urzekł ich tak, że go kupili. I zabrali się do pracy.
Trzy zasady odbudowy
Kierowali się trzema zasadami: To, co oryginalne, zostaje. Co powinno działać, ma działać. Każdy przedmiot się przyda, dostanie nowe życie. W ogromnym gmachu wymienili sześć tysięcy cegieł - takie, jak stare, znaleźli dopiero pod Sandomierzem. Wzmocnili konstrukcję, na zamówienie stolarz zrobił 50 modrzewiowych okien z 600 szybami. Dach też miał być taki, jak przed wojną - kupili starą maszynę do wyrobu dachówki. Ręczna produkcja wynosiła 60 sztuk dziennie. Oczyścili mury - często ręcznie, trąc cegła o cegłę. Dziś młynarze z satysfakcją oprowadzają po czterech kondygnacjach budynku o łącznej powierzchni 720 metrów kwadratowych. Klimatyczne wnętrza z mnóstwem drewnianych elementów, ciepłym oświetleniem i stylowymi meblami rzeczywiście prezentują się znakomicie. W Suchedniowie zamieszkali pierwszego kwietnia. - Mury już pękały. Gdyby młyn jeszcze trochę postał, nie udało by się go uratować - mówi pan Paweł. Czy są dumni, że ocalili zabytek? - Tak, choć może to za duże słowo. Cieszymy się, że coś po nas zostanie - przyznaje pani Anna.
Ma działać i już!
Paweł Orłowski jest inżynierem z krwi i kości. Mówi o sobie - technokrata. Kiedy kupili młyn, nie wiedział, że w środku jest stara turbina. - Kiedy ją zobaczyłem, oczy mi się zaświeciły. To szwajcarskie urządzenie. Nad jej odbudowaniem pracowałem trzy lata. Teraz działa, ma moc 15 koni mechanicznych - mówi gospodarz i prezentuje działanie urządzenia. Zdobyli konieczne zezwolenia i dziś mają swój prąd. Odbudowane zostały zastawa na Kamionce i kanał doprowadzający wodę do turbiny. - To wyjątkowy system, woda przepływa wewnątrz budynku. Mamy kawałek rzeki w domu - wyjaśnia. Na piętrze też kręcą się wielkie, drewniane przesiewacze mąki. Jak było założone - co powinno się ruszać, rusza się. Oczywiście jest też prywatna, mieszkalna część, również utrzymana w rustykalnym stylu.
Młyński Dom Kultury!
Młyn Jędrów (to nazwa dawnej wsi, obecnie ulica Koszykowa w Suchedniowie) i jego otoczenie już są piękne. jakie plany mają właściciele? Pani Anna chce, by stał się znanym ośrodkiem kultury. Na samym dole będzie zakład stolarstwa tradycyjnego - maszyny napędzą pasy transmisyjne z turbiny i mini huta szkła (Orłowscy wykonują bajeczne, szklane ozdoby). Na górze gotowa jest sala koncertowa (pierwszy już się odbył, okazało się, że akustyka jest znakomita. Gospodarze zastrzegają - miejsca dla disco polo w młynie nie ma). Będą się odbywały imprezy kulturalne, spektakle teatralne, wernisaże, imprezy okolicznościowe. To zresztą już się dzieje. W młynie odbyło się spotkanie suchedniowskich kobiet, wykład na temat dawnych wierzeń i legend związanych z młynami, zlot baloniarzy. Tu kręcono film promujący gminę Suchedniów. W planach są kolejne wydarzenia. Właściciele zamierzają serwować gościom wyjątkowe potrawy - dlatego założyli hodowlę koziołków, do których wkrótce dołączą kolejne zwierzęta - owce, kury i gęsi. Młynarzostwo chcą stworzyć unikalny, regionalny produkt kulinarny. - Chcemy, żeby to miejsce żyło. Nie chodzi o to, by przynosiło wielkie dochody, ma tylko zarobić na swoje utrzymanie - deklarują małżonkowie.
Dobre miejsce do życia
Anna i Paweł Orłowscy zwiedzili kawał świata. Mają mnóstwo pasji, z których wspólną są podróże. Pan Paweł lata balonem, żegluje, sprawy techniczne ma w jednym palcu. - Ale największą moją pasją jest żona - podkreśla. Pani Anna jest zakochana we Włoszech, operze i kulturze rosyjskiej. Na regale stoi bogata kolekcja książek - w oryginale. Czy życie w młynie ich odmieniło? - Stał się naszą kolejną pasją. To miejsce mnie inspiruje, rozwija, zachęca do odkrywania nowych możliwości. Niedługo zaczną przygodę z garncarstwem - mówi nasza bohaterka. - Wszystko się zmieniło. Korporacyjne zwierzę odkryło, że można żyć inaczej, wolniej. Teraz mam czas, by na spokojnie porozmawiać z ludźmi, a jest tu mnóstwo serdecznych osób. Odwiedzają nas często i chyba dobrze się tu czują. W Suchedniowie nawiązaliśmy wiele nowych znajomości, myślę, że wsiąkamy w lokalną społeczność - przyznaje pani Anna. Jej mąż wciąż ma dużo pracy - cały czas jest coś do zrobienia. A że sprawy traktuje zadaniowo, wszystko jest tak, jak być powinno. - Życie „na wsi”, choć Suchedniów to przecież miasto, bardzo nam odpowiada - twierdzą młynarze. Trudno nie dostrzec, że miejsce do życia wybrali idealnie. W dużej mierze sami je sobie stworzyli. Do cywilizacji blisko, ale natura nie daje o sobie zapomnieć. Przy młynie gospodyni spotkała kiedyś... wydrę. Nadbrzeżne wierzby podgryzają bobry. Na pobliską łąkę przylatuje bocian, w załomie muru gnieżdżą się pliszki górskie, w otaczającym budynek starodrzewiu wciąż śpiewają zięby i kosy. A gdy stanie się na mostku, można podziwiać balet pstrągów, żyjących w czystej Kamionce. Widowiskowo wyskakują nad wodę, chwytając rojące się jętki.
ZOBACZ TAKŻE
Jaka pogoda w czwartek? Zobacz prognozę pogody
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?