MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzeba będzie wygrać w Płocku - relacja z meczów Vive Kielce - Wisła Płock (zdjęcia, video)

Paweł KOTWICA [email protected]
W obu meczach trwała zacięta walka o każdą bramkę. Na zdjęciu rzuca Bartosz Konitz z Vive, broni Michał Zołoteńko.
W obu meczach trwała zacięta walka o każdą bramkę. Na zdjęciu rzuca Bartosz Konitz z Vive, broni Michał Zołoteńko. S. Stachura
Po dwóch zaciętych meczach finału play off ekstraklasy, piłkarze ręczni Vive Kielce remisują z Wisłą 1:1.
Vive Kielce - Wisla Plock 23:21

Vive Kielce - Wisła Płock 23:21

Wisła zrealizowała swój cel - wywiozła jedno zwycięstwo z Kielc. Kolejne dwa spotkania odbędą się w najbliższą sobotę i niedzielę w Płocku, co stawia w uprzywilejowanej pozycji gospodarzy, bo do obrony mistrzostwa Polski brakuje im dwóch wygranych.

Kielczanie po raz pierwszy w tym sezonie przegrali u siebie, a płocczanie pierwszy raz w historii wygrali w hali przy ulicy Bocznej.

Długa jest lista grzechów kieleckiego zespołu w sobotnim meczu. Większośc zawodników wyraźnie nie wytrzymała stawki spotkania. Wisła nie zagrała wielkiego pojedynku, ale wykorzystała wszystkie swoje atuty.

Trzeba będzie wygrać w Płocku - relacja z meczów Vive Kielce - Wisła Płock (zdjęcia, video)

SEIER 22

Świetnie grała w obronie, w drugiej połowie całkowicie dezorganizując atak pozycyjny Vive. "Nafciarze" bezwzględnie wykorzystywali błędy kielczan w ataku, zdobywając wiele bramek z kontrataków. Gwiazdą gości był duński bramkarz Morten Seier. Grający z numerem 22 zawodnik odbił 22 piłki.

Płocczanie wprawdzie nie zawsze radzili sobie ze środkiem obrony Vive (nasi zawodnicy zablokowali aż 13 rzutów), ale szukali szczęścia rzucając ze skrajnych rozegrań. I tu widać było doświadczenie mistrzów Polski, którzy grali spokojnie, długo, w końcu oddawali sprytne rzuty, często wtedy, gdy sędziowie sygnalizowali już grę pasywną. Najczęściej trafiały one do kieleckiej bramki, mimo że Kazimierz Kotliński w pierwszej i Marek Kubiszewski w drugiej połowie należeli do najmocniejszych punktów Vive.

Ale tych jasnych punktów gospodarze mieli za mało - można jedynie wyróżnić Tomasz Rosińskiego i za pierwszą połowę Patryka Kuchczynskiego. Poza Rosińskim nieskuteczni byli rozgrywający, a niemal każda próba dogrania do koła kończyła się stratą i kontratakiem rywala.

ZACZĘLI OD 3:0

Początek meczu absolutnie nie zapowiadał fatalnego zakończenia. Wprawdzie Seier odbił dwa pierwsze rzuty, ale kontrę obronił Kotliński, Wisła raz straciła piłkę i po dwóch kontrach Kuchczyńskiego i jednej Rafała Glińskiego gospodarze prowadzili 3:0. Potem w głównych rolach występowali obaj bramkarze.

Źle w naszym zespole zaczęło się dziać od stanu 6:3 w 12 minucie. Błędy popełniał Henryk Knudsen, nie lepiej prezentował się jego zmiennik Konitz, ciągle świetnie bronił bramkarz Wisły i w 19 minucie po trafieniu Tomasza Palucha z karnego przegrywaliśmy 6:7, a w 22, po cwanym rzucie Michała Zołoteńki - 7:9.

W końcówce tej części gry przebudził się Knuden, kilka razy solowe akcje skutecznie wykończył Rosiński, ale Wisła ciągle sprytnie zdobywała bramki. Na 9:11 przy sygnalizowanym czasie z rzutu wolnego trafił Bartosz Wuszter, za moment rzutem z podłoża trafił Iwan Pronin.

Po zablokowanym rzucie Zołoteńki znów po wejściu w obronę trafił "Rosa" (12:12), ale ostatnie sekundy tej połowy należały do Wisły - dwa gole zdobył Sebastian Rumniak, drugiego znów, gdy sędziowie chcieli zabrać płocczanom piłkę za grę na czas.

PROWADZENIE, POTEM KATASTROFA

Druga połowa zaczęła się dobrze dla Vive, które szybko wyrównało dzięki obronom Marka Kubiszewskiego. Mimo że Knudsen przestrzelił karnego, w 38 minucie zespół z Kielc już wygrywał - 16:15 po golu Mateusza Jachlewskiego. Potem była już tylko bezradność.
O tym, co od tej pory zaczęli grać kielczanie świadczą liczby: w drugiej połowie tylko trzy gole zdobyte z ataku pozycyjnego (choć trudno było powiedzieć, że coś takiego w grze Vive funkcjonowało - wszystko polegało na indywidualnych akcjach), 11 minut (45-56) bez gola, między 38 a 60 minutą 13 nieskutecznych rzutów i 5 strat piłki.

Tak doświadczony zespół jak Wisła nie mógł tego nie wykorzystać, mimo że często nie dawał sobie rady z Kubiszewskim - ze stanu 17:18 w 45 minucie zrobiło się 17:22 w 55 i było po wszystkim.

- Mój zespól zagrał bardzo dobrze w obronie, to był wielki mecz Mortena Seiera. Moi zawodnicy zmusili Vive do wielu błędów i je wykorzystali - mówił trener Wisły, Olivier Jensen.

- Zmierzyliśmy się z zespołem dużo bardziej doświadczonym, mającym świetną obronę i bramkarza. Graliśmy falami, za duże były emocje, co przeszkadzało nam w ataku. Niedobrze, że moi zawodnicy grali tylko ustalone zagrywki, nie patrzyli, co robi przeciwnik, który wywierał dużą presję. Zabrakło nam determinacji. Jeśli zawodnik Wisły decydował się na atak, to szedł do końca i go kończył, u nas tego brakowało - mówił trener Vive, Bogdan Wenta.

ZNÓW ZACZĘLI OD 3:0

Przed niedzielnym meczem wiadome było jedno - Vive ma nóż na gardle, bo druga porażka stawia je w arcytrudnej sytuacji. O dziwo, większość zawodników gospodarzy zagrała mniej nerwowo, niż dzień wcześniej.

Początek spotkania przypominał sobotnią potyczkę. Po ośmiu minutach kielczanie prowadzili 3:0, a po 17 - 6:3. Rewelacyjnie bronił Kubiszewski, płocczanie pierwszego gola rzucili mu dopiero w 9. minucie. Od 13 minuty nasz zespół przetrwał bez strat podwójne osłabienie, a w 14 minucie na 5:1 trafił Konitz. Kiepsko dysponowani byli rozgrywający Wisły, do 24 minuty wszystkie bramki (5) dla gości zdobyli skrzydłowi. Seier spisywał się dobrze, ale już nie tak, jak w pierwszym meczu. Mimo to w końcówce pierwszej połowy Wisła odrobiła część strat, bo dobrze zaczął bronić Marcin Wichary.

Kilka prostych błędów Vive po zmianie stron dało "nafciarzom" okazje i po trzech kolejnych golach Zołoteńki w 35 minucie był remis 13:13. Od stanu 14:13 przez 6 minut żadna z drużyn nie zdobyła gola, a niemoc przełamał dopiero Rosiński. Ale dwie minuty później znów był remis - 15:15.

Od tego momentu niesamowicie bronił Kotliński, a naszym zawodnikom zaczęło sprzyjać szczęście - po karnym Petera Nielsena piłka odbiła się od słupka, potem od pleców Kazika, od poprzeczki i wyszła w pole, a za moment przy kontrze Rosińskiego odbiła się od obu słupków i wpadła prosto w ręce Jachlewskiego, który skutecznie dobił.

Wisła jeszcze raz złapała kontakt z Vive - w 53 minucie po kontrze Palucha było 19:18. Gole Kamila Sadowskiego, Rosińskiego, Konitza przeplotły kolejne świetne obrony Kotlińskiego i w 57 minucie nasi wygrywali 22:18. Szybko odpowiedział Witalij Nat, ale pieczęć na zwycięstwie przybił Sadowski, trafiając do bramki, mimo że prawie leżał na parkiecie.

Do końca były 2 minuty i 12 sekund, goście zdobyli jeszcze dwie bramki, ale nic nie mogły one pomóc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie