Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Niemczyk z nagrodą Dzikiej Róży w plebiscycie publiczności 2020/21. Najlepszy aktor teatru w Kielcach bez tajemnic [ZDJĘCIA]

Lidia Cichocka
Lidia Cichocka
Wojciech Niemczyk, aktor teatru imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach otrzymał w tym roku najcenniejszą nagrodę w plebiscycie publiczności - Dziką Różę dla najlepszego aktora sezonu 2020/21. Takiego samego wyboru dokonali czytelnicy Echa Dnia. Z Wojciechem Niemczykiem rozmawiamy o jego rolach, tych na scenie i w życiu prywatnym

Gratuluję nagród, uznania czytelników. Z nich wynika, że czas pandemii, nie był dla pana czasem straconym. A jak Pan to ocenia?

-To był szalony czas, bo my staraliśmy się próbować, przygotowywać kolejny spektakl. Była to "Wiosenna bujność traw", "Klątwa rodziny Kennedych" czy "Loretta". Wkładaliśmy w pracę dużo sił z nadzieją, że spektakl się odbędzie, po czym dowiadywaliśmy się, że np. od soboty jest lockdown. Rzutem na taśmę premierę przenoszono na piątek, żeby móc zakończyć naszą pracę, pokazać ją publiczności. A potem trzeba było to, co zrobiliśmy odłożyć do szuflady. To jest trudne, bo przecież spektakl teatralny zaczyna żyć, funkcjonować dopiero w kontakcie z widzami. Dopiero wtedy dostaje szlifu. W ciągu kilku - kilkunastu wystawień postacie ewoluują a tutaj tej szansy nie było. Dotyczy to wszystkich trzech spektakli.

Każdy powrót na scenę po przerwie wiązał się z...

-Robieniem wszystkiego od nowa. Wykorzystywaliśmy każde okno by móc grać. Śmieję, że w takich sytuacjach, za każdym razem, gdy wychodzę na scenę, czuję się tak jakbym pisał maturę. To tego samego rodzaju stres. Dobrze to ilustruje przerażający sen aktora, który się śni każdemu: człowiek się budzi na scenie i nie wie co ma grać, co ma mówić, ale widz patrzy i czeka. Oczywiście, że w takiej sytuacji pojawia się frustracja i poczucie bezsensowności pracy, świadomość, że to nad czym pracowaliśmy ucieka. Przyjemne było natomiast to, że mogliśmy się spotkać nawet w tym wąskim naszym gronie. Fizycznie być ze sobą, wymieniać emocje, utrzymywać relacje, bo w pandemii najgorsza jest utrata kontaktu z drugim człowiekiem. A to z pewnością nie jest dla nas najlepsze, bo człowiek jest istotą stadną, potrzebuje drugiego człowieka i taka rodzinka teatralna jest dużym wsparciem.

Mieliście też w tym roku rodzinną przeprowadzkę do nowej siedziby...

-To było zupełnie bezbolesne. Była w nas duża ciekawość, jak to będzie w nowym miejscu a ono jest, takie mam wrażenie, dosyć przyjazne. Dla widza chyba też. Kiedy siadałem na widowni i próbowałem wczuć się w widza to miałem poczucie, że to miejsce ma coś pozytywnego, jest tu dobra energia. Ja czuję się tak jakbym w salonie u kogoś był albo na kameralnej kinowej sali. Tu kontakt z widzem jest inny, tu mamy go bliżej. Myślę, że 3 lata, do powrotu do starego teatru miną tu bezboleśnie.

Pierwszą premierą na scenie przy Al. Legionów była "Loretta", w której zagrał pan nieporadnego, zakochanego Davea. Jak przyjął Pan propozycję tej roli?

-Byłem szczęśliwy, bo nieczęsto dostaję możliwość zderzenia się z taką postacią, tragikomiczną, ale i komediową. We mnie drzemie duży potencjał do takich ról, ale nie jest on wykorzystywany. Zawsze jak trzeba zrobić coś cięższego, jest jakieś wyzwanie artystyczne to Niemczyk zrobi to. A ja mam potrzebę i głód różnorodności, tymczasem najczęściej jestem obsadzany w rolach konkretnych, zdecydowanych, często z dwuznacznnym zabarwieniem. W "Lorettcie" miałem szansę pokazania tej mojej drugiej strony. Poza tym ja się na tym spektaklu świetnie bawię i granie Davea sprawia mi wielką przyjemność. Jest też tak, że gdy człowiek wewnątrz siebie coś odkrywa, to rozumie, że tam jest jeszcze wiele, że można szukać i rozwijać się. Mam nadzieję, że to nie ostatnia taka rola.

W kolejnym spektaklu "Klątwa rodziny Kennedych" rola ojca nie była ani lekka, ani sympatyczna. Wciela się pan w postać głowy klanu Kennedych, Josepha, człowieka o wiele od pana starszego...

-To była kolejna współpraca z Jolą i Wiktorem, w ich teatrze nie jest ważny realizm, ważniejsze jest pokazanie problemu. No i cóż... lata lecą, niedługo będę miał 40 lat. Ciekawe jest też to, że zaczynałem od roli syna Joanny Kasperek a teraz stałem się jej mężem. To też znak czasu, naturalna kolej rzeczy.

Postać Josepha jest bardzo ciekawa a nie aż tak znana. Mówimy głównie o jego synach, to oni byli na świeczniku. Kiedy zagłębiłem się w historię Josepha seniora zrozumiałem, dlaczego on starał się być w cieniu. Ta postać pod względem moralnym nie była jednoznaczna, ale też to były takie czasy w Stanach. Sukces, karierę zapoczątkowywały działania w szarej strefie, zwłaszcza, gdy było się emigrantem, który przybył do Ameryki z całą rodziną i walczył o utrzymanie się.

Ta rola była ciekawa dla mnie także pod tym względem, że jest to przede wszystkim postać ojca, którym też jestem. A pewne mechanizmy w relacjach rodzinnych funkcjonują bez względu na czas i miejsce, te same błędy można popełnić, zniszczyć lub zbudować relacje. Ta postać to nie tylko dążenie do władzy, pozycji i pieniędzy, ale także relacje między córką i ojcem wcale nie tak jednoznacznie negatywne. Mam poczucie, że ojciec bardzo kochał Rosemary i starał się walczyć o nią. To żona, rodzina wywierała na niego presję zmuszając do podjęcia takich a nie innych decyzji (wyraził zgodę na poddanie córki zabiegowi lobotomii, który zamienił ją w roślinę - przyp. red.). Poza tym także dzisiaj, kiedy pojawia się nowinka medyczna rzadko kto zastanawia się nad jej ubocznymi skutkami, większe są nadzieje z nią związane. I być może tak samo było z tą straszną lobotomią. Ta dziedzina nauki dopiero raczkowała, dzisiaj mówilibyśmy o spektrum zaburzeń, może o autyzmie i byśmy to tolerowali, Rosemary by normalnie funkcjonowała. Ale niestety, w tamtych czasach to przerażało i dlatego było traktowane tak a nie inaczej.

A technicznie? Rola Josepha była trudna?

-Z punktu widzenia technicznego ciężko odnaleźć się na scenie mówiąc jedno zdanie zachowując taki rodzaj skupienia i gotowości. To też specyfika tego spektaklu, jego formy. Praca z Jolą i Wiktorem to zawsze jest przygoda i jakaś podróż do nowych przestrzeni.

Ojca zagrał pan także w "Wiosennej bujności traw"...

-Ale to zupełnie inny język, inna forma, taka bardziej filmowa, co bardzo mi się podobało. Michał Siegoczyński był przygotowany do tej pracy a mieliśmy skrajnie krótki czas na realizację. Reżyser dokładnie wiedział czego chce i dzięki temu presja związana z czasem nie przeszkadzała. To kolejny bardzo ciekawy spektakl, bardzo bogaty wizualnie, z dwójką młodych, występujących gościnnie aktorów. Znowu kielecki teatr pokazuje, że może być miejscem ciekawych wydarzeń i to cieszy. Nie trzeba jechać do Warszawy czy Krakowa by zobaczyć nowatorskie rzeczy.

I wreszcie spektakl będzie można zobaczyć na żywo...

-No właśnie, my zapomnieliśmy, że do tej pory więcej nagrywaliśmy niż było pokazywane. Cieszymy się bardzo, bo zagramy już w ten weekend. Jestem przekonany, że ten spektakl zainteresuje widzów, jest bardzo wartościowy.

Oczywiście wystawienie poprzedzą próby wznowieniowe...

-Naturalnie, będziemy sobie przypominać wszystko od początku a czasami nawet uczyć tekstu. Taki urok tych czasów, ale damy radę. Przyjdzie adrenalina, wtedy umysł pracuje wyciągając ze swoich zakamarków potrzebne klocki i wszystko się składa.

Pomaga też energia płynąca od publiczności, radość ze spotkania z wami...

-To widać po reakcji widowni, po tym jak szybko rozchodzą się bilety. Występ przed widzami to sens naszej pracy, bardzo za tym tęskniliśmy.

Jakie ma pan plany? w czym pana zobaczymy?

-Trwają próby do "Zarazy" według "Dżumy" Camusa w reżyserii Uny Thorleifsdottir. Tekst został specjalnie przetłumaczony dla naszego teatru. Ja gram Tarrou, przyjaciela doktor Rieux, jestem w grupie tych, którzy wobec nadchodzącej zarazy starają się podjąć walkę i pomóc ludziom. Premiera jest zaplanowana na początek października. Zagrałem też epizod w filmie Patryka Vegi, gram postać Marka Papały, bo Vega jest na etapie powrotu do języka z czasów "Pitbulla", wrócił do macierzy, do pisania o mafii i grupach przestępczych. Rola krótka, ale przyjemna. Nie mam innych filmowych planów, ale wiele planujemy jako Stowarzyszenie Sztuka łączenia, którego mam przyjemność być prezesem. Bardzo aktywnie działamy, teraz trochę wyciszyliśmy się ze względu na narodziny dziecka, ale już wracamy. Proszę śledzić nasz profil na Facebooku, tam będą informacje o naszych działaniach, głównie społecznych, bo na tym nam najbardziej zależy. Człowiek chciałby te swoje umiejętności wykorzystać do czegoś dobrego, zrobienia czego dla drugiego człowieka.

Rozumiem, że tak jak poprzednio dziećmi zajmujecie się po partnersku?

-Dziadkowie są daleko więc radzimy sobie sami. Mamy doświadczenie, przy drugim dziecku, to już pestka. Teraz inaczej rozkłada się siły, jest się spokojniejszym.

Rodzina pomaga w pracy?

-Wiadomo, że przy dzieciach człowiek chodzi niewyspany i bardziej zmęczony. Nie ma możliwości by np. wrócić między próbami i się zdrzemnąć. Trzeba być aktywnym, bo dzieci i żona oczekują taty w domu. Ale z drugiej strony satysfakcja jaką otrzymuje się, chwile, kiedy można się poprzytulać i usłyszeć od dziecka czy żony, że się jest kochanym to są najpiękniejsze momenty. I nie wyobrażam sobie teraz, że wracam do pustego domu. Nie ma takiej możliwości. To daje tyle radości. Gdy mam gorszy dzień, jakiś kryzys to rodzina jest ostoją, która dodaje siły.

A co ze sportem? Znajduje pan na niego czas?

-W sezonie zimowym gram w hokeja, od 1,5 roku jestem w hokejowej reprezentacji artystów polskich. Mamy plany organizowania charytatywnych meczów. Jeśli terminy pozwolą to będę się na tych meczach pojawiał. Od niedawna chodzimy raz w tygodniu do centrum wspinaczkowego, córa należy do sekcji i bardzo się jej to podoba a ja w miarę możliwości, kiedy ona przez 2 godziny ćwiczy, też się wspinam.

Korzystając z poluzowania obostrzeń planujecie wakacje?

-Ciężko powiedzieć, bo maleńka jest maleńka. Może pojedziemy gdzieś na chwilę w Polskę, nad jeziorko, gdzie można schować się w cieniu.

Dziękuję za rozmowę.

Lidia Cichocka

Wojciech Niemczyk ma 39 lat. Absolwent Wydziału Aktorskiego krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie. Studiował także archeologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Śpiewa, gra na gitarze, jeździ na nartach, snowboardzie, łyżwach, zna sztuki walki, tańczy, wspina się. Gościnnie występuje w serialach, zagrał też główną rolę w filmie "Z miłości" oraz w "Wyklętym". Na kieleckiej scenie można go oglądać od 2008 roku. W 2012 w Plebiscycie Publiczności otrzymał Dziką Różę od dziennikarzy. Czytelnicy "Echa Dnia" uznali go za najlepszego aktora dwukrotnie i podobnie jak publiczność przyznająca mu Dziką Różę w sezonach 2016/17 i 2020/21.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie