Rzecz w tym, że odbyło się to wbrew woli właściciela posesji, a położenie pokotem części betonowego ogrodzenia nie było też planowane przez mężczyzn, którzy zjawili się w szpitalu. Policjanci szybko skojarzyli fakty i stwierdzili, że szpitalni goście to ci sami, którzy wcześniej poruszając się volkswagenem passatem ulicą Jagiellońską przejechali przez Krakowską, pokonali chodnik, zjechali po pochyłości terenu i powalili fragment ogrodzenia z betonowych płyt. Wkrótce okazało się też, że panowie są nietrzeźwi. Wtedy zaczęła się kolejna część przedstawienia, bo mężczyźni z passata zaczęli dochodzić się wzajemnie, który z nich prowadził auto, co z każdą minutą nabierało na sile przeradzając się w formalną kłótnię. Później poskromieni przez policjantów zostali odwiezieni na "dołek" w komendzie przy Wesołej, gdzie spędzili noc, pewnie na rozmyślaniach w miarę trzeźwienia, jak wybrnąć, z co najmniej kłopotliwej sytuacji. Obaj są rówieśnikami, mają po 44 lata. Jeden wydmuchał w alkotesterze 3,40 promila alkoholu, drugi nie dał się na badanie namówić, więc pobrano mu krew.
W tym czasie policjanci "drogówki" dokumentowali miejsce kolizji na Krakowskiej. Zajęcie znalazł też technik kryminalistyki, który pobrał z miejsca kierowcy w samochodzie próbki krwi pozwalające na ustalenie DNA, co wkrótce da wiedzę, kto faktycznie prowadził samochód. Temu wszystkiemu bez emocji przyglądał się pan Bogdan, właściciel posesji. - Ludzie, to już piąty samochód, który burzy ten płot, miałem tu już nawet proboszcza, zatrzymał się na tamtym drzewie - skwitował pokazując okazałą gruszę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?