Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tu znaleźli swój spokój

Kazimierz CUCH
Rodzina Mrowców prawie w komplecie
Rodzina Mrowców prawie w komplecie Kazimierz Cuch
Mają wielu znajomych i przyjaciół, którzy odwiedzają ich w Kałkowie.
Mają wielu znajomych i przyjaciół, którzy odwiedzają ich w Kałkowie. Kazimierz Cuch

Mają wielu znajomych i przyjaciół, którzy odwiedzają ich w Kałkowie.
(fot. Kazimierz Cuch)

Ewa i Jerzy Mrowcowie, niesłyszący od urodzenia mieszkańcy sanktuarium w Kałkowie, dopiero tu znaleźli spokój, ciekawe zajęcia i szczęście rodzinne. Pierwszy przyjechał tu Jerzy Mrowiec, by za darmo pomagać w budowie życiowego dzieła księdza prałata Czesława Wali, twórcy i kustosza sanktuarium Bolesnej Królowej Polski w Kałkowie. Pomagał i został. Jest w sanktuarium już 14 lat. Żona Ewa z dziećmi dołączyła do niego 6 lat później, zostawiając mieszkanie w bloku na osiedlu Stawki w Ostrowcu Świętokrzyskim.

Misterium Męki pańskiej - życiowe dzieło naszych bohaterów. Na zdjęciu: Chrystus naucza.
Misterium Męki pańskiej - życiowe dzieło naszych bohaterów. Na zdjęciu: Chrystus naucza. Kazimierz Cuch

Misterium Męki pańskiej - życiowe dzieło naszych bohaterów. Na zdjęciu: Chrystus naucza.
(fot. Kazimierz Cuch)

Życiowe dzieło

Oboje cieszą się wielkim szacunkiem, uznaniem księdza Czesława Wali, za swoje zdolności artystyczne i ogromną pracę na rzecz sanktuarium. Dotąd ich życiowym osiągnięciem jest wykonanie strony artystycznej sali Misterium Męki Pańskiej. Zajęło im to 4 lata. On wykonał wszystkie figury, Ewa uszyła wszystkie szaty dla tych figur. Nad misterium pracowali w latach 1997-2001. Wtedy, niedługo przed tragiczną śmiercią, poświęcił je ksiądz biskup Jan Chrapek i służą tysiącom pielgrzymów i wiernych odwiedzających Kałków.

W specjalnej sali jest prezentowana Panorama Męki Pańskiej. Podobna jest w Niepokalanowie. Pomysł urządzenie takiej sali wyszedł od brata Felicimusa, ucznia Św. Maksymiliana Kolbe, właśnie z Niepokalanowa. Przyklasnął jej ksiądz Wala. Sceny Męki Pańskiej są tu przedstawiane w kilku odsłonach, przez ruchome figury o wysokości 70-80 cm. Wszystko jest w zgodzie z ewangelicznym opisem misterium. Do tego dołożono nowoczesne sterowanie poszczególnymi odsłonami oraz podkład słowno-muzyczny. Trudno uwierzyć, że większość artystycznego wystroju sali wykonywana jest z materiałów odpadowych. - Wszystko zależy od talentu ludzi - podkreśla ksiądz Wala.

Ewa

Ewa, urodziwy, zodiakalny Wodnik, jest z sąsiednich Gębic. Jako jedyna niesłysząca w rodzinie Zdzisławy i Mariana, rolników na sześciu hektarach słabszej ziemi, dość szybko wyszła z domu. Trafiła do specjalnych szkół w Lublinie, Radomiu, a w Krakowie do szkoły średniej. Ma średnie wykształcenie zawodowe w kierunku tkactwo. Szkołę ukończyła 1972 roku i zaraz poszła do pracy w Bielsku-Białej, w Zakładzie Włókienniczym. Potem przeniosła się do Ostrowca Św., gdzie montowała parasolki do 1996 roku, gdy ostatecznie przeszła do Kałkowa.

Jerzego Mrowca poznała w szkole w Krakowie. Pomagał jej w matematyce, był spokojny i przystojny. Już w I klasie się poznali i przez 6 lat z sobą chodzili. Jeszcze jako narzeczeństwo pracowali we wspomnianych Zakładach Włókienniczych w Bielsku-Białej. Ślub był w Kałowie 8 czerwca 1975 roku, udzielał go oczywiście ksiądz kustosz Czesław Wala. Uroczystości celebrowano jeszcze w kaplicy w Kałkowie, bo w sanktuarium kościoła nie było. Było wielu gości, wielu niesłyszących. Dlatego ksiądz całą mszę tłumaczył na język migowy. - Pamiętam, że rano był deszcz, potem było bardzo ciepło. Wesele mieliśmy w Gębicach, w domu moich rodziców - wspomina Ewa. - Byłem na weselu i tańczyłem - chwali się ksiądz Wala. My pamiętamy, że podczas wspomnień młodości ksiądz kilka razy opowiadał nam, że lubił tańczyć za młodu.

Po ślubie przez dwa lata wynajmowali mieszkanie w Bielsku-Białej. Potem trochę mieszkali w hotelu robotniczym, by wrócić w rodzinne strony Ewy. Zamieszkali u jej babci w Brodach. Tu w 1978 r. przyszła na świat córka Irena. Chociaż to parafia Krynki, to chrzest był w Kałkowie. - Tata już wtedy bardzo dobrze znał księdza kustosza - wyjaśnia najmłodszy syn Mateusz, który słyszy i mówi. Także w Brodach urodziła się druga córka Bernadetta, a najmłodszy Mateusz w 1988 r już w Ostrowcu Św.

Jerzy

Urodził się 7 marca 1954 r. w parafii Pieczykowice, koło Żywca. Mama Krystyna zajmowała się domem, ojciec Józef był pracownikiem Zakładu Energetycznego. Ma trzy zdrowe siostry i brata też z osłabionym słuchem. Już Szkołę Podstawową kończył w Krakowie, zawodową też w Krakowie. Tam poznał Ewę. - Była i jest piękna, mądra, bardzo pracowita i zdolna - po blisko 30 latach małżeństwa tak ocenia ją mąż Jerzy. W Ostrowcu Św. mieszkał krócej niż Ewa. Trafił do Zakładu Związku Głuchych, gdzie pracował jako tłoczarz na prasie. Przez rok pracował jako ślusarz w "Parasolkach". Jerzy przeszedł do Kałkowa już w 1990 r.

- Podczas tych dobrowolnych prac na rzecz sanktuarium dostrzegłem u niego zdolności plastyczne, malarskie. Powierzyłem mu odpowiedzialne prace w tym zakresie. W pierwszej kolejności malował obrazy, bardzo dobrze kopiował obrazy mistrzów. Później robił rzeźby w gipsie - wspomina ksiądz Wala. Ewa jest bardzo dobra w szyciu szat, okolicznościowych kreacji, także średniowiecznych, okolicznościowych dekoracji na terenie sanktuarium.

Jerzy, kiedy się zorientował, że lubi malować, to najpierw malował konie kredkami na papierze. Już w 1978 r., gdy uczył się w Tarnowie, miał plener malarski, gdzie poznał olejne farby. Był w Bydgoszczy na kolejnym plenerze dla niesłyszących. Olejno, na serio, zaczął malować dopiero w Kałowie. Teraz nadal najbardziej lubi malować pejzaże, krajobrazy, konie. Zaczął pracować w duszpasterstwie głuchoniemych, z sukcesami. Tu znaczącą postacią jest ksiądz prałat Czesław Wala.

Powiatowy Zakład Aktywności Zawodowej

Ewa i Jerzy od trzech lat są tam, skierowani przez księdza Walę. Pracują obowiązkowo cztery godziny, resztę czasu wykorzystują według zdolności i zamiłowania. Ewa w Powiatowym Zakładzie Aktywności Zawodowej szyje baby jagi, lalki. Jerzy maluje szkła, obrazy, na szkle, na flakonach. Pokazuje innym, jak należy malować. Chce się nauczyć robić witraże. - Brat Józef z Niepokalanowa na pewno cię nauczy robić witraże. Poproszę go o to - obiecuje mu ksiądz kustosz. Równocześnie dodaje, że chciałby pobudować w Kałkowie dom dla wszystkich niepełnosprawnych twórców Polski Południowo-Wschodniej.

Powiatowy Zakład Aktywności Zawodowej działa przy sanktuarium w Kałkowie i dawnym ośrodku wypoczynkowym w Stykowie. Daje pracę 40 niepełnosprawnym i kilkunastu instruktorom, pracownikom obsługi oraz kierownictwa. Jest jednym z pięciu takich zakładów w Polsce. Placówka jest dofinansowywana bezpośrednio z centralnej puli Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych w Warszawie. - Na południe od Warszawy jesteśmy jedyni. Jako jedyni powstaliśmy od nowa. Pozostałe ZAZ-y utworzono na bazie wcześniejszej placówki służącej niepełnosprawnym - informuje Andrzej Śledziona, kierownik PZAZ. W pięciu pracowniach (krawiectwa i tkactwa, malarstwa artystycznego, wyrobów gipsowych, galanterii drzewnej, ślusarskiej) znajduje zatrudnienie 25 kobiet i 15 mężczyzn o znacznym stopniu upośledzenia, ocenianym przez Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Starachowicach. - Zatrudniamy tylko mieszkańców powiatu starachowickiego. Niepełnosprawni są dowożeni i odwożeni na dwie zmiany, specjalnym samochodem - dodaje kierownik. Produkują przeważnie elementy pamiątkarskie, sprzedawane potem we własnym sklepiku na terenie sanktuarium i we własnych stoiskach w Starachowicach. Uczestniczą w regionalnych i ogólnopolskich aukcjach prac niepełnosprawnych.

Skromne plany, skromne oczekiwania

Czego ci pokrzywdzenie przez los ludzie, ale równocześnie bardzo weseli, wręcz radośni, by chcieli w życiu? Dla dzieci, żeby były pracowite, by dobrze pracowały, a oni im pomogą i wspólnymi siłami zapewnią im przyszłość. Bardzo cieszą się z wnuka Antosia, który nie ma jeszcze dwóch lat. Pracują w sanktuarium i przy sanktuarium, i chcą tu dalej wieść życie religijne. Od ludzi w pełni zdrowych oczekują, by ich szanowali, by byli bardziej otwarci, by się częściej do nich uśmiechali, okazywali życzliwość. By podchodzili do nich śmiało, normalnie, bo oni są normalnymi ludźmi. Odpłacają się za to serdecznie, z nawiązką.

My kilkakrotnie doświadczyliśmy tej wdzięczności, uczestnicząc tu co roku w Ogólnopolskiej Pielgrzymce Głuchych. Skupia ona od 1,5 do 2,5 tysiąca ludzi słyszących inaczej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie