Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Zbrodnie, które wstrząsnęły województwem". Joasia zginęła w drodze ze szkoły. Śledczy ruszyli za zapachem zbrodni...

Sylwia Bławat [email protected]
"Echo Dnia" relacjonowało tragiczną historię 14-letniej Joasi.
"Echo Dnia" relacjonowało tragiczną historię 14-letniej Joasi. Sylwia Bławat
Dziś kolejny odcinek cyklu "Zbrodnie, które wstrząsnęły województwem". 14-letnia Joasia z gminy Pawłów zaginęła, gdy wracała ze szkoły do domu. Człowiek skazany za zabójstwo jest już wolny.

Osmologia. Co to jest?

Osmologia. Co to jest?

Osmologia - z greckiego osmé, czyli zapach, węch oraz lógos, czyli nauka. W kryminalistyce to dział, który zajmuje się zabezpieczaniem, przechowywaniem i badaniem śladów zapachowych. Wykorzystuje się w tym celu specjalnie szkolone psy policyjne, owczarki niemieckie, bo są w tej mierze doskonalsze od człowieka (organ węchu człowieka zawiera około 5 milionów komórek czuciowych, u psa - 200 milionów!). Zapach ludzi jest indywidualny - człowiek zostawia swój zapach przemieszczając się, zostawia też ślady zapachowe na przedmiotach, z którymi ma styczność. Dlatego powiązanie zapachu zabezpieczonego na miejscu zbrodni z konkretną osobą dowodzi, że niewątpliwie była ona na miejscu przestępstwa.

We wrześniowe popołudnie 1998 roku 14-letnia Joasia, uczennica ówczesnej ósmej klasy szkoły podstawowej w Pawłowie wracała z zajęć do domu. Było tuż przed godziną 14. Zwykle szła po lekcjach z koleżanką, tym razem jednak była sama…

Do pokonania miała niewielki odcinek, około dwóch kilometrów. Tą samą trasę co niemal każdego dnia. I widziano ją jak szła. Ślad się urwał między cmentarzem a starą plebanią, na niewielkim odcinku, raptem około 50 metrów… Więcej Joasi nikt już nie widział.

Makabra za łóżkiem

Kiedy dziewczynka nie wróciła do domu, rodzice i starsza siostra rozpoczęli poszukiwania. Joasia była lubiana przez wszystkich. Dobre, spokojne dziecko - tak mówili o niej miejscowi. Więc kolejno włączali się do poszukiwań niemal wszyscy - sąsiedzi, przyjaciele, wójt, ksiądz, powiadomiono też oczywiście policję. Ale po Joasi ślad zaginął.

Na tym odcinku, na którym Joasi nikt już nie widział, był budynek starej plebanii, zwany też wikaryjką albo organistówką. Od lat nikt go nie używał, poza miejscowymi pijaczkami, a za całe wyposażenie robiło stare metalowe łóżku i kilka koców. Więc gdy dzieci szukając Joasi weszły do wikaryjki, to właśnie zobaczyły - łóżko i koce. Weszły i wyszły. Nic innego nie przykuło ich uwagi.

Na drugi dzień jednak w organistówce znowu szukano Joasi. Tym razem do budynku weszli proboszcz i policjant. I odkryli makabrę. Poszukiwania się skończyły - zwłoki Joasi odnaleźli za metalowym łóżkiem, przykryte kocami…

Śledczy od razu mówili, że dziecko zostało zamordowane, później okazało się, że Joasię udusił ktoś, kto miał motywy seksualne. Wiadomo było i to, że zbrodni nie dokonano w tym budynku, że stało się to gdzie indziej, a ciało przeniesiono.

Przed organistówką zebrali się wszyscy niemal mieszkańcy wsi. Wstrząśnięci, zrozpaczeni, zszokowani. Później dopiero okazało się, że nie było pośród nich kogoś, kto mieszkał tak blisko…

Płakał, zaprzeczał…

Policjanci przywieźli na miejsca psa i ten podjął trop, zaprowadził stróżów prawa na posesję mieszkającego niemal naprzeciwko starej plebanii 28-latka. Owczarek zatrzymał się przy szopie. Mężczyzna był jednym z tych nielicznych, którzy nie uczestniczyli w poszukiwaniach Joasi. Ani też nie znalazł się pośród tłumu, który zebrał się przy organistówce po znalezieniu ciała dziewczynki…

Nie miał alibi, ale nie było bezpośrednich dowodów, by miał coś wspólnego ze śmiercią dziecka. Nie został więc jeszcze wtedy aresztowany. Za kraty trafił dopiero kilka miesięcy później. Nim to się stało, wyburzył szopę, do której wtedy po śmierci Joasi pies doprowadził policjantów.

Gdy aresztowano 28-latka pod zarzutem zabójstwa na tle seksualnym dziewczynki, nie przyznawał się. Płakał, zapewniał, że to nie on. Że jej tego dnia w ogóle nie widział.

Na niego wskazywały poszlaki, wśród których były rzadko jeszcze wtedy wykorzystywane ślady osmologiczne (zapachowe) - nie tylko te z koców, którymi przykryte było ciało.

Ku zdumieniu wielu 28-latka z małej świętokrzyskiej miejscowości bronili najlepsi adwokaci, sławy polskiej palestry. Podważyli kolejne dowody, także te zapachowe, jako niedające 100-procentowej pewności.

Pierwszy wyrok

28-latek był tymczasowo aresztowany ponad dwa lata. Wedle prawa w ciągu dwóch lat aresztowania powinien zapaść wyrok, tak się jednak nie stało. O kolejnych miesiącach aresztowania mężczyzny decydował więc Sąd Najwyższy.

Ale prokuraturze nie udało się wtedy dowieść, że to on właśnie odpowiada za śmierć dziewczynki. I choć oskarżyciel żądał 25 lat i uznania mężczyzny winnym zabójstwa dziewczynki, 28-latek został skazany za ukrywanie sprawcy zabójstwa, przeniesienie zwłok dziecka, zatajenie szczegółów zbrodni. Wyrok brzmiał: cztery lata więzienia. Sam sąd nazwał go porażką organów ścigania, bo nie udało się ustalić i udowodnić, kto odebrał Joasi życie.

Nie wykluczono wówczas takiej tezy, że Joasię mógł zamordować kto inny, a oskarżony mógł wiedzieć kto, kiedy, jak i dlaczego. Ale nigdy nie wskazał innego sprawcy…

Mężczyzna po pierwszym wyroku wyszedł na wolność, na poczet kary zaliczono bowiem to, co spędził w tymczasowym areszcie. Zmienił miejsce zamieszkania, próbował ułożyć sobie życie.

Drugi wyrok

Od wyroku odwołały się obie strony. Obrońcy żądali uniewinnienia, oskarżenie - wyroku za zabójstwo. Sąd apelacyjny rzeczywiście uchylił wyrok sądu pierwszej instancji i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia.

I znów przed kieleckim Sądem Okręgowym dziesiątki świadków i biegłych opowiadało o oskarżonym i o zbrodni. Proces znów był poszlakowy - nie było bezpośrednich dowodów wskazujących na mężczyznę. Ale były dowody pośrednie. Na przykład ślady osmologiczne - zapach mężczyzny znaleziono nie tylko na kocach, którymi przykryte było ciało Joasi, ale też na podbrzuszu dziewczynki. I badania tak zwanym wykrywaczem kłamstw, z analizy których wynikało, że mężczyzna coś o śmierci Joasi wiedział.

Ekspertyzę w sprawie 28-latka sporządził najbardziej bodaj znany wówczas seksuolog, profesor Zbigniew Lew-Starowicz. Wynikało z niej, że profil psychoseksualny zabójcy 14-letniej dziewczynki ma cechy wspólne z cechami osobowości 28-latka. Na jego niekorzyść działało i to, że był już skazywany za czyny o charakterze seksualnym - kilka miesięcy przed śmiercią Joasi miał się obnażać przed dwiema dziewczynkami 12- i 14-latką. Wiadomo było też, że budynek organistówki znał bardzo dobrze. Nie tylko dlatego, że mieszkał właściwie niemal naprzeciwko. Także dlatego, że nie raz zastępował swojego stryja, który był tu kościelnym.

- Jestem niewinny. Przysięgam się na życie moich dzieci, które kocham, na życie mojej żony: nie mam z tą zbrodnią nic wspólnego - przekonywał w sądzie.

Drugi wyrok, w 2005 roku, był znacznie surowszy. Mężczyzna został uznany winnym zabójstwa na tle seksualnym 14-letniej Joasi. Według śledczych wykorzystał dziewczynkę seksualnie, a potem udusił, żeby nikomu nie powiedziała, co jej zrobił. Odnalezione ciało było ubrane, jednak pod spodniami i bielizną, w miejscach intymnych ujawniono ślady zapachowe należące do oskarżonego. Biegły sądowy wskazał w opinii, że odnalezione drobne urazy w tych miejscach powstały wskutek bardzo silnego dotykania…

Powrót na wolność

Tym razem apelacja nie przyniosła rezultatów. Sąd Apelacyjny w Krakowie utrzymał w mocy wyrok Sądu Okręgowego w Kielcach. Mężczyzna trafił za kraty. Miał tam siedzieć do maja 2017 roku.
Był w różnych zakładach karnych, między innymi w Jaśle, w ostatnich latach w Chmielowie koło Tarnobrzega. Nigdy nie przyznał się do winy. Kilka razy starał się o wcześniejsze warunkowe zwolnienie z zakładu karnego. Mówił, że odsiedział już połowę kary, że planuje powrót do żony i dorosłych już dzieci. Że chce pracować.

Pod koniec 2013 roku, po wcześniejszych kilku odmowach, wreszcie stało się tak, jak chciał - mężczyzna opuścił zakład karny. Wrócił do rodziny, poza województwo świętokrzyskie…

Kto zabił Magdę?

Niemal 10 lat po śmierci 14-letniej Joasi, niewiele od niej młodsza dziewczynka też wracała do domu. 11-letnia Magda z Kielc miała do pokonania niewielki odcinek. Ale nigdy do mieszkania mamy nie dotarła.

Dziewczynki szukała cała Polska. Na próżno. Zwłoki dziecka znaleziono na granicy powiatów staszowskiego i kieleckiego. Nagie ciało Magdy ktoś tu zakopał, pewnie liczył, że długo nie zostanie odnalezione. Mylił się.

Biegli potem stwierdzili, że dziewczynka została uduszona. Do dziś nie złapano tego, kto odebrał życie 11-letniej kielczance… On pewnie myśli, że nie zostanie odnaleziony. Oby się mylił. Ale do tej sprawy jeszcze wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie