Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wakacje - sezon na dziecięcy ból. Doszło już do kilku dramatów. Rodzice, pilnujcie dzieci!

Sylwia BŁAWAT [email protected]
Stan 4-latka, który został przysypany piachem w dalszym ciągu jest bardzo ciężki, lekarze utrzymują go w śpiączce farmakologicznej.
Stan 4-latka, który został przysypany piachem w dalszym ciągu jest bardzo ciężki, lekarze utrzymują go w śpiączce farmakologicznej.
Policja apeluje do dorosłych mieszkańców Świętokrzyskiego - uważajcie na dzieci, nim nie jest za późno. W tym roku było już kilka dramatów.

Pijany zabił dziecko

Pijany zabił dziecko

W wakacje ubiegłego roku do jednego z najbardziej tragicznych wypadków z udziałem dziecka, za który pełną odpowiedzialność ponosi dorosły, doszło w Majkowie pod Skarżyskiem. To tutaj na początku sierpnia 26-letni kierowca subaru stracił nad nim panowanie, auto wypadło z drogi, złapało pobocze, wpadło do rowu. Dwukrotnie dachowało, aż zatrzymało się w polu. W wozie bez fotelika jechał sześcioletni syn znajomych kierowcy. Chłopczyk wypadł z samochodu. Jego obrażenia były tak poważne, że nie miał najmniejszych nawet szans - zginął na miejscu. A kierowca w organizmie miał około trzech promili alkoholu.

12-latek, który zginął pod kołami samochodu. 4-latek, którego przysypał piach. 12-latki, które seksualnie napastował jakiś oprych. I jeden wspólny mianownik - wakacje. To ten czas, kiedy dzieciom dzieje się krzywda znacznie częściej niż w innych miesiącach.

- Dzieci mają wtedy więcej czasu wolnego, a mniej zajęć, a często jest i tak, że dorośli nie wystarczająco się nimi zajmują. Maluchy spuszczają z oczu, starszych dzieci nie przestrzegają przed tym, czego należy się wystrzegać, czego unikać. A od tego do nieodwracalnych tragedii jest już tylko krok - mówią policjanci.

ŁZY NA DROGACH

Tragedia właśnie taka, której być może można było uniknąć, rozegrała się w sobotę w podostrowieckim Kunowie. Sekundy nieuwagi kosztowały życie 12-letniego chłopca.

- Chłopczyk wraz z kolegami wracał znad rzeki. Zatrzymali się na mostku. Czy ktoś 12-latka zawołał, czy on sam postanowił przebiec na drugą stronę ulicy, tego na razie nie wiadomo - relacjonuje podkomisarz Małgorzata Tkaczyk-Kłębek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach. - Drogą jechał tir, 12-latek wybiegł na ulicę zza tego wozu i wpadł prosto na maskę chryslera. Kierowca nie miał szans zahamować, dziecko aż wyrzuciło w górę.

Na miejscu szybko była i policja i pogotowie, próbowano reanimować malca. Na nic. Chłopiec zmarł w karetce.
- A takich letnich wypadków, w których cierpią dzieci, jest w wakacje mnóstwo, nie ma tygodnia, byśmy nie odnotowywali kilku zdarzeń drogowych, w których ranne są maluchy, bo albo nieostrożnie weszły, albo wjechały na rowerkach na ulicę - mówi policjantka.

A taki moment nieuwagi może kosztować dziecko życie. Tak było w ubiegłym roku w podopatowskiej gminie Baćkowice. Pięcioletni chłopczyk razem z rodzicami przyjechał tutaj spod Staszowa na rodzinną uroczystość. Prócz nich - także reszta krewnych. Auta zaparkowali na poboczu. I zza tych wozów pięciolatek wybiegł na ulicę. A nią akurat jechał ford. Kierowca próbował podjąć jakiś manewr, który ocaliłby dziecko. Nic z tego, nie udało się. Uderzył malca. Chłopczyk zmarł jeszcze zanim na miejsce przyjechała karetka…

Dziewięcioletni chłopczyk, także w wakacje, chciał przebiec przez drogę krajową w Jałowęsach. Wszedł na niż akurat w chwili, gdy ulicą jechał ford mondeo. Auto potrąciło chłopca, ciężko ranne dziecko trafiło do szpitala. Jeszcze przez dwie godziny lekarze walczyli o jego życie. Jeszcze wszyscy mieli nadzieję. Niestety zgasła wraz z dziewięciolatkiem.
- Apelujemy nie tylko do dzieci i ich rodziców o większą rozwagę, ale także - do kierowców, żeby uważali i wszędzie tam, gdzie w zasięgu wzroku widzą dziecko czy grupę dzieciaków, zdejmowali nogę z gazu. Bo dzieci potrafią być nieprzewidywalne. Bo nie patrząc na nic mogą wbiec na ulicę choćby za piłką. I czasami w takich sytuacjach to rozwaga kierowcy może uratować kilkuletnie życie - dodaje podkomisarz Tkaczyk-Kłębek.

Śmierć w wodzie

Śmierć w wodzie

Podczas tegorocznych wakacji na razie, dzięki Bogu, nie utonęło żadne dziecko w województwie świętokrzyskim. Ale tragiczne doświadczenia poprzednich lat wskazują na to, że i nad wodą dzieci nie są bezpieczne, a rodzice często zapominają o tym, że nawet dobrze znana rzeka czy zalew mogą stać się śmiertelnym niebezpieczeństwem. W poprzednich latach było tak:
*12-letni chłopiec utonął w Nidzie w miejscowości Rudawa koło Pińczowa. Razem z kolegami bawił się nad rzeką bez opieki dorosłych. Koledzy dopiero po chwili zauważyli, że 12-latek zniknął pod wodą. Pobiegli po pomoc, ktoś z dorosłych wyciągnął dziecko z wody, ale reanimacja nie dała żadnego efektu - chłopiec zmarł.
*10-letni chłopiec w jednej z podkieleckich wsi wraz z dwoma kolegami wybrał się nad zbiornik wodny w Wojciechowie w gminie Daleszyce. Malec wszedł do wody, najprawdopodobniej złapał go skurcz. Dziecko zaczęło tonąć, na pomoc skoczył jeden z jego kolegów, ale zrezygnował - wycofał się, bo i jego złapał skurcz. Kilka godzin później ciało dziecka wyciągnięto na brzeg.
*W Nidzie przy moście w Pińczowie utonął 7-letni chłopczyk. Chłopiec bawił się w towarzystwie siostry i brata, a mama chłopca czuwała na brzegu. Nagle dziecko znikło pod wodą. Chłopca zaczęli szukać obecni nad rzeką ludzie. Zwłoki odnaleziono przy brzegu rzeki w odległości około 250 metrów od miejsca tragedii.

ROZPACZ NA POLU

- Latem jeszcze inny rodzaj wypadków dotyka dzieci bardziej niż w pozostałej części roku. Wypadki przy pracy, na polach, na podwórkach, na których dorośli zajmują się jakimiś maszynami - mówią policjanci. I podają bardzo bolesny przykład z ubiegłego roku, który wydarzył się w podkieleckiej gminie Bieliny. Tu 12-letni chłopiec pomagał tacie w pracy - ciągnikiem zwozili siano.

- Na wzniesieniu pojazd się przychylił i runął - relacjonowali policjanci. - Dziecko siedziało na błotniku w oszklonej kabinie pojazdu. Niestety, w chwili, gdy maszyna się przewracała, chłopczyk uderzył głową w metalową konstrukcję kabiny - opowiadają.

Ludzie wyciągnęli dziecko z pojazdu. I choć wszyscy bardzo chcieli pomóc, a na miejsce przyleciał śmigłowiec z ratownikami, nie udało się. Malec zmarł.

- Także latem ubiegłego roku pod Opatowem mężczyzna jechał przez sad maszyną do rozdrabniania gałęzi, jego 14-letni syn siedział na błotniku. Dziecko spadło tak nieszczęśliwie, że nadziało się na "kolce" maszyny - przypomina Małgorzata Tkaczyk-Kłębek. - W gminie Iwaniska dziewięcioletni chłopiec kierował traktorem, jego czteroletnia siostra siedziała na błotniku, a mama szła obok. Wystarczył moment nieuwagi, by dziewczynka spadła. To prawda, miała szczęście w tym nieszczęściu bo przeżyła. Ale w poważnym stanie trafiła do szpitala.

Szczęścia, a może też wyobraźni zabrakło mieszkańcowi podkieleckiej miejscowości. Mężczyzna na podwórku majstrował przy ciągniku. Potem miał wszystko skończyć, wyłączyć silnik traktora, zaciągnąć ręczny hamulec. Ciągnik stał na pochyłości, nagle zaczął się staczać, więc mężczyzna raz jeszcze zaciągnął hamulec. Kiedy obszedł pojazd zobaczył, że pod nim leży 1,5-roczna wnuczka, jedynaczka. Dziewczynka miała tylko jedną ranę - na głowie, ślad po uderzeniu. Zginęła na miejscu. Kogo winić za tragedię?

- Bardzo często jest tak, że gdy cierpią dzieci, nie one są winne, tylko dorośli. Trudno od dziecka wymagać, by przewidziało konsekwencje, ale dla dorosłych to powinien być obowiązek - mówią policjanci.

DRAMAT. DZIECI SIĘ NUDZĄ.

Obowiązkiem niewątpliwie nas dorosłych, jest także wytłumaczyć dzieciom, które zabawy mogą być dla nich bardzo niebezpieczne. Na przykład - czym się może skończyć dotykanie przewodów wysokiego napięcia. Na własnej skórze odczuł to dwa lata temu 13-letni chłopak z Połańca.

Nim doszło do dramatu grupa czterech kumpli - 13-latek, dwóch 14-latków i 16-latek wybrali się nad rzekę. Dwaj z nich - najstarszy i najmłodszy wracali do domu razem. Przy ulicy Zrębińskiej 13-latek z nich wpadł na pewien makabryczny pomysł. Policjanci opowiadali potem, że dzieciak postanowił wspiąć się na słup, a gdy już to zrobił, prawdopodobnie dotknął ręką przewodów. Spadł z wysokości czterech metrów. Miał szczęście, przeżył. A rok wcześniej, także latem 15-latek spod Staszowa, który - według policji - chciał zademonstrować kolegom, jak łatwo można przeciąć linię energetyczną zginął porażony prądem.

Zabawę z łukiem drogo przypłacił natomiast 9-letni chłopiec spod Skarżyska. Rzecz działa się kilka lat temu w sierpniu. Piątka dzieci, z których najstarsze miało 13 lat, bawiła się na łąkach, dorosłych w zasięgu wzroku nie było. 13-latek miał łuk zrobiony ze sznurka i kija. A strzała z niego wypuszczona trafiła 9-latka. Niestety oka chłopca nie udało się uratować.

Zabawa w piasku, z którego - jak mówią miejscowi - doskonale robi się babki, fatalnie zakończyła się kilka tygodni temu w gminie Nowy Korczyn. Tu do swojego pradziadka przyjechała kobieta z dwójką dzieci - czteroletnim synem i ośmioletnią córką. Poszli na spacer do starej piaskowni.
- Dawno temu z tej piaskowni korzystała cała wieś, raz nawet zdarzył się wypadek, piach przysypał dziecko, ale wówczas momentalnie je odkopano i zakończyło się szczęśliwie - opowiada Roman Sobczak, komendant powiatowy policji w Busku-Zdroju. - Pozornie wydawało się, że wyrobisko nie jest niebezpieczne, że jego ściany są związane korzeniami sosen, ale najwyraźniej ostatnie deszcze je osłabiły.

Dzieci prawdopodobnie wspinały się po piachu, a ten się obsunął, przysypując malca.

- Matka najpierw próbowała odkopać chłopca, a potem pobiegła po pomoc. Nie miała niestety telefonu komórkowego, pobiegła do domu pradziadka. Nim nadszedł ratunek, mogło minąć nawet trzydzieści minut - dodaje komendant. Dziecko przeżyło, helikopter miał je zabrać do Kielc, ale okazało się, że pogoda temu nie sprzyja. Specjalistyczna karetka, pilotowana przez radiowozy odwiozła chłopczyka do szpitala w Kielcach. Jego stan w dalszym ciągu jest bardzo ciężki, lekarze utrzymują go w śpiączce farmakologicznej.

Bólem i cierpieniem zabawę okupił też 10-letni chłopiec z Kielc. W lipcu ubiegłego roku wraz z kolegami bawił się na placu przy jednym z gimnazjów. Policja mówi, że eksperymentowali z butelką wypełnioną benzyną. Gdy ta zaczęła się palić, jeden z malców chciał ją odrzucić, ale poleciała tak nieszczęśliwie, że spadła na 10-latka. To prawda, płomienie szybko ugaszono, ale chłopczyk trafił do szpitala z poparzeniami 18 procent ciała.

Wakacje u Holendra

Wakacje u Holendra

Kilka lat temu bardzo głośnym echem nie tylko w województwie, ale też w kraju odbiła się sprawa, która rozegrała się w lipcu w jednej ze wsi pod Jędrzejowem. Tu do swojego domu dzieciaki zapraszał obywatel Holandii, pozwalał im się bawić, teoretycznie robił to, czego nie zapewnili rodzice - organizował zajęcia w wolnym czasie. Dopiero potem okazało się, że nie tylko robił dzieciom rozbierane zdjęcia, ale także molestował je. Gdy sąd ogłaszał wyrok, cudzoziemca już w Polsce nie było. Prawomocnie skazany został na półtora roku więzienia.

UWAGA! PEDOFIL!

Jest jeszcze jedna kategoria niebezpieczeństw, na które dzieci latem są narażone bardziej niż w innych miesiącach.
- Chodzi o napaści na tle seksualnym, którym paradoksalnie lato sprzyja, bo porozbierane dzieciaki to dla zboczeńców podnieta - mówią policjanci. Niestety na własnej skórze kilka tygodni temu przekonały się o tym dwie 12-letnie dziewczynki, które wraz z rodzicami wypoczywały nad zalewem w podkieleckiej Cedzynie. Gdy poszły w krzaki za potrzebą, za nimi ruszył jakiś człowiek. I tam bardzo skrzywdził dzieci.

Wystraszone filigranowe dziewuszki natychmiast opowiedziały rodzicom, co się stało, ci wezwali policję. Podejrzanego zatrzymano kilka dni później - ktoś sobie przypomniał jego twarz, bo brał udział w zabawie nad wodą. Został aresztowany pod zarzutem zgwałcenia i molestowania.

Zatrzymany został także 30-latek, który według policji w podkieleckiej gminie Daleszyce zaatakował dziewczynkę. A zaczęło się niewinnie - kilkoro dzieci pod lasem rozpaliło ognisko. Piekły kiełbaski i bawiły się. Nawet gdy dosiadł się do nich dorosły mężczyzna, nie przerwały zabawy. Znały go przynajmniej z widzenia, bo mieszka w tej samej, co one wsi. Gdy ogień dogasał, dorosły zaproponował ośmioletniej dziewczynce, by wraz z nim poszła po chrust. I poszła. Policjanci mówili, że dorosły zaciągnął dziecko w żyto, a tu zdzierał z ośmiolatki ubranie, Próbował ją skrzywdzić, ale zaczęła tak wrzeszczeć, że natychmiast zbiegły się pozostałe maluchy i zaczęły okładać dorosłego tak, że ten uciekł.

Inna dziewczynka, sześciolatka z Kielc, została zaatakowana w mieście. Według policji dziecko bawiło się bez rodziców, a gdy przechodziło koło zarośli, od tyłu zaatakował je mężczyzna: zaczął obłapiać dziewczynkę, obnażać się. Przerażone dziecko zdołało się wyrwać i z krzykiem uciec do domu. Mimo że matka sześciolatki natychmiast o wszystkim zawiadomiła policję, mimo że policjanci bardzo szybko się pojawili, mężczyzny nie udało się zatrzymać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie