MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wuj Karol w Bolminie

Dorota KOSIERKIEWICZ
Profesor Jerzy Gałkowski
Profesor Jerzy Gałkowski Dawid
Wuj Karol w Bolminie
Dawid

(fot. Dawid)

- Dzień był słoneczny i ciepły. Po Wuja pojechał do Chęcin szwagier na rowerze, bo baliśmy się, że nie trafi do kościółka w Bolminie. Teściowa była cała w nerwach, bo dzień i pora były nie bardzo odpowiednie na ślub, poniedziałek o godzinie 7.30 26 lipca 1964 roku, ale tylko ta data odpowiadała Wujowi, a nam bardzo zależało, żeby właśnie On udzielił nam ślubu - opowiada profesor Jerzy Gałkowski, znany filozof, etyk z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w Lublinie, uczeń Karola Wojtyły. To o nim profesor Gałkowski mówi Wuj i pragnął, by udzielił mu ślubu z Marią Braun, koleżanką ze studiów w Lublinie.

Kiedy podążamy śladami Jana Pawła II, mamy wrażenie, że coś przeoczymy, bo był to człowiek, który ciągle się spieszył, by zdążyć na kolejne spotkanie z przyjaciółmi, wykład uniwersytecki, napisać kolejny wiersz, encyklikę, książkę. Ze wspomnień ludzi układamy kolejne dni Jego pracowitego życia. Mimo ciągłych zaszczytów Karol Wojtyła nigdy nie zapominał o ludziach, których spotykał na swojej drodze. Mówią o nim przyjaciel, Wuj.

Wuj przyjechał z Krakowa

Trafił na Katolicki Uniwersytet Lubelski w sytuacji dość tragicznej. W latach pięćdziesiątych ksiądz Wojtyła w ramach Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego wykładał katolicką etykę społeczną i teologię moralną dla kleryków trzech znajdujących się w Krakowie seminariów: krakowskiego, częstochowskiego i śląskiego. Ale w 1954 roku komunistyczne władze zamknęły w Krakowie wydział teologii. Walczył o niego ksiądz Karol, ale tę walkę przegrał . I tak o to w Lublinie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskiem zjawił się nowy wykładowca zajęć zleconych z zakresu etyki filozoficznej, ksiądz doktor habilitowany Karol Wojtyła. Początkowo były to wykłady zlecone i proseminarium z historii doktryn etycznych. Jednak już w 1956 roku ksiądz Wojtyła został etatowym pracownikiem katedry etyki, zaś po roku jej kierownikiem, którym pozostał do 1978 roku.

- Poznałem Go w 1956 roku, kiedy to zacząłem studia na filozofii w Lublinie - wspomina profesor Gałkowski. - Przez dwa lata miał regularne zajęcia, ale gdy został biskupem w 1958 roku bardzo często zapraszał nas na seminaria do Krakowa. Nigdy nie tracił żadnych zajęć, był bardzo obowiązkowy. Ale nie był zwyczajnym nudnym profesorem, w Krakowie siedzieliśmy na zajęciach w kurii tylko wtedy, kiedy była wyjątkowo podła pogoda. Zdarzało się, że zajęcia odbywały się podczas wędrówki na Turbacz albo w Lasku Fałęckim. To mówienie do niego Wuj przyszło razem z Nim z Krakowa. Tak nazywała Go młodzież z duszpasterstwa akademickiego. To bardzo do Wojtyły pasowało. Choć zajmowała go praca naukowa, nie tracił kontaktu z młodzieżą. Wyjeżdżał z nami na narty i wycieczki piesze w góry oraz na spływy kajakowe na Mazury. Był bezpośredni i bardzo uważnie słuchał tego, co mamy do powiedzenia. Ale trzymał nas na dystans, można mu było powierzyć najskrytsze tajemnice, ale nie poklepać po ramieniu. Miał w sobie coś takiego, co skłaniało nas, młodych wtedy rozbrykanych ludzi, do zastanowienia. Przy nim jakoś nie można się było głupio czy źle zachować - wspomina profesor i pokazuje nam pożółkłe ze starości fotografie młodych ludzi w otoczeniu Wojtyły. Wylegują się na trawie, rozmawiają na dziedzińcu lubelskiego uniwersytetu, śmieją się. - To były czasy - mówi z nostalgią Gałkowski.

"Święta Lipka" z Wojtyłą

- Stworzyliśmy wtedy na filozofii taką grupę. W 1958 roku zwołaliśmy się, żeby spędzić razem święta. Spotkaliśmy się w Świętej Lipce na Warmii. Przyjechał też do nas Wojtyła. I tak już zostało. Przyjeżdżał co roku, jak był coraz wyżej w hierarchii kościelnej i miał coraz mniej czasu. Pojawiał się na pół dnia, na kilka godzin. Nazwaliśmy naszą grupę "Święta Lipka". I ciągle się spotykamy, niektórzy przyjeżdżają z dorosłymi dziećmi i wnukami. Była też "Święta Lipka" kilka razy w Watykanie u Jana Pawła II. Przyjął nas wylewnie, pamiętał, śmiał jak dawniej i gadał z nami - profesor Gałkowski uśmiecha się do swoich wspomnień. - Wyjeżdżaliśmy z nim w wakacje, całymi dniami rozmawialiśmy o sprawach naukowych, osobistych, o wszystkim. Pamiętam, że któregoś razu na taki letni wyjazd Wojtyła przywiózł rękopis swojej książki "Miłość i odpowiedzialność", żeby ją z nami "przegadać". Był koniec lat pięćdziesiątych, a On kapłan i etyk tłumaczył nam, że miłość i małżeństwo to nie tylko płodzenie i wspólne wychowywanie dzieci. To nie tak. Najważniejsze, by skupić się na tej drugiej osobie, dbać o jej dobro, ona jest najważniejsza, miłość. To była rewolucyjna teza. Pamiętam, że kiedy wydał w 1961 roku "Miłość i odpowiedzialność" zarzucano mu, że ksiądz nie powinien się wypowiadać w ten sposób, no bo skąd to wie? We wstępie do książki tłumaczył, że zna te sprawy ze swoich kontaktów z młodzieżą w duszpasterstwie akademickim i jako kapłan z konfesjonału. Mówił, że kapłani powinni się zajmować tego typu sprawami. I rzecz jasna miał nie tylko zwolenników, ale i masę wrogów - przypomina profesor Gałkowski i dodaje: - To były zupełnie inne czasy. Od tamtej pory bardzo wiele się zmieniło. On uczył nas miłości do ludzi, do Boga, do całego świata.

Szwagier na rowerze

Student Gałkowski już na pierwszym roku wypatrzył Marię Braun z psychologii, drobna, delikatna i zafascynowana nauką, od razu przypadła mu do gustu. Razem jeździli ze "Świętą Lipką" na wakacyjne spotkania z Wujem. Maria pochodzi z Kielc, jest siostrą Juliusza Brauna - znanego z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Kiedy postanowili wziąć ślub było oczywiste, że udzieli go im Karol Wojtyła. Rodzice Marii mieli letni domek niedaleko Kielc, w lesie na stoku góry koło Bolmina. Doskonałe miejsce na wesele, a poza tym XVII-wieczny kościółek parafialny doskonale nadawał się na tego typu uroczystość.

- Pojawił się tylko jeden problem - zaznacza profesor Gałkowski. - Wuj był już wtedy arcybiskupem i miał mnóstwo spraw na głowie. Wyszło na to, że udzieli nam ślubu 26 lipca 1964 roku w poniedziałek o godzinie 7.30. Bałem się, że teściowa mnie zabije - śmieje się profesor. - Letni domek skromniutki, bez prądu, a my zaprosiliśmy arcybiskupa. W dodatku o porze nie bardzo nadającej się na wesela.

- Wuj jechał z Krakowa samochodem ze swoim kierowcą panem Muchą. Umówiliśmy się, że szwagier pojedzie po nich do Chęcin na rowerze, żeby nie błądzili. Tak się też stało, wuj jak zwykle trochę się spóźnił, ale byliśmy do tego przyzwyczajeni, bo zawsze zatrzymywały Go gdzieś jakieś ludzkie sprawy. W końcu pojawił się przed kościółkiem. Pamiętam, dzień był piękny - znowu uśmiecha się do wspomnień. - Teść Juliusz Braun witał Wojtyłę. Mamy takie zdjęcie. Niestety nas z Marią na fotografiach nie ma, bo w ciemnym kościele nie było wtedy elektryczności, a lampę błyskową trzeba było podłączyć do prądu. No i rzecz jasna zdjęć ślubnych nie mamy. Na szczęście zachowało się to z powitania Wuja.

- Pamiętam doskonale ślub mojej starszej siostry Marysi w Bolminie. Miałem wtedy 15 lat i to ja wyjechałem po księdza Wojtyłę do Chęcin - dodaje Juliusz Braun, ów szwagier, który pojechał po Wuja do Chęcin na rowerze. - Czekałem trochę na nich, a potem pilotowałem pana Muchę do kościoła. Ta część uroczystości zgrabnie wyszła, ale jest z tym ślubem związana zabawna historia. Moja mama Elżbieta bardzo się starała, żeby to wszystko dobrze poszło. Młodzi jej powiedzieli, że ksiądz Wojtyła bardzo się spieszy po ślubie na jakieś spotkanie w Warszawie. A, że domek letni był bardzo skromny mama przygotowała wystawne śniadanie zaraz po uroczystościach na plebanii. Poprzywoziliśmy wszystko na talerzach i poustawialiśmy na stołach. Tymczasem, kiedy skończył się ślub i życzenia, Wojtyła powiedział: - "No to co, teraz jedziemy do domu". Konsternacja, co tu robić, wszystkie weselne frykasy są przecież na plebanii. Ale co było robić, pojechaliśmy do tego domku w lesie.

- Ciekawe - dodaje Braun - że właśnie teraz ukazała się książka "Obława", w której przedstawione są materiały Instytutu Pamięci Narodowej dotyczące inwigilacji mojego stryja Jerzego Brauna. Jest tam o tym ślubie mojej siostry w Bolminie w 1964 roku, ale donosiciel nawet nie wiedział, że udzielił go Karol Wojtyła, arcybiskup już wtedy przecież.

Recenzja po konklawe

Ta studencka znajomość profesora Gałkowskiego z Karolem Wojtyłą przetrwała wszystkie awanse Jana Pawła II i wzbijanie się w górę jego ucznia. - Kiedy On został kardynałem, ja obroniłem doktorat, kiedy Jego wybrano na Papieża, ja zrobiłem habilitację. Recenzję mojej pracy habilitacyjnej dostałem już od Jana Pawła II, po konklawe. Nie zapomniał - podkreśla profesor i milknie na chwilę. - Taki On już był, nigdy o nikim nie zapominał - podkreśla. - Na 25-lecie naszego małżeństwa zaprosił nas z Marią do siebie do Watykanu na dwa tygodnie. Mieszkaliśmy w Rzymie, ale codziennie się spotykaliśmy. Odprawił nam uroczystą mszę święta w swojej prywatnej kaplicy, zapraszał na kolacje i obiady. Zresztą ten Jego wyjazd do Watykanu niczego nie zmienił w naszej znajomości, tylko tyle, że teraz to my musieliśmy jeździć do Niego. Znał najpierw moje dzieci, a potem wnuki. Cały czas był obecny w naszym życiu. Podczas pobytu w Lublinie 9 czerwca 1987 roku udzielił pierwszej komunii mojemu najmłodszemu synowi Jankowi. Specjalnie go przygotowywaliśmy na Jego przyjazd.

- Pewnie mnie pani spyta czy rozpaczam po śmierci Wuja - uprzedza moje pytanie. - Cierpiałem razem z nim, kiedy chorował. To trudno wyrazić. Spędziłem z nim całe moje dorosłe życie, miał wpływ na to, kim jestem i jaki jestem. Poszedłem drogą przez niego wyznaczoną - zostałem etykiem. - Moja żona w psychologii hołduje Jego naukom. Cieszę się, że miałem szczęście spotkać na swojej drodze człowieka, który zawsze w każdej sytuacji starał się znaleźć coś pozytywnego. I nie tyle starał się przeciwstawiać złu ile czynić dobro. Uważał, myślę, że kiedy będzie się przeciwstawiał złu to zło i tak będzie, a nie będzie miał czasu na czynienie dobra. A kiedy będzie czynił dobro, to co prawda nie będzie miał czasu na przeciwstawienie się złu, ale dobro będzie zrobione. On był nastawiony na tak dla życia i wszystkiego co działo się wokół. Myślę też, że to jest kwintesencja Jego świętości - kończy naszą rozmowę profesor Gałkowski.

Jutro więcej takich wspomnień

Jutro z sobotnim wydaniem otrzymacie Państwo kolejny dodatek o Janie Pawle II. Tym razem przedstawimy unikatowy materiał - jedyne opracowanie wszystkich wizyt Karola Wojtyły do 1978 roku na terenie naszego regionu. Historia prezentowana na tej stronie jest jedną z wielu, do jakich udało nam się dotrzeć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie