Trzy hipotezy w sprawie tragicznego wypadku na Chańczy

W tej sprawie opiniowało dwóch ekspertów, którzy mieli odtworzyć przebieg i przyczyny wypadku. Co do zasady ich opinie zgadzają się - że zawiniła osoba, kierująca motorówką. Sąd musi jednak ustalić, czy na pewno była to oskarżona. Bo, pomimo że kobieta przyznała się do winy, to jej obrońca twierdzi, że to nie ona, a jej ówczesny narzeczony, a późniejszy mąż prowadził łódź. Sprowadzony z Gdańska biegły, kapitan żeglugi wielkie w swojej ekspertyzie podał trzy hipotezy.

Pierwsza jest taka, że oskarżona majstrowała coś przy motorówce, nie mając pojęcia o jej prowadzeniu. Druga zakłada, że umie prowadzić łódź, ale to ukrywa. Natomiast w trzeciej przyjął, że obecny przy niej mężczyzna uczył ją w tamtym momencie obsługi łodzi i że faktycznie to on ponosi odpowiedzialność za wypadek. Za najbardziej prawdopodobną emerytowany marynarz uznał trzecią wersję. Przesłuchiwani w tej sprawie świadkowie różnie zeznawali na ten temat. Jedni twierdzili, że kierowała kobieta, inni, że mężczyzna. Policja to ją zastała za sterem. Od słuchanego wczoraj biegłego sąd chciał wiedzieć, czy jest możliwe, aby ona i jej narzeczony przesiedli się po wypadku. - To mało prawdopodobne, było zbyt mało czasu. Poza tym nie trzeba zmieniać miejsc, by kierować łodzią. Można to robić ze środka pokładu, na stojąco - stwierdził ekspert.

Pani mecenas, reprezentująca w tym procesie rodziców nieżyjącej Agatki chce, by powołać jeszcze trzeciego biegłego, który miałby odtworzyć przebieg wypadku. Sąd ma rozpatrzyć ten wniosek na następnej rozprawie. Jeśli go odrzuci, to proces prawdopodobnie się zakończy.