Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Duszą, topią, uderzają główką dziecka o ścianę - wstrząsające zbrodnie kobiet osadzonych w zakładzie karnym

Marcin RADZIMOWSKI
W niżańskim zakładzie karnym największym skarbem dzieciobójczyni był kosmyk włosów jej zamordowanego syna...

Duszą, topią, uderzają główką małego człowieka o ścianę. Przez ostatnie lata przez Areszt Śledczy w Nisku i znajdujący się w nim zakład karny dla kobiet, przewinęło się kilka skazanych za zabójstwo dziecka. Jakie są? Dlaczego to zrobiły? Jedna z nich, która udusiła swojego ma-łego synka, niedawno opuściła więzienie…

Proces Katarzyny W. z Sosnowca oskarżonej o zabójstwo swojej córki Madzi, wzbudza większe zainteresowanie opinii publicznej, niż sprawy seryjnych zabójców czy gwałcicieli. Jeśli kobieta usłyszy wyrok skazujący, być może za jakiś czas trafi do niżańskiego więzienie dla kobiet. Jeśli tak, to nie będzie pierwszą dzieciobójczynią, jaka przebywała w tej placówce.

NOWORODEK W ŚMIETNIKU

Atrakcyjna blondynka. To 28-letnia Dorota D. z Lubelsz-czyzny. Z Aresztu Śledczego w Nisku wróciła do domu rodzin-nego niespełna miesiąc temu. Zdyscyplinowana, chętnie poma-gająca innym, troskliwie opiekująca się starszymi osobami w Domu Pomocy Społecznej w Stalowej Woli. W niczym nie przy-pomina bestii, a w takiej roli media przedstawiały ją jeszcze kil-ka lat temu, gdy w makabryczny sposób zamordowała swojego synka.

Tragiczne wydarzenia pod koniec października 2006 roku wstrząsnęły nie tylko całą Lubelszczyzną, o sprawie głośno było w Polsce. W kontenerze na śmieci obok jednego z bloków w Łęcznej, bezdomny szukający złomu znalazł reklamówkę. Męż-czyzna rozwinął zawiniątko w nadziei, że znajdzie coś do spie-niężenia. Chwilę potem dokonał makabrycznego odkrycia, w reklamówce było ciało noworodka. Chłopiec został uduszony, ktoś wepchał mu zwinięte ruloniki papieru toaletowego do nosa, papierem zapchał usta a wokół szyi zawinął biustonosz i zaci-snął z całej siły.

Dwa dni później policja dotarła do sprawczyni. Podczas przesłuchania młoda kobieta pękła, ze łzami w oczach wyjawiła okoliczności tragicznej śmierci dziecka…

Dorota była panną. Dziecka nie chciała od samego po-czątku. Być może dlatego, że gdy była blisko rozwiązania, z je-go ojcem nie utrzymywała już żadnych kontaktów. Ciążę ukry-wała przed swoimi najbliższymi oraz przed koleżankami z pra-cy. 26 października 2006 roku rano Dorota D. nie poszła do pra-cy. Matce powiedziała, że dostała biegunki, że źle się czuje. Tak naprawdę zaczynała rodzić. O wezwaniu karetki nawet nie myślała, miała inny plan.

WRÓCIŁA DO DOMU

21-latka zamknęła się w ubikacji. Poród przebiegł szybko, kobieta przecięła pępowinę nożem kuchennym. Dotykała główki chłopca, jego maleńkiej twarzy. Instynkt macierzyński zadziałał tylko przez kilka chwil, zaraz potem Dorota zaczęła realizować koszmarny plan. Wzięła papier toaletowy, poskręcała go w ru-loniki i wepchała do otworów w nosku dziecka. Maluszek zaczął się dusić, ale odruchowo otworzył usta łapiąc powietrze. Matka urwała kolejny kawałek papieru i wepchnęła go do ust bezbron-nego dziecka. By mieć pewność, że nie przeżyje, szyję nowo-rodka trzykrotnie owinęła biustonoszem, końcówki zacisnęła i zawiązała.

Ciało chłopca 21-latka schowała do reklamówki i ukryła pod biurkiem w swoim pokoju, dwa dni później wyniosła zawi-niątko z domu. Wrzuciła martwe dziecko do kontenera na śmie-ci, makabrycznego odkrycia dokonał kilka godzin później bez-domny.

Według biegłego kobieta nie działała w warunkach szoku poporodowego, potworne zabójstwo planowała już wcześniej. Sąd skazał ją na 12 lat więzienia. Pod koniec ubiegłego roku, po odbyciu połowy zasądzonej kary, przebywająca w niżańskim areszcie kobieta, złożyła wniosek do sądu penitencjarnego (Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu) o przedterminowe warunkowe zwolnienie jej z odbycia reszty kary. Sąd się nie zgodził, ale skazana odwołała się od tej decyzji do Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie a ten zgodził się na zwolnienie kobiety.

CIAŁA NIE ZNALEZIONO

Zabójstwa nowonarodzonych dzieci nie należą do rzadko-ści, są chyba najczęstszymi zbrodniami tego typu, jakich do-puszczają się kobiety. Większość z nich działa pod wpływem szoku okołoporodowego. Dochodzi do tragedii, kiedy kobieta pozostaje sama, bez opieki. Nie mając pełnej świadomości te-go, co robi, zabija nowonarodzone, niechciane dziecko. Gdy przychodzi refleksja, jest często za późno.

Tak było w sierpniu 2006 roku , kiedy to do szpitala w Tar-nobrzegu zgłosiła się 19-latka z tego miasta z objawami krwo-toku z dróg rodnych. Okazało się, że kilka godzin wcześniej po-roniła. Twierdziła, że urodziła w łazience martwe dziecko i wy-rzuciła je do śmietnika.

O sprawie powiadomiona została policja i prokuratura. 19-latka usłyszała zarzut doprowadzenia do poronienia - zażywa-jąc tabletki zakupione poprzez internet i wyrzucenia płodu. Była wtedy w 30 tygodniu ciąży. To jedyny zarzut, jaki prokuratura mogła jej postawić, gdyż nie udało się ustalić, czy dziecko uro-dziło się żywe, czy martwe. Ciała noworodka nie odnaleziono pomimo wielodniowego przeczesywania wysypiska, na które wywożone są śmieci z Tarnobrzega. Groziła jej dwuletnia od-siadka, sąd skazał ją na karę więzienia w zawieszeniu.

DZIECI W BECZCE

W zakładzie karnym dla kobiet w Nisku przebywała też przez pewien czas Jolanta K. z Czerniejowa (województwo lu-belskie), sprawczyni potwornej zbrodni, która wstrząsnęła całą Polską. Kobieta zamordowała pięcioro swoich nowonarodzo-nych dzieci. Ciała ukrywała w zamrażarce, z czasem przeniosła je do beczki po kapuście…

W czasie śledztwa ustalono, że do zabójstw dochodziło w latach 1992-1998, kiedy rodzina mieszkała w Lublinie. Jolanta K. rodziła dzieci w wannie i topiła je a następnie przechowywała w domowej zamrażarce. To był coś trudnego do opisania, po-śród mrożonek i mięsa, leżały zamrożone ciała pięciorga dzieci!

Około 2000 roku Jolanta K. wraz z mężem i córkami prze-prowadzili się do podlubelskiego Czerniejowa, kobieta przewio-zła tam też ciała zamordowanych dzieci. Na początku trzymała je nadal w zamrażarce, z czasem przełożyła je do beczki po ki-szonej kapuście. W 2003 roku matka Jolanty K. poprosiła jej córki o wyrzucenie zawartości z beczki, gdyż rozchodził się z niej potworny fetor. Wtedy dziewczyny dokonały makabryczne-go odkrycia.

Ostatecznie Jolantę K. skazano na 25 lat więzienia za pię-ciokrotne zabójstwo, na osiem lat skazany został jej mąż, któ-remu udowodniono podżeganie do jednej, pierwszej zbrodni. Mężczyźnie nie zdołano udowodnić, że o pozostałych ciążach i zabitych dzieciach także wiedział.

OFIARA I POTWÓR W JEDNEJ OSOBIE

Niezwykle dramatyczne wydarzenia związane były także z inną osadzoną w niżańskim więzieniu dla kobiet. Mowa o Elż-biecie M. z Tarnowa, sprawczyni a zarazem ofiary tragedii.

Wszystko zaczęło się w 2000 roku, kiedy to kobieta miała 30 lat. Była po rozwodzie, sama wychowywała 11-letniego sy-na. Któregoś dnia chłopca zaatakował bezdomny mężczyzna, sprawca udusił dziecko - zawiązując mu na szyi sznurek, na którym nosił klucze. Zrozpaczona kobieta przeżyła ogromny wstrząs i niewykluczone, że to zmieniło ją na resztę życia.

Miesiąc później Elżbieta zwabiła do swojego mieszkania 21-letnią kobietę, z którą rywalizowała o mężczyznę. 30-latka zmasakrowała rywalkę tak bardzo, że dziewczyna zmarła. Sprawczyni zaciągnęła zwłoki do windy i podpaliła je. Dym i ogień dostrzegł któryś z mieszkańców, wezwał policję i straż pożarną.

Elżbieta M. została zatrzymana, usłyszała zarzut zabój-stwa. Stanęła przed sądem, który ostatecznie zmienił jej zarzut z zabójstwa na śmiertelne pobicie. Dostała 11 lat więzienia. Przebywała w różnych zakładach penitencjarnych, na kilkana-ście miesięcy trafiła też do Niska.

W maju 2004 roku do sądu penitencjarnego (SO w Tarno-brzegu) Elżbieta M. złożyła wniosek o przerwę w odbyciu kary. Sąd pierwotnie odrzucił wniosek, jednak po apelacji obrońcy rzeszowski Sąd Apelacyjny uchylił tę decyzję i skierował do tar-nobrzeskiego sądu wniosek o ponowne rozpoznanie. Zgodnie z wytycznymi powołana została komisja lekarska do oceny stanu zdrowia skazanej.

Lekarze uznali, że kobieta jest chora, ale postawienie do-kładnej diagnozy wymaga badań i leczenia w warunkach wol-nościowych. Sąd zmuszony był zgodzić się na przerwę w od-bywaniu kary. Elżbieta M. opuściła zakład karny. Leczyła się szpitalnie, dlatego przedłużano jej pobyt na wolności. Biegli uznali, że skazana cierpi na ciężką anemię i w dalszym ciągu wykluczony jest jej pobyt w więzieniu. Ostatnia przerwa w wy-konywaniu kary była bezterminowa, z zaznaczeniem, iż "do czasu ustąpienia przesłanek uniemożliwiających odbycie kary".

SYNEK KAZAŁ ZABIĆ

Nikt nie przypuszczał, że niedługo potem rozegra się tra-gedia. Któregoś dnia w marcu 2006 roku wieczorem, trzej mieszkańcy Tarnowa powiadomił policję o podejrzanie wygląda-jącej kobiecie. Kobieta pchała wózek dziecięcy, na którym spod kapy wystawały nogi dziecka. 36-letnią wówczas Elżbietę M. zatrzymano. Okazało się, że w wózku wiozła martwe ciało ośmiolatki, która zaginęła dzień wcześniej w Tarnowie.

W czasie procesu oskarżona na początku nie przyznawała się do zabójstwa dziecka. Twierdziła, że niczego nie pamięta. Z czasem w kolejnych wyjaśnieniach mówiła o tym, że dziew-czynkę spotkana na ulicy zaprowadziła do opuszczonego mieszkania, które niegdyś wynajmowała. Tam bardzo mocno "przytuliła dziecko do siebie", a kiedy ocknęła się, zobaczyła le-żące zwłoki dziewczynki. Mówiła, że zabiła, bo tego chciał jej nieżyjący synek - przychodził do niej we śnie i kazał zabić jakieś dziecko. W pierwszym, a także w powtórnym procesie kobieta skazana została na dożywocie. Biegli uznali, że jest zdrowa psychicznie.

Elżbieta M. w czasie swojego pobytu w niżańskim więzie-niu, sprawiała wrażenie osoby spokojnej, inteligentnej i "po-układanej". Nie sprawiała żadnych problemów wychowawczych, była wzorową osadzoną. Raz jeden tylko zachowała się zupeł-nie odmiennie, kiedy jedna ze strażniczek w czasie rutynowego przeszukania cel, w rzeczach osobistych Elżbiety M. znalazła pudełeczko. Był w nim kosmyk włosów. Skazana wpadła w szał myśląc, że wychowawczyni chce je zabrać. To były włosy jej zamordowanego synka...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie