Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyjazdowe zwycięstwo Vive Targów Kielce z Azotami Puławy po zaciętym meczu (zdjęcia)

Redakcja
Sławomir Stachura
Po meczu przypominającym jazdę roller coasterem, pełnym wzlotów i upadków, szarpanej gry, kielczanie wygrali w Puławach 34:28. Wynik spotkania jest dość mylący, bo jeszcze w 55 minucie gospodarze przegrywali tylko 27:28… Wygrana mistrzów Polski to w dużej mierze zasługa skuteczności Thorira Olaffsona i Michała Jureckiego.

[galeria_glowna]
Azoty Puławy - Vive Targi Kielce. Relacja live - zobacz zapis

Azoty Puławy - Vive Targi Kielce 28:34 (15:14).

Vive Targi Kielce: Szmal (7), Losert (2) - Jachlewski, Tomczak 4 - Bielecki 5, Jurecki 6 - Tkaczyk 3 - Lijewski 4 - Olafsson 11 - Musa, Stojković 1, Grabarczyk.
Azoty: Stęczniewski (16) - Krajewski 6 - Tylutki, Łyżwa 5 - Zinczuk 4, Masłowski - Szyba 6, R. Przybylski 1 - Sobol 5 (1), Ćwikliński - Jankowski, Grzelak.

Karne. Azoty: 1/1. Vive Targi Kielce: 0/4 (Stęczniewski obronił dwa rzuty Tomczaka i po jednym Olafssona i Stojkovicia). Kary. Azoty: 6 minut. Vive Targi Kielce: 8 minut.

Sędziowali: M. Baranowski (Warszawa), B. Lemanowicz (Łąck). Widzów: 800.

Przebieg: 0:1, 1:1, 1:3, 2:3, 2:4, 3:4, 3:7, 4:7, 4:8, 9:9, 9:9, 10:9, 10:10, 11:10, 11:11, 12:11, 12:14, 15:14 - 15:16, 16:16, 16:18, 17:18, 17:19, 18:19, 18:20, 19:20, 19:21, 20:21, 20:22, 21:22, 21:23, 24:23, 24:24, 24:25, 25:25, 25:27, 26:27, 26:28, 27:28, 27:33, 28:33, 28:34.

Nadkomplet w hali, wielu zawiedzionych brakiem biletów przed halą, nadkomplet na miejscach prasowych (część dziennikarzy musiała siedzieć na ziemi, tuż przy linii bocznej boiska), selekcjoner Michael Biegler na trybunach. Na pewno nikt nie był rozczarowany brakiem emocji, bo trzecia obecnie siła PGNiG Superligi mocno dała się we znaki drugiej.

Do listy strat, która już przed meczem zajmowała kilka linijek, tuż przed nim doszło przeciążenie kolana Urosa Zormana, a także kłopoty żołądkowe Piotra Grabarczyka i Thorira Olaffsona (obaj zagrali, ten drugi był najskuteczniejszym zawodnikiem spotkania, zdobył 11 bramek, myląc się tylko dwa razy). Olafsson, leworęczny skrzydłowy, podobnie jak rozgrywający-mańkut kieleckiego zespołu, Krzysztof Lijewski, grali na zasadzie zapisanej na plakacie widocznym w pewnym momencie filmu "Miś" - "Nie ma dublera dla sapera" - nie mieli bowiem zmienników, Stąd powszechna bladość na ławce kieleckiego zespołu, gdy w 56 minucie po zdobyciu bramki Lijewski upadł na boisko, a jeden z rywali stanął na jego prawą dłoń. Nasz zawodnik w efekcie prawdopodobnie ma wybity palec, co nie jest kontuzją uniemożliwiającą grę, ale to, czy nie ma żadnych komplikacji, wykaże badanie.

Kielczanie, którzy przed meczem w Puławach przeprowadzili tylko dwa treningi w optymalnym składzie, zaczęli mocną grą w obronie, przechwytami i kontratakami. W 12 minucie po golu Olafssona wygrywali 7:3, a w 13 minucie po golu Michała Jureckiego (w pierwszej połowie grał prawie tylko w obronie, na lewym rozegraniu w ataku używany był Karol Bielecki) 8:4. Seria banalnych strat przy rozegraniu piłki, plus dobra forma w całym meczu Macieja Stęczniewskiego w bramce, dały gospodarzom łatwe okazje do kontr, z czego skorzystał jedyny reprezentant Azotów na mistrzostwach świata w Hiszpanii, lewoskrzydłowy Przemysław Krajewski, który zdobył trzy bramki w niespełna półtorej minuty. Chwilę później, na pierwsze w meczu prowadzenie (9:8), wyprowadził puławian pozyskany niedawno reprezentant Czech, prawoskrzydłowy Jan Sobol.

Od tego momentu mecz się wyrównał i ta nerwowa oraz niemiła dla mistrzów Polski sytuacja trwała aż do końcówki spotkania. Wszystko przed dość nierówną grę naszego zespołu, który wprawdzie kilka razy odskakiwał na dwie bramki, by za chwilę, na skutek głupawych błędów, dawać Azotom okazje do wyrównania.

Nowego ducha wniosło wprowadzenie do naszej ofensywy Michała Jureckiego, który 24 godziny wcześniej wygrał 61. Plebiscyt Świętokrzyskie Gwiazdy Sportu. "Dzidziuś" okazał się gwiazdą również na boisku, zdobywając pierwsze trzy kieleckie gole po przerwie i kilka razy asystując ciągle się nie mylącemu Olafssonowi. Ale cały czas trwała huśtawka, drużyna trenera Bogdana Wenty ciągle odjeżdżała na dwie bramki i trwoniła przewagę, co było również efektem słabszych chwil naszych bramkarzy.

I tak to wyglądało do 55 minuty, w której Azoty przegrywały tylko 27:28. Za chwilę gola okupionego wspomnianą kontuzją, zdobył Lijewski, a w rewanżu poławianie w sposób tragikomiczny zgubili piłkę i Jurecki w swoim stylu pocwałował w kierunku bramki Stęczniewskiego, zdobywając gola. To była druga z nieprzerwanej stratami serii pięciu bramek kielczan, z której szczególnej urody był gol Karola Bieleckiego, w samo okienko bramki. Tak, jak do tej pory, nasi zawodnicy korzystali z uprzejmości, czy raczej skuteczności "Tottiego", który jako jedyny znał wszystkie słabe punkty Stęczniewskiego.

PO MECZU POWIEDZIELI

Bogdan Wenta, trener Vive Targi Kielce: - W pierwszej połowie odskoczyliśmy na cztery bramki i mieliśmy kontry i karne. Nie rzuciliśmy ich, Azoty nas doszły i trzymały się do 55 minuty. Brakowało skuteczności, choć oczywiście brawa dla Macka Stęczniewskiego, który między innymi obronił wszystkie nasze karne, co się już dawno nie zdarzyło. U kilku naszych zawodników widać było brak gry, przecież ci, którzy nie byli na mistrzostwach świata ostatni raz grali półtora miesiąca temu, od tego czasu nie mieli nawet sparingu. Był problem w bramce, obaj nasi bramkarze byli zestresowani, prawie wszystko grzęzło w naszej siatce. Mieliśmy kolejne kłopoty przed meczem, bo Piotrek Grabarczyk się zatruł, ale wyszedł na boisko i sporo nam pomógł, Uros Zorman jeszcze nie jest gotowy do gry, ma przeciążone kolano. Kiedy kłopoty żołądkowe zgłosił przed meczem Thorir Olafsson, to zbledliśmy, ale "Totti" też wyszedł na boisko. Początek miał trochę nieciekawy, ale potem praktycznie się nie mylił. Nie wiem jeszcze, co z Krzyśkiem Lijewskim, po rzucie upadł na parkiet i przeciwnik stanął mu na dłoni. Mam nadzieję, że to nic poważnego, bo teraz każda kontuzja to dla nas tragedia, szczególnie u zawodników leworęcznych.

Piotr Dropek, trener Azotów Pulawy: - Graliśmy we własnej hali, w pełnym składzie, wiedzieliśmy o kłopotach kadrowych zespołu z Kielc, to wzmagała nasz apetyt na wygraną. Do 55 minuty graliśmy bardzo dobrze, ale wtedy, przy rezultacie "na styku", zrobiliśmy dwa najgłupsze błędy w meczu, oddaliśmy przeciwnikowi piłkę. I już nic nie dało się zrobić.

Przemysław Krajewski, Azoty: - Vive musiało wygrać, my mogliśmy. Walka była, ale w końcówce zadecydowało większe ogranie zespołu z Kielc. Zrobiliśmy za dużo błędów w końcówce i tak doświadczony rywal musiał to wykorzystać. Ale pokazaliśmy, że idziemy do przodu i będziemy się liczyć w grze o medale.

Bartłomiej Tomczak, Vive Targi Kielce: - Zakładaliśmy, że od pierwszych minut będziemy grać mocno w obronie i kontrować, to się udało. Wygrywaliśmy już 7:3, ale potem nie rzuciliśmy kontr i karnych. Mogliśmy dobić Azoty, ale tego nie zrobiliśmy. Zawodnicy z Puław się podnieśli i trzymali się do 55 minuty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie