Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szef Pracowni na rzecz Wszystkich Istot szczerze specjalnie dla Echa Dnia

Mateusz Bolechowski
Mateusz Bolechowski
autor
Przykuwał się do bramy ministerstwa, broni Puszczy Białowieskiej, wilków i walczy z drogowcami. Skarżyszczanin Radosław Ślusarczyk, jeden z najbardziej znanych polskich ekologów ocenia ministra Szyszkę, świętokrzyskich urzędników i leśników.

Walczymy o przyrodę i o… ludzi

Rozmowa z Radosławem Ślusarczykiem, skarżyszczaninem, prezesem organizacji ekologicznej Pracownia na rzecz Wszystkich Istot.

Radosław Ślusarczyk ma 41 lat, pochodzi ze Skarżyska – Kamiennej. Jest absolwentem Zespołu Szkół Elektrycznych w Skarżysku i wydziału przyrodniczego Akademii Świętokrzyskiej, magistrem geografii. Kieruje organizacją ekologiczną Pracownia na rzecz Wszystkich Istot.

Jaki był początek pana związków z ekologią?

Od lat przyjaźnię się ze Stiffem (Piotrem Stefańskim, znanym skarżyskim ekologiem i muzykiem – red.). Gdy w 1994 roku w Puszczy Białowieskiej wycinano 300 – letnie dęby, w Warszawie odbył się protest. Przyjechali na niego ludzie z całego świata, nawet z Australii. Zabrał mnie tam ze sobą. Dla mnie, wówczas 17 - latka było szokiem, że Polaków była garstka. Dominowali obcokrajowcy, ludzie w wieku mojej mamy. Rok później przykułem się do bramy Ministerstwa Ochrony Środowiska. Te działania przyniosły sukces; obszar Białowieskiego Parku Narodowego powiększono dwukrotnie i wprowadzono moratorium na wycinkę starodrzewi. Później, z fachowcami, poznawałem puszczę i procesy, jakie zachodzą w środowisku. To była moja droga do Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. Wyspecjalizowałem się w kwestii minimalizacji wpływu budowy dróg na przyrodę i ochronie wilków.

Jest pole do działania?

Od dekady mamy inwestycyjny boom. Ale Pracownia nie tylko protestuje przeciw złym rozwiązaniom. Piszemy poradniki, jak godzić interesy ludzi i przyrody, szkolimy drogowców i projektantów, wprowadzamy sprawdzone rozwiązania z Zachodu.

Przejścia dla zwierząt pod i nad drogami, o które zabiegacie, spełniają swoją funkcję?

Tak, są skuteczne, a dzięki temu bezpieczni są również użytkownicy dróg, bo nie dochodzi do wypadków.

Co będzie z przeplatką aurinią, przesiedlonymi motylami spod Skarżyska?

Sądzę, że wszystkie zginą. Ta populacja, największa w regionie świętokrzyskim, nie ma szans na przetrwanie. Pofragmentowana i otoczona z trzech stron drogami nie utrzyma się. Motyle będą ginąć bo drogowcy zdegradują ich siedlisko, będą także ginąć w kolizji z samochodami.

Coś strasznego się stanie, jeśli jedno stanowisko tych motyli zniknie?

Teoretycznie nic się nie stanie. W praktyce żyjemy w cywilizowanym kraju, w którym można połączyć ochronę przyrody z koniecznymi inwestycjami, tym bardziej że żyjemy w dobie masowego wymierania gatunków. A od jakości środowiska zależy jakość naszego życia.

Można odnieść wrażenie, że konflikt między Pracownią, Panem, a drogowcami ma charakter ambicjonalny. Że chodzi o to, żeby udowodnić, że ma się rację.

Czy robimy komuś na złość? Zdecydowanie nie. Myślę, że dla drogowców, odkąd wydali 43 milionów złotych na wykup gruntów i wycinkę lasu, nie było już odwrotu. Ziemię zaczęli wykupywać w momencie, gdy było wiadomo, że zła decyzja środowiskowa się nie utrzyma. Konfliktu nie odbieram jako ambicjonalnego. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Kielcach jest mistrzem świata w wydawaniu fatalnych decyzji. Uczestniczymy jako organizacja w postępowaniach w sprawie budowy wielu dróg w całej Polsce i dochodzimy do porozumienia. W świętokrzyskim się nie da.

Ludzie was nie lubią. W komentarzach pod artykułami na temat skarżyskiego odcinka S-7, 99 procent internautów nie zostawia na Was suchej nitki.

To mnie nie przeraża. 20 lat temu w sporze o Puszczę Białowieską było identycznie. Ja się tym ludziom nawet nie dziwię. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad broniąc swoich racji posuwa się do demagogii i populizmu. Może się na moją głowę wylewać fala hejtu, ale proszę spojrzeć na fakty. Budowa wspomnianego odcinka S-7 będzie droższa, niż powinna być, rozwiązania ruchu drogowego są niebezpieczne dla użytkowników, w dodatku Polska nie dostanie na tę inwestycję dofinansowania. Jeśli ktoś nawet ma w nosie argumenty o ochronie przyrody, niech zmierzy się z pozostałymi. My, broniąc przyrody, bronimy także ludzi przed skutkami złych projektów.

Większość społeczeństwa nie ma dobrego zdania o ekologach. Jesteście uznawani za tych, którzy głośno krzyczą, dopóki nie dostaną pieniędzy.

To mit. Czarny PR. Organizacje ekologiczne to siła, która zmienia rzeczywistość. Jeżeli stoi to w kolizji z interesami korporacji lub rządów, to z ekologów chce się zrobić wariatów. Nie jest tajemnicą, że na całym świecie organizacje broniące środowiska były inwigilowane i rozsadzane od środka przez służby specjalne wielu państw, choćby Francji.

A w Polsce?

W obecnej sytuacji to wielce prawdopodobne.

A propos, z czego utrzymuje się Pracownia?

Z jednoprocentowego odpisu od podatku rocznie dostajemy sto – sto dwadzieścia tysięcy. Otrzymujemy darowizny od osób prywatnych, startujemy w projektach o granty – od instytucji polskich i zagranicznych. Dwa razy wygraliśmy przetargi na monitoring przejść dla zwierząt. Pomagają nam fundacje zagraniczne. Nie jesteśmy zamożną organizacją. Nasze sprawozdania finansowe są jawne i co roku kontrolowane. Mamy około 80 członków, na etatach są tylko cztery osoby.

Nie brakuje przyrodników, którzy na zlecenie przygotowują „raporty środowiskowe” dla inwestorów.

To prawda. My tego nie robimy. Wiadomo, że jeśli ktoś robi raport i dostaje za to pieniądze, nie będzie potem zgłaszał zastrzeżeń do danej inwestycji. Staje się niewiarygodny.

A co Pan powie o tych wszystkich aktywistach oblewających farbą kobiety w futrach, włamujących się do ferm lisów i wypuszczających te zwierzęta na wolność, co ma dla przyrody fatalne skutki?
To są skrajne przykłady,. Pracownia i jej członkowie nie stosują przemocy w żadnej formie. Dam przykład – ostatnio Pracownia i inne organizacje zablokowały pracę harwesterów w Puszczy Białowieskiej otoczając je sześciometrowej wysokości trójnogami, pod którymi podwieszeni byli ludzie. To było pokojowe działanie przeciwko łamaniu prawa i dewastacji Puszczy Białowieskiej. Działaliśmy w stanie wyższej konieczności - nasz narodowy skarb ginął na naszych oczach i jako obywatele nie mogliśmy się temu bezczynnie przyglądać. Dzięki blokadom minimalizowaliśmy dewastację Puszczy.

Często stawał Pan przed sądem?

Kilka razy. Najczęściej pozywali mnie potężni inwestorzy, którym zarzucałem łamanie prawa. To była próba zamknięcia nam ust. Za każdym razem byłem uniewinniany. Dopiero ostatnio, po obronie puszczy, zostałem wraz z grupą osób nieprawomocnie skazany za wykroczenie, ale sąd odstąpił od wymierzenia kary. To istne kuriozum, bo sąd przyznał że w Puszczy łamane jest prawo i całkowicie uznał motywację naszych działań

O co chodzi z tą Puszczą Białowieską? Przecież leśnicy nie wycinają drzew w parku narodowym, tylko na obszarach nie objętych ochroną.

Leśnicy złamali społeczną umowę, zgodnie z którą nie będą pozyskiwać więcej, niż 68 tysięcy metrów sześciennych drewna z puszczy rocznie i nie będą cięli starodrzewi. To nie żadna walka z kornikiem, tylko wycinka gospodarcza! Łamanie prawa polskiego i europejskiego! Jaki jest sens walki z kornikiem, skoro usuwane są drzewa w których korników nie ma już od kilku lat?
Polski sposób gospodarki leśnej jest uznawany za najlepszy na świecie.
Mieliśmy świetne lasy. To prawda. Ale przy obecnym popycie na drewno Lasy Państwowe prowadzą gospodarkę rabunkową. Ta korporacja to państwo w państwie.

Minister Szyszko jest dobrym przyrodnikiem?

Nie jest.

Ale odkrył nowy gatunek chrząszcza, a Pan nie odkrył. Ma duży dorobek naukowy.

Jako naukowiec wydał wiele prac, których nikt nie recenzował. Takie może publikować i pan i ja. Ich wartości nikt nie sprawdził. Szyszko przegrał dwukrotnie w Trybunale Sprawiedliwości UE. Raz spór o Rospudę, drugi raz o Puszczę Białowieską.
Trzeba przyznać, że „dzięki” ministrowi zawód leśnika, tak do niedawna szanowany, dziś jest postrzegany negatywnie.
Działania Jana Szyszki wywołały potrzebną dyskusję o leśnictwie i jej destrukcyjnym wpływie na przyrodę.

Czyli wam pomógł.

W tym sensie rzeczywiście zrobił dla nas, a przede wszystkim natury, sporo dobrego.

Zastanawiam się nad jednym. Pana organizacja zajmuje się węzłami drogowymi i poszczególnymi przejściami dla zwierząt, a tymczasem od lat na wielką skalę niszczone są polskie rzeki. Teraz planowane jest uregulowanie Wisły, ostatniej dużej, dzikiej rzeki w Unii Europejskiej. To Was nie interesuje?

Z rzekami jest faktycznie problem. Ale są w Polsce prężnie działające organizacje, które się tym zajmują. My je wspieramy, ufając, że wiedzą, co robią. My specjalizujemy się w drogach.

Zmieniają się rządy, a melioranci cały czas wydają ogromne pieniądze na prostowanie rzek, twierdząc, że to dla ochrony przed powodziami.

Melioranci to taki sam beton, mocne lobby, jak leśnicy czy myśliwi. Są poza jakąkolwiek kontrolą.

Obecnemu rządowi uda się zmeliorować Wisłę?

Trudno powiedzieć. Żeby wyjaśnić, skąd biorą się obecne zakusy na Wisłę, trzeba cofnąć się w czasie. Poprzedni minister środowiska z Platformy Obywatelskiej wziął z Banku Światowego ogromną pożyczkę na prostowanie rzek pod przykrywką ochrony przeciwpowodziowej. Unia dała się nabrać. Obecny rząd ma te pieniądze, są na stole i… trzeba je wydać. Zniszczą rzeki, a pieniądze z odsetkami oddadzą wszyscy podatnicy. A że polscy melioranci stosują metody sprzed wieku, które nie zapobiegają powodziom, tylko zwiększają ich ryzyko, powszechnie wiadomo.

Wspomniał Pan o myśliwych. Są potrzebni?

Nie są. Polski Związek Łowiecki też jest poza jakąkolwiek kontrolą. To wielki biznes. Roczny przychód w 2016 z polowań dewizowych to 72,5 miliona złotych, a ze sprzedaży tusz zwierząt będących własnością Skarbu Państwa - 143 mln zł. Na imprezy wydają w sumie 10 milionów. Model łowiectwa trzeba zmienić.

Ludzie jedzą mięso. Jeśli ma się do wyboru: kupić to z hodowli lub dzikiego zwierzęcia, ja wybrałbym dziczyznę.

I o to chodzi. PZŁ hoduje zwierzęta, tyle że w stanie wolnym.

Co w tym złego? Dziki stały się w Polsce plagą. Jeleni, saren, ba, nawet wilków jest u nas coraz więcej.

To myśliwi są odpowiedzialni za rozrost populacji dzików. Każdego roku do lasów trafia sto tysięcy ton karmy za 23 mln zł. Gdybyśmy dali przyrodzie samej się wyregulować, problemu by nie było. Wśród myśliwych nie brakuje ludzi, którzy dostrzegają patologie, jakie mają miejsce w tej organizacji. To dzięki sygnałom od nich udaje się skazywać tych, którzy strzelają do wilków, mylą dzika z żoną, łosiem albo żubrem.

Co do polskiego żubra – ledwo sforsował Odrę, Niemcy go zastrzelili… We Francji, Włoszech, Hiszpanii strzela się nawet do naszych poczciwych skowronków, kwiczołów i wilg. W porównaniu z Zachodem u nas zwierzęta mają jak w Raju…

To prawda. Na Zachodzie model myślistwa też pozostawia wiele do życzenia. Ale jestem patriotą i staram się chronić polską przyrodę.

To co ma pan przeciwko polskim myśliwym?

Współczesne łowiectwo to relikt komuny, pełen patologii. Zabiegamy, by nie weszło w życie nowe „Prawo Łowieckie”. Nasze postulaty to m.in. wprowadzenie zakazu używania ołowianej amunicji, która zanieczyszcza środowisko w stopniu podobnym, jak cały przemysł ciężki, zakazu uczestnictwa dzieci w polowaniach, zakazu polowań na terenach prywatnych, jeśli właściciel sobie tego nie życzy. No i wprowadzenie obowiązku okresowych badań okulistycznych i psychologicznych dla myśliwych, którzy przecież jako jedyna grupa niezawodowa posiadają broń palną w naszej wspólnej przestrzeni. Co chwila słyszymy, że myśliwy zabił lub zranił człowieka bo pomylił go z dzikiem. To się musi skończyć.

Sądzę, że wędkarze zostawiają w wodzie znacznie więcej ołowiu niż myśliwi polujący na kaczki. Za nich też się weźmiecie?

Być może przyjdzie i czas na wprowadzenie zakazu stosowania ołowiu dla wędkarzy.

Nigdy nie łowił pan ryb?

Łowiłem jako dziecko, z wujkiem. Jadłem też mięso, którego obecnie nie jem.

Ma Pan wyrzuty sumienia?

Nie mam. Każdy ma prawo żyć, jak chce.

Może chcielibyście w ogóle zakazać polowań?

Myśliwi powinni mieć prawo do polowań. Ale łowiectwo trzeba ucywilizować, poddać kontroli społecznej i sprofesjonalizowąć. To musi być zwyczajny zawód, normowany prawnie, o jasnych podstawach merytorycznych. Teraz to hobby - bez kontroli, szkodliwe przyrodniczo i naruszające konstytucyjne prawo własności.

To w Pańskich ustach brzmi jak herezja. Co na to powiedzą wszyscy obrońcy praw zwierząt? Choćby tak popularna organizacja „Ludzie przeciw myśliwym”?

To jest patologia, od której się odcinamy. Z niejasnym finansowaniem. Osoba, która prowadzi „Ludzie przeciw myśliwym” została skazana za malwersacje finansowe i ma kolejne zarzuty prokuratorskie. Nie mamy z nimi nic wspólnego. Popieramy natomiast działania, które naświetlają patologie myśliwych i upominają się o dobrostan wszystkich zwierząt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie