Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zastanów się zanim cię "przefiltrują"!

Rafał BANASZEK
81-letnia Helena Gosek pokazuje filtr, który ma oczyścić rzekomo "zatrutą" wodę płynącą z jej kranów.
81-letnia Helena Gosek pokazuje filtr, który ma oczyścić rzekomo "zatrutą" wodę płynącą z jej kranów.
Andrzej Gosek, który jest osobą częściowo niepełnosprawną, zapłacił 79 złotych za założenie filtra
Andrzej Gosek, który jest osobą częściowo niepełnosprawną, zapłacił 79 złotych za założenie filtra

Andrzej Gosek, który jest osobą częściowo niepełnosprawną, zapłacił 79 złotych za założenie filtra

Ofiarą padło dwoje starszych ludzi z Secemina. Po fakcie rodzinom tych ludzi zjeżyły się włosy na głowie, jak zaczęli dopytywać, jakie naprawdę dokumenty ich rodzice podpisali. Przedstawiciele firmy z Bytomia wcisnęli im filtr, który rzekomo miał oczyścić ich "zatrutą" wodę płynącą z kranów. Okłamali, że o sprawie wie gmina. Ludzie uwierzyli…

Na to samo urządzenie nabrała się rok temu Barbara Wydrych z Secemina.
Na to samo urządzenie nabrała się rok temu Barbara Wydrych z Secemina. R. Banaszek

Na to samo urządzenie nabrała się rok temu Barbara Wydrych z Secemina.
(fot. R. Banaszek)

Filtr na "zatrutą" wodę

"EKO filter" - tak nazywa się ten towar prosto z USA, czyli filtr podzlewozmywakowy do uzdatniania wody. 10 lipca to urządzenie wciśnięto dwóm sąsiadom z ulicy Jędrzejowskiej w Seceminie, osobom w podeszłym wieku. Każdy kosztował 899 złotych i - jak zapewniali sprzedawcy z Bytomia - miał być ratunkiem na rzekomo "zatrutą" wodę z kranów.

Ludziom wmawiano, że ich woda jest zła, co jest ewidentnym kłamstwem. Pokazywano to na przykładzie szklanki z wodą, która w trakcie pokazu stawała się brudna. Demonstrację tak prowadzono, że woda nagle zmieniała kolory! Staruszkowie uwierzyli w brudną wodę i zgodzili się kupić filtr na raty.

Ale nie to jest najgorsze. Przedstawiciele handlowi dali im do podpisania kartę klienta, na której spisali dokładne dane osobowe staruszków, numer odcinka ich renty i emerytury. Poinformowali ich, że jak zamontują sobie te filtry, to później będą mogli ubiegać się w gminie o częściowy zwrot kosztów montażu tego urządzenia. Ludzie uwierzyli, choć okłamano ich w żywe oczy.

Nie wiedzieli, co podpisali

- Listów narobił, a ja podpisywałam i podpisywałam. Nie wiedziałam nawet co - rozkłada ręce 81-letnia Helena Gosek z Secemina. - Mówiłam temu młodemu panu, że piję tę wodę od 50 lat i jest dobra - opowiada pani Helena. Jej syn Andrzej Gosek, który jest osobą częściowo niepełnosprawną, zapłacił nawet 79 złotych za założenie filtra. Resztę miał spłacić w ratach.

Podobnie postąpił sąsiad Julian Koba. - Jeden pan powiedział mi, że mam zatrutą wodę, a drugi zakładał już filtr przy umywalce - twierdzi 91-latek. - Mówiłem im, że dożyłem 91 lat, pijąc naszą wodę, więc żaden filtr nie jest mi potrzebny - dodaje Julian Koba. Wprowadzeni w błąd staruszkowie podpisali się na wszystkich podstawionych dokumentach. Nie wiedząc nawet, na jakich.

Nikt nie patrzył, że pieczątka firmy jest niewyraźna, na dokumencie, nie ma żadnego podpisu sprzedawcy, paragonu za towar i w ogóle jego karty gwarancyjnej. Jeden punkt z karty klienta upoważniał nawet sprzedawcę do wypełnienia w imieniu kupującego podpisanych przez niego druków dokumentów. Co to w praktyce oznaczało? Że handlarze z Bytomia podstawili tylko do podpisywania staruszkom umowy, a oni mieli wypełnić całą resztę. Mogli więc wpisać sobie, co tylko im się podoba.

Rodziny zdenerwowane

Gdy dowiedziały się o tym fakcie rodziny tych starszych ludzi, bardzo się zdenerwowały. - Dzieci, jak przyjechały, zaczęły się drzeć na mnie, na co mi ten filtr - opowiada Helena Gosek. - Moja synowa z Kielc powiedziała, że się zajmie tą sprawą - dodaje staruszka. Rzeczywiście Katarzyna Gosek napisała do firmy z Bytomia odwołanie, że rezygnuje z tego towaru i żąda natychmiastowego zwrotu podpisanych przez jej teściową dokumentów. Odpowiedziano jej, że ekipa monterów może przyjechać, ale za demontaż trzeba będzie zapłacić 119 złotych.

Rodzina pana Koby poszła jeszcze dalej. Mieszkająca w Chorzowie jego córka Maria Nowak z mężem interweniowała w Federacji Konsumentów w Bytomiu. - Pani mecenas poinformowała męża, że mamy 10 dni na zrezygnowanie z umowy bez podawania przyczyny. Przysłała odpowiednie druki - opowiada Maria Nowak. Nowakowie wypełnili niezbędne dokumenty, w których domagali się demontażu filtra w ciągu 14 dni oraz zwrotu wszystkich dokumentów, które podpisał ich ojciec Julian Koba. Dołączyli też oświadczenie podpisane przez pana Kobę, że przedstawiciele firmy z Bytomia nakłonili go do podpisania niekorzystnej dla niego umowy.

Straszyli ochroną

Zięć Juliana Koby pofatygował się i dostarczył osobiście dokumenty do siedziby firmy, która montowała filtry. Jej adres Nowakowie odczytali z dokumentu dopiero z lupą w ręku. Potem sprawdzili w Internecie, czy taka firma istnieje. Okazało się, że tak. Dowiedzieli się, że firma ta ma dwa różne adresy w Bytomiu (pod jednym mieściło się mieszkanie prywatne) i ponoć dobrze znana jest miejscowej prokuraturze.

- Na miejscu powiedzieli mężowi, że dokumentów nie przyjmą, bo oświadczenie podpisane przez mojego tatę nie posiada znaczków skarbowych i nie jest potwierdzone notarialnie - twierdzi Maria Nowak. - Gdy mąż zapytał zdenerwowany, co to za umowa ta karta klienta, na której nie ma nawet podpisu sprzedawcy, zagrożono mu wezwaniem ochrony, jak się nie uspokoi - dodaje. Wobec takiej sytuacji pani Maria wysłała na dwa adresy w Bytomiu dokumenty, które odesłał jej mąż. Do dzisiaj nie ma żadnej odpowiedzi.

Weksel na 10 tysięcy?

Marii Nowak nie dawało spokoju to podstępne działanie, którego ofiarą padł jej ojciec. Zadzwoniła do synowej Heleny Gosek, która mieszka w Kielcach. - Od Katarzyny Gosek dowiedziałam się, że już dzwoniła do tej firmy i zagroziła prokuratorem, jeśli nie dowie się, co naprawdę jej teściowa podpisała. Powiedzieli jej, że… weksel na 10 tysięcy złotych i umowę. Nogi mi podcięło, bo mój tato zrobił pewnie to samo - opowiada załamana Maria Nowak z Chorzowa.

Jeżeli to prawda, to wychodzi na to, że firma nakłoniła starszych ludzi na ponad dziesięciokrotnie wyższe zabezpieczenie niż wynosi wartość filtra! Pani Maria poszła ze swoim 91-letnim ojcem na policję i opowiedziała o wszystkim funkcjonariuszom z Secemina. - Nie odpuścimy tej sprawy. Firma z Bytomia obiecała przyjechać w ubiegłą sobotę do pani Gosek w celu demontażu filtra. Nie przyjechali. W poniedziałek wpłaciłam za demontaż tego urządzenia u mojego taty. Mają przyjechać w tym tygodniu. Cały czas czekam. Jeśli nie będzie odzewu, założę sprawę w sądzie - zapowiada Maria Nowak.

Jak będzie policja, firma nie przyjedzie

Przedstawicielka firmy z Bytomia tłumaczy się, że mieszkańcom Secemina jej pracownicy dali do podpisania weksel, ale jaka kwota widnieje na nim, nie chciała nam powiedzieć. - Musi być jakieś zabezpieczenie, bo zostawiamy urządzenie u klienta - twierdzi. Gdy poinformowaliśmy ją, że rodziny zgłosiły już ten fakt na policję, która ma się zjawić w sobotę, ta odparła krótko: - Wobec takiej sytuacji, nie wiem, czy w sobotę wyślę tam moich pracowników. Nie podoba mi się reakcja tych klientów. Jak ci ludzie chcą zrezygnować z urządzenia, to niech sami je do nas przywiozą. Dokumenty wyślemy pocztą - po tych słowach odłożyła słuchawkę.

Nabici w filtr

Podobno ci sami sprzedawcy z Bytomia byli też u innych starszych mieszkańców Secemina, ale nie udało im się sprzedać swojego towaru. A wracając do klientów, skąd sprzedawcy z innego województwa wiedzieli, gdzie mają pukać? Ludzie opowiadają, że dwa tygodnie wcześniej po wsi chodziła nieznajoma kobieta w średnim wieku, która prosiła się o pieniądze. Była między innymi u Juliana Koby i Heleny Gosek. Kto wie, czy wtedy nie robiła rozeznania w terenie…

Faktem jest - jak podkreśla wójt gminy Secemin Józef Bujak - że jest to oszustwo. - Grube oszustwo. Po co ludziom jakieś filtry? U nas jest bardzo dobra woda. W okolicy nie ma tak dobrej. Potwierdzają to badania Sanepidu. Do naszej wody nie jest dodawany chlor. Ma naturalne właściwości - mówi Józef Bujak.

Rok temu nabrali się na to samo urządzenie państwo Wydrych, mieszkający przy ulicy Struga w Seceminie. - Założyli nam i okazało się, że woda z tego urządzenia jest taka sama, a może i gorsza niż z kranu - pokazuje Barbara Wydrych. - Ci sami sprzedawcy działali podobno w Piekoszowie. Syn mi opowiadał - dodaje. - Ja, górnik, dałem się nadziać - rozkłada ręce Edward Wydrych. - Jeden mnie namawiał, a drugi już zakładał urządzenie. Też pokazywali w szklance, że wodę mamy brudną przy pomocy jakiegoś aparatu. Wydrychowie zapłacili wtedy 750 złotych gotówką. Obecnie już nie korzystają z tego "cudownego" filtra.

Nie bądźmy naiwni!
Radzi aspirant sztabowy Artur Szkot, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji we Włoszczowie: - Jakiś sprzedawca ma dobrą gadkę, wciska nam kiczowaty towar. Nie dajmy się na to nabrać! Policja nie ma nic do tego. To sprawa między sprzedającym a kupującym. Policja zajmuje się oszustwami w postaci naciągnięcia na jakieś koszty. Tyle się ludziom tłumaczy o różnych oszustach, a ludzie i tak robią swoje. Podobne sytuacje zdarzały się w powiecie włoszczowskim. Raz chodziło o kupno węgla pełnego kamienia i piachu, innym razem o kupno tandetnych akcesoriów domowych czy nabieranie ludzi na fundusze ubezpieczeniowe. /rab/

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie