MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zabił własnego dziadka. Przed sądem: "Bardzo żałuję"

Monika WOJNIAK [email protected]
Za zabójstwo 19-latkowi grozi teraz nawet dożywocie.
Za zabójstwo 19-latkowi grozi teraz nawet dożywocie. Fot. Łukasz Zarzycki
Dziadek nie żyje, 19-latkowi grozi dożywocie. We wtorek oskarżony o morderstwo mówił przed sądem jak bardzo żałuje...

- Bardzo żałuję, nie chciałem tego - mówił w sądzie 19-latek, oskarżony o zamordowanie własnego dziadka. Według prokuratury zabił starszego pana, a potem podpalił jego mieszkanie, kładąc zapaloną zapałkę obok głowy dziadka…

Gdy 29 października ubiegłego roku ludzie patrzyli na pożar mieszkania przy kieleckiej ulicy Pocieszka, wielu z nich współczuło młodemu chłopakowi, który przed blokiem zasłabł na wieść o tym, że w płomieniach zginął jego dziadek. Tym bardziej szokująca była informacja, która wyszła na jaw kilka dni później. Policjanci zatrzymali owego młodego, 18-letniego wówczas człowieka. Wkrótce prokurator oskarżył go o zamordowanie 67-letniego dziadka. Starszy pan zginął od ciosów młotkiem. Według śledczych, aby zatrzeć ślady zbrodni wnuczek podpalił mieszkanie 67-latka. A wcześniej, jeszcze przed tragedią, miał ukraść z jego konta bankowego ponad 3600 złotych…

POD OPIEKĄ DZIADKÓW

Rodzice nastolatka dwa lata wcześniej wyjechali na stałe do Belgii. Zabrali tam dwójkę młodszych dzieci. - Syn chciał zostać w Polsce. Miał tu skończyć szkołę i do nas przyjechać - tłumaczyła matka chłopaka na procesie, który wczoraj zaczął się przed kieleckim Sądem Okręgowym. Nastolatek zamieszkał z jej ojcem, a swoim dziadkiem, przy ul. Pocieszka. Ale wytrzymali ze sobą tylko miesiąc. - Dziadek miał stale do mnie pretensje, że za późno wracam, że za długo siedzę przed komputerem - wyjaśniał później chłopak śledczym. - Ojciec był ciężki we współżyciu, miał wieczne pretensje, nie akceptował naszego najstarszego syna - dodawała w sądzie matka oskarżonego. Chłopak przeprowadził się do drugich dziadków. Jednocześnie, jak sam przyznawał w śledztwie, zaczął mieć problemy z nauką - nie zdał do następnej klasy, musiał zmienić szkołę.

Wciąż jednak, jak potem opowiadał policjantom, odwiedzał dziadka w mieszkaniu przy ul. Pocieszka, robił mu zakupy. Latem 2009 roku starszy pan zachorował poważnie na serce. Był długo w szpitalu, później w sanatorium.

"UPADŁ NA DYWAN"

Pod nieobecność dziadka wnuczek doglądał jego mieszkania. - Znalazłem w dokumentach kartę bankomatową i zapisany numer PIN - relacjonował później podczas śledztwa. - Kilka razy wypłaciłem z konta dziadka pieniądze. Wydałem je na rozrywki, dyskoteki, alkohol, gry na automatach.

Śledczy wyliczyli, że tych pieniędzy było w sumie ponad 3600 złotych. Dziadek wrócił z sanatorium 27 października. Następnego dnia rano - jak wynika z akt sprawy - wnuczek przyniósł mu zakupy. - Około godziny 20 poszedłem do niego ponownie, aby powiedzieć o wypłaconych pieniądzach - relacjonował chłopak śledczym. - Siedział przy stole w pokoju. Mówiłem, że go przepraszam, że powiem o wszystkim rodzicom, że oddam mu pieniądze. On nie słuchał, wyzywał mnie od złodziei. Wstał, coś trzymał w ręku. Zamachnął się na mnie. Uchyliłem się, wyrwałem mu ten przedmiot. Zacząłem uderzać dziadka w głowę. On upadł na dywan.

Chłopak opowiadał, że później wrócił do siebie. - Wziąłem prysznic, umówiłem się z kolegą. Poszliśmy do kasyna, a potem do klubu - relacjonował wydarzenia tamtego wieczoru. Do domu - jak mówił - wrócił nad ranem, ze swoją dziewczyną.

"BARDZO ŻAŁUJĘ"

- Następnego dnia obudziłem się o 6.30. Pomyślałem, żeby pójść do mieszkania dziadka i je podpalić - wyznawał nastolatek śledczym. - Dziadek był w innej pozycji, niż poprzedniego wieczoru. Klęczał przy łóżku, z rękami opartymi o wersalkę. Głowę miał na łóżku. Wydaje mi się, że nie żył. Wziąłem zapałki z kuchni. Zapaliłem zapałkę i położyłem ją na prześcieradle, obok jego głowy.

Później - jak opowiadał - poszedł do sklepu, kupił bułki, sok i żółty ser, z których zrobił śniadanie dla siebie i dziewczyny. Przy śniadaniu odebrał telefon od rodziców z Belgii, których znajomi zaalarmowali, że dzieje się coś złego. - Dzwonił tato. Mówił, że u dziadka się pali - opowiadał chłopak śledczym. Pobiegł wtedy na ul. Pocieszka. - Gdy policjanci mi powiedzieli, że dziadek nie żyje, rozpłakałem się.
Głos łamał mu się też w sądzie, gdy mówił: - Chciałem przeprosić przede wszystkim moją mamę i moich bliskich. Bardzo żałuję tego, co zrobiłem.

Płakała też jego matka. - Gdy byłam u syna na widzeniu powiedział: "Gdybym tego nie zrobił, to ja leżałbym w grobie, a tu siedziałby dziadek". Miałam wyrzuty sumienia, że wyjeżdżając za granicę zostawiam ojca. Wszystko to zrzuciłam na syna. On chodząc do dziadka, robił to dla mnie. Obwiniam się o to, co się stało - mówiła ze łzami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie