- Sięgałem po salceson, a ona idąc o balkoniku zatoczyła się i upadła na nóż, który trzymałem. To był nieszczęśliwy wypadek, nie zabiłem jej - tłumaczył śledczym 74-latek. Mężczyzna konsekwentnie nie przyznaje się do winy.
Oskarżony - rocznik '39 ma kłopoty z nogami, porusza się o dwóch kulach. Jego żona po dwóch udarach, chodziła przy pomocy balkonika. Oboje starsi, schorowani, mieszkali z zięciem, bo córka wyjechała do Stanów Zjednoczonych z dziećmi, a syn to zawodowy żołnierz, też wyszedł z domu.
Tragicznego popołudnia, 24 lutego tego roku, oskarżony miał wypić ćwiartkę wódki z sąsiadem.
- Byliśmy w kuźni na moim podwórku, bo ja kiedyś kowalem byłem - tak 74-latek opowiadał śledczym tuż po zatrzymaniu, jego słowa odczytywała sędzia Małgorzata Solecka, przewodnicząca składu sędziowskiego w procesie mężczyzny.
- Później nosiłem węgiel i drzewo do domu. Do kuchni przyszedłem około godziny 17, chciałem zrobić sobie jeść, siedziałem przy stole i wziąłem nóż, taki zwykły z piętnastocentymetrowym ostrzem i drewnianą rączką. Trzymałem ten nóż tak, że ostrze skierowane było do góry i sięgnąłem po salceson leżący na stole - tłumaczył oskarżony.
Potem, jak wynika z wyjaśnień 74-latka do kuchni z prawej strony weszła żona, 76-letnia kobieta.
- Ona szła o balkoniku, bardziej szurała nogami. W pewnej chwili zatoczyła się na stół i nabiła z lewej strony na ten nóż. Chwyciłem ją wtedy i posadziłem na krześle przy stole. Nic nie mówiła. Wziąłem kije, którymi się podpieram i poszedłem do sąsiadów, żeby zadzwonili po pogotowie. Gdy wróciłem, żona była tak, jak ją zostawiłem, nie ruszałem jej. Starłem tylko mopem krew, która skapywała na podłogę z rany żony, bo nie chciałem, żeby ci z pogotowia chodzili po krwi - wyjaśniał mężczyzna.
Lekarz pogotowia, który przybył wtedy na miejsce stwierdził zgon kobiety. Policja zatrzymała jej męża, w chwili zatrzymania miał około 1,2 promila alkoholu w organizmie. Prokurator, który przesłuchiwał 74-latka nie dał wiary jego zapewnieniom, że to był wypadek. Oskarżył mężczyznę o zabójstwo żony.
W czwartek w Sądzie Okręgowym ruszył proces w tej sprawie. 74-latek, jak we wszystkich wcześniejszych przesłuchaniach, tak i przed sądem zapewnił, że nie zabił żony.
- Nigdy nie kłóciliśmy się, dobrze nam się żyło. Kochałem żonę, to był nieszczęśliwy wypadek, nie zabiłem jej - tłumaczył mężczyzna.
Za czyn o jaki jest oskarżony może mu grozić nawet dożywocie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?