Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tarnobrzeg. Mężczyzna zmarł po zjedzeniu galarety z targowiska, bo doszło do koszmarnej pomyłki? Prokuratura czeka na wyniki badań próbek

Marcin Radzimowski
Marcin Radzimowski
54-letni mężczyzna zmarł po zjedzeniu galarety wieprzowej kupionej na targowisku w Nowej Dębie (powiat tarnobrzeski), a dwie kobiety uległy zatruciu
54-letni mężczyzna zmarł po zjedzeniu galarety wieprzowej kupionej na targowisku w Nowej Dębie (powiat tarnobrzeski), a dwie kobiety uległy zatruciu
Być może jeszcze w marcu, ale bardziej prawdopodobne, że w kwietniu - po Świętach Wielkanocnych, Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu otrzyma z Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie wyniki badań toksykologicznych krwi oraz tkanek pobranych od 54-letniego mężczyzny, który zmarł po zjedzeniu galarety wieprzowej kupionej na targowisku w Nowej Dębie (powiat tarnobrzeski). Na razie wiele wskazuje na to, że do dramatu doszło w wyniku pomyłki podczas przygotowywania wyrobu garmażeryjnego.

Śmierć po zjedzeniu galarety z targowiska w Nowej Dębie

Śledztwo w sprawie tragedii prowadzi obecnie Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu, która przejęła je od Prokuratury Rejonowej w Tarnobrzegu. Przypomnijmy, że do tragedii doszło miesiąc temu, kiedy to w Nowej Dębie doszło do nagłej, gwałtownej śmierci 54-letniego Jurija N. - obywatela Ukrainy mieszkającego z rodziną w Nowej Dębie i pracującego w nowodębskim szpitalu od około 20 lat. W tym samym czasie do szpitala trafiły dwie kobiety w wieku 67 i 72 lat, z objawami zatrucia, podobnie jak 54-latek. Szybko okazało się, że wszystkie trzy osoby łączy to, ze zjadły tego dnia galaretę kupioną od handlarzy na targowisku w Nowej Dębie. Kobiety miały więcej szczęścia, ponieważ zjadły tylko trochę galarety i zwymiotowały, natomiast mężczyzna zjadł całą galaretę. Niespełna trzy godziny później już nie żył.

Po szybkich komunikatach w mediach z policją skontaktowały się jeszcze dwie osoby, które tego dnia rano kupiły galaretę pochodzącą z tego samego źródła. Nie zdążyły jej na szczęście zjeść.

Szybko ustalono, że to małżonkowie z powiatu mieleckiego - 56-letni Wiesław S. i 55-letnia Regina S., bez jakichkolwiek zgód, badań i nadzoru sanitarnego, metodą chałupniczą produkowali wyroby wędliniarskie i garmażeryjne. Towar sprzedawali na targowisku w Nowej Dębie. Jak relacjonowali mieszkańcy tego miasteczka, wiele razy i od dawna duża grupa osób kupowała swojskie wyroby wędliniarskie od tych dostawców i nigdy nie było żadnych zastrzeżeń do jakości produktów. Co się zatem wydarzyło, ze doszło do tragedii?

Policja zabezpieczyła w domu małżeństwa około 20 kilogramów różnego rodzaju wyrobów wędliniarskich, zabezpieczono również galaretę oraz galarety przyniesione przez dwie osoby, które kupiły wyrób feralnego dnia. Próbki tych produktów wysłano do laboratorium Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach.

Kilka dni później były już wyniki badań.

- Jeżeli chodzi o próbki galarety, która – jak podejrzewają śledczy – spowodowała zatrucie pokarmowe, stężenie azotynu sodu było w niej bardzo wysokie. Wahało się od 16 tysięcy do 19 tysięcy na kilogram produktu - powiedział prof. Stanisław Winiarczyk, dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach.

Nasz rozmówca zaznaczył, że azotyn sodu jest powszechnie stosowany podczas peklowania mięsa. Dopuszczalne wartości wynoszą jednak 100 do 150 miligramów na kilogram surowca.

- Taka ilość azotynu sodu, jaka znalazła się w galarecie na pewno jest toksyczna dla człowieka - nie kryje dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach.

Bardzo wysokie stężenie szkodliwego związku chemicznego stwierdzono wyłącznie w galarecie. W rozmowie z PAP prof. Winiarczyk zauważył, że azotyn sodu mógł zostać dodany do niej w tak dużej ilości „przez przypadek lub omyłkowo”. W innych dostarczonych analitykom produktach mięsnych był na poziomie niezagrażającym zdrowiu i życiu człowieka (10-20 miligramów na kilogram produktu).

Tymczasem podczas sekcji zwłok w Zakładzie Medycyny Sądowej w Krakowie pobrano od zmarłego mężczyzny krew oraz wycinki narządów wewnętrznych do badań toksykologicznych. To ich wynik wskaże bezpośrednią przyczynę zgonu, ale już teraz jest mało prawdopodobne, by przyczyna była inna niż śmiertelne stężenie azotynu sodu.

- Trudno nam przewidzieć, kiedy dostaniemy wyniki tych badań, skłaniałbym się bardziej ku pierwszej połowie kwietnia - mówi prokurator Andrzej Dubiel, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.

Wiele wskazuje na to, że do dramatu doprowadziła ludzka pomyłka - podczas produkcji galarety mięsnej omyłkowo zamiast żelatyny ktoś dodał azotyn sodu. Środek ten można bezpiecznie wykorzystywać do peklowania mięsa przed obróbką termiczną mięsa (pieczenie, gotowanie, wędzenie w wysokiej temperaturze), w wyniku której stężenie azotynu sodu spada bardzo znacznie, do w pełni bezpiecznego dla ludzi poziomu. W przypadku produkcji galarety najpierw mięso się gotuje, dopiero później produkt utrwala się z wykorzystaniem żelatyny. Zakładając, że w tym przypadku doszło do pomyłki - jedna osoba wsypała do galarety żelatynę, natomiast druga nie wiedząc o działaniach pierwszej, wsypała azotyn sodu będąc przekonaną, iż wsypuje żelatynę. mimo wszystko żelatyna musiała być wsypana, skoro galareta stężała. Galareta nie była poddawana dalszej obróbce termicznej, dlatego pozostał w niej azotyn sodu w stężeniu śmiertelnym.

Ostateczną przyczynę zgonu 54-latka wskazać powinny wyniki badań.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie