Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świat po pandemii koronawirusa eksploduje

Paweł Więcek
Paweł Więcek
W czasie pandemii jak kąkol plenią się apokaliptyczne wizje świata po koronawirusie oraz pesymistyczne prognozy dla gospodarki. Moim zdaniem świat nie runie. Czeka nas raczej eksplozja rozwoju.

Według serwowanych z tego samego menu opowieści ludzie – porażeni kruchością swego istnienia w konfrontacji z siłą wyższą - będą masowo peregrynować ku własnemu wnętrzu, spędzać więcej czasu na obserwacji obrotów ciał niebieskich na firmamencie, w zadumie przyglądać się, jak chyżym nurtem rzeka pędzi. A podejmą te czynności, by znaleźć odpowiedź na pytanie, które od momentu poczęcia zadaje sobie gatunek homo: „po co to wszystko?”. COVID-19 zmusi rezydentów Ziemi do podjęcia filozoficznej refleksji nad sensem egzystencji. Namysł z kolei doprowadzi do rekonfiguracji aksjologicznych priorytetów. Ustaną pęd ku czynieniu sobie Ziemi poddaną oraz żądza gromadzenia dóbr doczesnych. Miast tego na ołtarz wyniesione zostaną szlachetne cnoty ducha jak umiarkowanie w konsumpcji oraz stoicka zgoda na wyroki ferowane przez to, co ma status podmiotu transcendentnego wobec nas.

Rewolucji eskapizmu w społeczeństwie towarzyszyć ma gospodarczy regres. Sektor przedsiębiorczości zwinie się i skurczy do rozmiarów z lat 90., choć nie brakuje opinii, iż wehikuł kryzysu przeniesie nas pod względem parametrów ekonomicznych do lat powojennych, a może nawet i głębiej w otchłań dziejów. Fale bankructw i bezrobocia – jedna po drugiej – zaleją Polskę, Europę i świat.

Pozbawieni środków do życia ludzie najpierw będą zmuszeni radykalnie ograniczyć swoje zakupowe inklinacje. Gdy nie znajdą nowego zajęcia dającego zarobek i możliwość utrzymania rodziny w dobrej kondycji biologicznej, nadejdzie wtórna fala dramatu w postaci zabójstw, samobójstw i samobójstw rozszerzonych. Brat podniesie rękę na brata, syn zabija ojca, sąsiad ograbi sąsiada z dorobku życia, ktoś porwie komuś dziecko, by – poddawszy surowiec obróbce termicznej - wykarmić progeniturę.

Te dantejskie sceny będą rozgrywać się oczywiście w antrakcie zasadniczego zajęcia ludzkości po koronawirusie, czyli uprawiania nieustannej kwerendy w bibliotece duszy w poszukiwaniu manuskryptu z odpowiedziami na najważniejsze dylematy filozofii. Czyli z trwającej na całym globie od dekad ery niepohamowanego konsumpcjonizmu i skrajnego egocentryzmu w ciągu dwóch miesięcy przeskoczymy do nowego rozdziału w dziejach ludzkości: kameralnej kontemplacji i altruizmu wobec innych, a także względem przyrody. Doświadczenie zarazy w ujęciu indywidualnym wyłączy nasze instynkty oraz nawyki, a w skali makro nie tylko zatrzyma, ale wręcz cofnie galopujące procesy społeczne, gospodarcze i polityczne. Uruchomi natomiast powrót człowieka ad fontes. Człowiek za pomocą zrekonstruowanej pępowiny znów podłączy się do życiodajnego łona swej matki - Natury osiągając podwójną harmonię - z sobą samym oraz ze światem.

Powyższą syntezę różnych teorii i predykcji na temat kierunków metamorfozy świata po koronawirusie z premedytacją zbudowałem na hiperboli. Inaczej trudno byłoby ukazać ich absurdalność. Z czego wynika ten absurd? Z obrania niewłaściwego punktu wyjścia do rozważań. Myślenie magiczne, owszem, ma intrygujący powab, ale nie niesie ze sobą wartości poznawczej. Zamiast zaklinania przyszłości czy też: zamiast prognozowania przyszłości w oparciu o własną listę życzeń proponuję Państwu błyskawiczną anatomię kryzysu związanego z koronawirusem i diametralnie odmienną od dominującej ocenę skutków w warstwie społecznej oraz gospodarczej.

Zacznijmy od fundamentalnego pytania: czy natura tego kryzysu różni się w istotny sposób od innych nieszczęść, jakie od tysięcy lat spadają na ludzkość? Moim zdaniem – nie. W zamierzchłych dziejach zaraza dziesiątkowała wsie, dziś (przepraszam za to określenie, ale poruszamy się na gruncie statystyki) ledwie drasnęła populację globalnej wioski. Paradoksalnie więc zasięg terytorialny infekcji jest ten sam; jedynie skala śmiertelności uległa silnemu spłaszczeniu. Na przestrzeni milleniów i wieków występowały również inne katastrofy sprowadzane na człowieka najpierw przez bogów ziemi, nieba czy wody, a potem – po odrzuceniu tak prymitywnie rozumianego sacrum - przez naturę lub czynnik boski, które w nie do końca rozpoznany przez nas sposób zarządzają aktywnością żywiołów. Żaden z tych dramatów nie zdołał strącić nas ze sceny światowej bioróżnorodności. Ba, nawet największa w historii gatunku katastrofa humanitarna podczas II wojny światowej, choć obróciła rzeczywistość w perzynę i dotknęła bezpośrednio setki milionów ludzi, nie zatamowała krążenia elan vital wstrzykniętego do naszego DNA.

Nasza cywilizacja od milionów lat funkcjonuje w rytmie wyznaczanym przez okresy rozwoju i kryzysu. Żadna, nawet najstraszliwsza tragedia o światowym zasięgu - bez względu na to, czy jej źródło biło w najpodlejszych i najbardziej upośledzonych rejonach psychiki, czy swój początek brało z wciąż nieodgadnionych trzewi natury – nie powstrzymała marszu ludzkości ku postępowi. Wręcz przeciwnie – kryzys zawsze był, jest i będzie sterydem rozwoju. Dla potomków Adama i Ewy dno za każdym razem staje się trampoliną, na której można wzbić się wyżej i wyżej, by sięgnąć po owoce z kolejnych gałęzi drzewa poznania. Znów zagramy wedle tego scenariusza.

Patrząc z wysokości dziejów kryzys wywołany przez koronawirusa to ani koniec, ani początek. To zaledwie jeden z etapów o żywotności nie dłuższej niż tysięczna część czasu mrugnięcia oka. Epizod epizodu zapisany w didaskaliach zaginionej, a może nigdy nie napisanej książki. Ćwierć atomu fraszki.

Skoro tak, to dlaczego się boimy, skąd bojaźń? Tu musimy zejść na poziom indywidualnego, osobistego doświadczenia. Sterują nami atawistyczne instynkty. Lęk przed śmiercią aktywuje potrzebę zabezpieczenia naszego unikalnego życia. Trzymamy się życia pazurami, choć każdego dnia coś wciąga nas w bagno niebytu. Rzeczywistość nieustanie bombarduje nas dowodami na kruchość istnienia. Pojawiająca się nagle i znikąd zaraza jest niepożądanym, bo dodatkowym elementem w całej - i tak obfitej - puli zagrożeń czyhających na człowieka. Ta świadomość paraliżuje, ale nie wprowadza w stan hibernacji. Strach wyolbrzymia śmierć przysłaniając życie. Wszyscy wstrzymują oddech, by po chwili znów nabrać potężną dawkę powietrza do płuc. Moment refleksji zaliczony – możemy znów rozpocząć bieg. A w tej gonitwie najważniejszy jest refleks.

Do czego tak naprawdę zmierzam? Koronawirus nie anuluje rzeczywistości, w której żyliśmy dotychczas. Być może nastąpi lekka korekta trajektorii pewnych procesów – zmienią się w jakiejś mierze nawyki zakupowe poprzez przeniesienie określonego wolumenu transakcji do internetu, praca zdalna stanie się uznawanym przez korporacje modelem wykonywania obowiązków. Jasne – wiele osób straci zatrudnienie, wielu przedsiębiorców zamknie biznesy. Ale to nie oznacza, że wszyscy popadną w zawodowe odrętwienie. Ruszą na łowy w poszukiwaniu nowego zajęcia, by wykarmić rodzinę, spłacić długi i dalej spełniać swoje marzenia. Nie wzrośnie lawinowo odsetek filozofów. Po pandemii będziemy pracować dwa razy intensywniej idąc starą koleiną. Świat eksploduje. Imperatyw urządzenia się na nowo będzie główną motywacją. Jesteśmy konkwistadorami. Gdy coś nieznanego nam podskakuje, musimy to ujarzmić i zdusić albo sobie podporządkować. Gdy coś tracimy, musimy to odzyskać. Stworzenia powołane do ciągłego tworzenia.

Jakie są objawy i jak się chronić? Zobaczcie

Zobacz też, jak prawidłowo myć ręce:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie