Tadeusz Rojek
Legitymacja wojskowa porucznika Tadeusza Rojka.
(fot. fot. Marek Maciągowski)
Tadeusz Rojek
Urodził w 1908 roku, zmarł w 1990. Uczył się w Korpusie Kadetów numer 1 we Lwowie, gdzie w 1928 otrzymał świadectwo dojrzałości. W latach 1929-1931 w Szkole Podchorążych Artylerii w Toruniu. Promowany na stopień podporucznika w 1931 roku z przydziałem do Kielc na stanowisko dowódcy plutonu. Do stopnia porucznika awansowany w 1934. W kampanii wrześniowej 1939 brał udział na stanowisku adiutanta dowódcy 2 pułku artylerii lekkiej w składzie 2 Dywizji Piechoty Legionów. Walczył z Niemcami na liniach obronnych na rzece Warcie i Widawce, pod Tomaszowem Mazowieckim, potem w bojach koło Modlina.
1 września 1939 roku o godzinie 5.30 rano porucznik Tadeusz Rojek, adiutant dowódcy 2 pułku artylerii lekkiej odczytał rozkaz Naczelnego Wodza zarządzający stan wojny. Już 2 września pod Zapolicami artylerzyści wzięli udział w boju razem z żołnierzami 4 pułku piechoty. Niemcy zadali Polakom ogromne straty. Jednostki rozproszyły się, miały się spotkać w rejonie Brzezin, gdzie przewidziano organizację
obrony na kolejnej rubieży.
ROZBILI CZOŁGI
Porucznik Rojek objął komendę I dywizjonu, czyli 6 dział. 13 września w rejonie Garwolina uciekający cywile powiedzieli o zbliżających się niemieckich czołgach. Tadeusz Rojek zorganizował obronę ustawiając swoje i jeszcze inne z innych jednostek zebrane działa do strzału na wprost. Za chwilę pojawiły się czołgi. Artylerzyści rozbili dwa z nich, pozostałe wycofały się do lasu. Porucznik zaczął organizować żołnierzy by wycofać się na Ryki. Gdy kolumna wojska szła w szyku nadleciał samolot z polskimi znakami rozpoznawczymi. Żołnierze zaczęli machać, ale z samolotu posypały się strzały. Konie przy działach zostały wybite, a żołnierze rozbiegli się. Samolot pozostawił ogrom zniszczeń. Zginęło wielu żołnierzy. Obrona nie miała sensu. Porucznik Rojek kazał zabrać zamki, a działa ukryć. Potem walczył jeszcze w obronie Modlina.
Relację z września 1939 roku spisał starszy Ogniomistrz Kazimierz Opalinski.
TRAFIŁ DO ANDERSA
- Gdyby nie ta relacja nic bym o ojcu nie wiedziała, bo on sam nie lubił mówić o sobie i o wojnie, a ja go o to nie pytałam - mówi pani Danuta Żbikowska z domu Rojek, córka porucznika Rojka. Gdy wybuchła wojna miała tylko 1, 5 roku. Tamten czas zna tylko z opowiadań. Wie, że ojciec wrócił do domu, do Kielc w listopadzie i od razu zaczął pracę w konspiracji. 4 stycznia został aresztowany, przewieziony na Zamkową. Mógł zginąć. Wykupienie miało kosztować 100 tysięcy w złocie. Poszły wszystkie rodzinne kosztowności, pomogli znajomi. Tadeusz Rojek dostał się w ostatniej chwili do pociągu wiozącego jeńców. Trafił do oflagu 7A w Murnau, potem znalazł się w Armii Andersa. Zachowała się jego legitymacja z 10 pułku artylerii.
- Za późno zorientowałam się, by pytać ojca o przeszłość. Teraz zostało trochę dokumentów, ale o tym co robił ojciec w czasie wojny wiadomo bardzo mało - mówi Danuta Żbikowska.
Wie, że ojciec chciał ściągnąć ją i żonę do siebie do Anglii. Przeznaczył na to wszystkie oszczędności, ale kurier, który miał je przewieźć przepadł. - To był ojca znajomy. Za pieniądze, które wziął otworzył potem sklep w Warszawie - mówi pani Danuta.
RADIO I SZLACHECKIE HERBY
Tadeusz Rojek wrócił do Kielc, ale tu nie mógł znaleźć żadnej pracy. Był wrogiem, a że przywiózł radio, był traktowany jak szpieg. Nawet znajomi, którzy chcieli pomóc, nie mogli go zatrudnić. Wreszcie po dwóch latach pani Rojkowa poszła do swojego ucznia i sekretarza partii. Powiedziała, że nie wyjdzie, jak mąż nie dostanie pracy.
W końcu Tadeusz Rojek dostał pracę zaopatrzeniowca w banku. Nie mógł awansować. O wojnie nie opowiadał, nie mówił o swoich wyczynach. Może jedynie księdzu Rospondkowi, kapelanowi żołnierzy. Sam zajął się układaniem alfabetycznego wykazu herbów polskich wraz z przypisanymi doń rodami. Sam nosił przecież herb Rawicz i wcześniej nosił nazwisko Rawicz-Rojek.
TRZEBA PRZYPOMINAĆ
- Gdy ojciec zmarł w 1990 roku ksiądz pułkownik Rospondek zorganizował ojcu wspaniały pogrzeb z wojskowym ceremoniałem. Jestem mu za to wdzięczna, bo wcale się tego nie spodziewałam. Widać ojciec był dla pułkownika ważnym człowiekiem - mówi pani Danuta. Dlaczego zdecydowała się opowiedzieć o ojcu? Dlatego, ze stara się przypomnieć kieleckie tradycje 2 pułku artylerii lekkiej legionów i jego żołnierzy. Właśnie zakłada stowarzyszenie sympatyków 2 pułku. Chciałaby by miasto Kielce pamiętało o swoich artylerzystach. A 13 września 1939 roku na polu bitwy skończyła się historia kieleckiej jednostki. Jej sztandar szczęśliwie ocalał i jest w Muzeum Wojska Polskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?