MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cudem przeżyła trzęsienie ziemi (wideo)

Paulina STROJNA [email protected]
Wiesława Jedlińska już jest w swoim rodzinnym domu w dzielnicy Białogon w Kielcach. Próbuje odpocząć, ale po tym, co przeżyła cały czas jest w szoku.
Wiesława Jedlińska już jest w swoim rodzinnym domu w dzielnicy Białogon w Kielcach. Próbuje odpocząć, ale po tym, co przeżyła cały czas jest w szoku. D. Łukasik
Pani Wiesława wróciła do rodzinnego domu z włoskiej L'Aquili. Przeżyła straszliwe trzęsienie ziemi. Opowiedziała nam o nim. Uciekła z domu, który prawie w całości się zawalił. Na zewnątrz zorientowała się, że został tam niepełnosprawny Nino, którym kiedyś się opiekowała. Wróciła po niego. Obecnie odpoczywa w rodzinnym domu.

- Cieszę się, że wreszcie jestem u boku męża - mówi Wiesława Jedlińska. 57-letnia kielczanka do Włoch pojechała dosłownie na kilka dni. Miała odebrać rzeczy z domu, w którym kiedyś pracowała. Już spakowała się na drogę i w poniedziałek o godzinie 10 miała wyjechać do Rzymu, a stamtąd do kraju. Nie zdążyła.

DUDNIENIE, HUK, GRZMOT, ŁOMOT

Zaczęło się w poniedziałek po godzinie 3. - To był szok. Jakby coś spod ziemi chciało się wydostać. Całe łóżko, na którym leżałam trzęsło się. Słychać było okropne dudnienie, trzeszczenie - opowiada pani Wiesława. - Wstałam, a tu kurz, tynk, oderwane płytki. Wszystko w powietrzu fruwa. Nie wiedziałam, co się dzieje.
W domu, w którym przebywała kielczanka było kilka osób, między innymi jej koleżanka, pani Alicja z Radomia. To właśnie w jej pomieszczeniu wszystko się zawaliło łącznie z sufitem. - Niebo było widać. Alicja ciągle krzyczała ratunku. Chciałam wydostać ją z tego pokoju, ale nie mogłam. Drzwi się zsunęły z zawiasów i zablokował jej gruz. A tu cały czas się ziemia trzęsie - przeżywa kielczanka.

W końcu po usunięciu gruzu szufelką udało się uwolnić koleżankę. Jednak niżej czekała kolejna przeszkoda. Wejściowe drzwi do budynku także były zablokowane. - Wtedy pobiegłam na górę, bo Alicja miała pokaleczone nogi. Z balkonu zobaczyłam młodą parę i poprosiłam o pomoc. Wydostali nas - mówi kielczanka.

URATOWAŁA NINA

Pani Wiesława będąc już na zewnątrz i patrząc na zawalające się dookoła budynki zorientowała się, że wewnątrz domu, z którego uciekła jest niepełnosprawny, jeżdżący na wózku Nino. Natychmiast zorganizowała pomoc. Nie mogła jeszcze liczyć na ratowników, strażaków, czy inne służby, bo jeszcze ich nie było widać na ulicach. Dlatego dwóch jej znajomych poszło po Nina, a ona razem z nimi. - Przecież nie mogłam go tak zostawić. Nie darowałabym sobie tego - opowiada pani Wiesława, która w obliczu tej katastrofy doskonale sobie poradziła. W ostatniej chwili zabrała z domu potrzebne, niezbędne rzeczy: dokumenty, torebkę, jedzenie, koc, kołdrę.

PRZERAŻENIE W OCZACH

Wszyscy stali przed zapadającymi się budynkami i nie wiedzieli, co robić. - Tu ściany się sypią, tam pełno gruzu, coś spadło i przygniotło samochód, a od czas do czasu jeszcze czuć było wstrząsy - opowiada kielczanka - W oczach ludzi było widać tylko przerażenie.
Około godziny 15 pani Wiesława z koleżanką Alicją, Ninem i jego krewnymi przenieśli się na pobliski plac. Tam była już zapewniona pomoc przez włoskie władze. Rozstawiono namioty, zorganizowano picie i żywność.

DO RZYMU

We wtorek, 7 kwietnia pisaliśmy już o tym, że pani Wiesława przeżyła trzęsienie ziemi. O sytuacji pani Wiesławy dowiedzieliśmy się od jej męża. Pan Mieczysław zadzwonił do nas z prośbą o pomoc. Przede wszystkim chciał zdobyć numery telefonów, pod którymi mógłby uzyskać informację na temat aktualnej sytuacji w L'Aquili. Razem z panem Mieczysławem dzwoniliśmy pod wszystkie numery alarmowe, które uruchomiło Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w Rzymie. Ostatecznie udało mu się skontaktować z ambasadą, a następnie ta zadzwoniła do pani Wiesławy. - O godzinie 16 w poniedziałek zadzwonił do mnie konsul i powiedział, żebym poszła w określone miejsce, bo zabierają mnie do Rzymu - mówi kielczanka. - Zabrałam ze sobą Alicję.

Do Rzymu dotarły przed godziną 23 razem z innymi ośmioma Polakami. Na koszt polskiej ambasady nocowały w Domu Polskim imienia Jana Pawła II. Drugiego dnia dojechało tam jeszcze 12 Polaków z rejonu Abruzzo, a trzeciego, około 30, których przetransportowała polska ambasada.

MIŁY AKCENT

Pani Wiesława w całej tej tragedii dostrzega także miłe akcenty. Jednym z nich jest elegancki obiad, na który we wtorek zaprosił ją oraz polskich studentów polski ambasador. - Bardzo miło z jego strony. Chciałabym podkreślić, że polska ambasada wykonała dobrą robotę - dodaje pani Wiesława.

Kielczanka z Rzymu wyjechała w środę o godzinie 6. Wreszcie do Kielc dotarła wczoraj o godzinie 10. - Nikomu nie życzę takich przeżyć. Nie sądziłam, że mnie w tym wieku spotka coś takiego. Cieszę się, że z takiej katastrofy udało mi się "spaść na cztery łapy" - mówi Wiesława Jedlińska. - Teraz wezmę prysznic, coś zjem. Położę się i zobaczę, czy łóżko nie będzie się pode mną trzęsło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie