Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historycy sztuki zjeżdżają do Stalowej Woli w poszukiwaniu śladów niezwykłego artysty, Stefana Norblina

Zdzisław SUROWANIEC [email protected]
Anna Szlązak z archiwum przekazanym przez Clausa Ullricha Simona.
Anna Szlązak z archiwum przekazanym przez Clausa Ullricha Simona.
Stalowa Wola staje się miejscem pielgrzymek historyków sztuki zainteresowanych Norblinem. Muzeum ma niezwykłą kolekcję obrazów

Ze słynnego rodu Norblinów

Stefan Norblin z żoną Leną Żelichowską i synem Andrew.
Stefan Norblin z żoną Leną Żelichowską i synem Andrew. Muzeum Regionalne

Stefan Norblin z żoną Leną Żelichowską i synem Andrew.
(fot. Muzeum Regionalne)

Ze słynnego rodu Norblinów

Stefan Norblin pochodził ze słynnego rodu artystów i przemysłowców, którzy przybyli z Francji i osiedli nad Wisłą. Jest potomkiem w prostej linii malarza i rysownika Jana Piotra Norblina, który tworzył między innymi dla Czartoryskich. Urodził się w Warszawie w 1892 roku. W Antwerpii i Dreźnie uczył się malarstwa. Malował portrety, tworzył grafiki i plakaty oraz projektował kostiumy teatralne. Po opuszczeniu Polski w 1939 roku udał się do Indii, gdzie został nadwornym malarzem maharadży Jodhpuru - Umaida Singh'a. Zasłynął jako projektant wnętrz pałacu, autor malowideł ściennych w stylu łączącym klimat kulturowy Indii z europejskim art deco. Zmarł w Stanach Zjednoczonych w 1952 roku śmiercią samobójczą. Prochy Norblina i jego żony Leny Żelichowskiej zostały w październiku tego roku sprowadzone ze Stanów Zjednoczonych do Polski.

Stalowa Wola ma od miesiąca zalążek kolekcji Stefana Norblina, artysty, który do końca życia nie miał pojęcia, że istnieje takie miasto. Stalowowolskie muzeum weszło w posiadanie szesnastu obrazów tego niezwykłego artysty. Do Stalowej Woli zjeżdżają historycy sztuki, aby poznawać jego dorobek.

Warszawa ma powody, aby żałować, że nie doceniła dorobku tego artysty, którego twórczość po wielu latach wyłania się z mroków zapomnienia. Stalowowolskiemu muzeum pomógł splot szczęśliwych okoliczności. Ale szczęście sprzyja odważnym. Dyrektor Lucyna Mizera miała muzealnego nosa i nie straciła szansy. Bo to jest tak jak w piosence "szczęście raz się uśmiecha, jeden raz tylko dłoń podaje". Muzeum chwyciło za palec, potem za dłoń i… ma w zbiorach klejnot.

WIELE SZCZĘŚCIA

- Norblin? Z tym tematem proszę się zwrócić do Ani Szlązak - uprzejmie pozbyła się mnie dyrektor muzeum. To historyk sztuki Anna Szlązak, z błogosławieństwem dyrektor Lucyny Mizery, poszukiwała na świecie śladów Norblina. Dziś może powiedzieć, że w tych poszukiwaniach miała wiele szczęścia. Rzadko się zdarza, aby w krótkim czasie doszło do tak wielu zdarzeń, splotów okoliczności, które złożyły się na niebywały sukces, jakim było zorganizowanie wystawy Norblina i wejście w posiadanie jego obrazów.

A wszystko zaczęło się w muzeum w roku 2010. Do stalowowolskiego muzeum przyjechała na otwarcie wystawy przedstawicielka ministerstwa kultury. Podczas rozmowy z dyrektor Mizerą wspomniała, że ministerstwo finansuje konserwację obrazów Norblina. - To może zrobimy wystawę jego twórczości w Stalowej Woli - zaproponowała dyrektor. Nie usłyszała sprzeciwu i prace nad zorganizowaniem ekspozycji ruszyły już w 2010 roku.

- Razem z panią dyrektor opracowaliśmy projekt czasowej wystawy - wspomina Anna Szlązak. To, co miało tłumaczyć ekspozycję Norblina w Stalowej Woli to było art déco - styl w architekturze, malarstwie, grafice oraz w architekturze wnętrz, rozpowszechniony w latach 1919-1939. Pierwsze budynki osiedla mieszkaniowego Stalowej Woli to właśnie jest ten styl. To był także ulubiony styl Stefana Norblina.

SZUKANIE PO ŚWIECIE

Pani Anna rozpoczęła kwerendę, poszukiwanie po świecie twórczości Norblina. Ta praca oznaczała także odkrywanie artysty. W starych słownikach biogramy Norblina urywają się, w nowszych jest już nieco więcej informacji o człowieku, który zmarł w Stanach Zjednoczonych w 1952 roku. Najłatwiej było postarać się o plakaty, jakie były między innymi w zbiorach warszawskiego muzeum.

Wielkie zasługi w odkrywaniu dorobku Norblina ma niemiecki historyk sztuki Claus Ullrich Simon. To on, kiedy natknął się na jego twórczość w indyjskich pałacach, zauroczył się nią i zaalarmował polskie władze. Obrazy sztalugowe i murale - obrazy namalowane na ścianach, były w fatalnym stanie i groziło im całkowite zniszczenie. Stworzył archiwum indyjskiej twórczości Norblina, zgromadził wszystko, do czego mógł dotrzeć.

Za pieniądze Ministerstwa Kultury renowacją murali zajął się konserwator Józef Steciński z Jarosławia, specjalizujący się w konserwacji twórczości w tropikach. Anna Szlązak, która pojechała do Mehrangarh Museum oraz do pałacu maharadży Umaid Singh'a w Jodhpurze w Indiach, zobaczyła już odnowione arcydzieła polskiego artysty - monumentalne malowidła ścienne w niepowtarzalnym norblinowskim stylu, łączącym specyfikę kulturową Indii z europejskim art déco.

ZGODA MAHARADŻY

- Na początku nie było za to szans wypożyczyć czterech sztalugowych obrazów - wspomina pani Anna. Jednak jakimś cudem nieoczekiwanie maharadża Gaj Singh II, dał zgodę na ich wypożyczenie. W Stalowej Woli zjawił się Karni Singh Jasol - dyrektor Mehrangarh Museum w Jodhpurze. Upewnił się, że muzeum jest bezpieczne i godne do prezentowania obrazów. To już było coś!

Kolejna sensacja przyszła ze Stanów Zjednoczonych. Fundacja Sztuki i Kultury Polskiej w San Francisco zgodziła się przekazać na wystawę siedemnaście obrazów Norblina. Cudem ocalały, bo po samobójczej śmierci artysty jego żona Lena Żelichowska kazała spalić obrazy. Jednak jej syn Andrew nie posłuchał polecenia. Teraz przyleciały zrolowane i wymagały porządnej konserwacji. Podjęła się tego pracowania na Wawelu. Caria Tomczykowska, prezes Fundacji, rozpłakała się, kiedy zobaczyła jak zostały pięknie odnowione. W ten sposób powstała wystawa Norblina z trzech okresów - polskiego, indyjskiego i amerykańskiego (do kolekcji obrazów z Fundacji dołączyły dwa obrazy prywatne przekazane w depozyt).

WIELKI SUKCES

Wystawa otwarta 3 września ubiegłego roku była wielkim wydarzeniem i sukcesem. Była pierwszą od kilkudziesięciu lat ekspozycją dorobku Stefana Norblina w Polsce. Na jej otwarcie przybył ze Stanów Zjednoczonych syn artysty Andrew Norblin, minister kultury Zbigniew Zdrojewski, maharadża Jodhpuru Gaj Singh II, niemiecki historyk sztuki Claus Ullrich Simon, Rajeev Lochan - dyrektor Narodowej Galerii Sztuki Współczesnej w New Delhi i Karni Singh Jasol oraz Monika Kapil-Mohta - ambasador Indii w Polsce.

Po miesiącu ekspozycji w Stalowej Woli twórczość Norblina można było oglądać w New Delhi i Bombaju w Indiach. Było o niej tak głośno, że w Indiach zgłosił się handlarz oferujący nieznane obrazy Norblina. Jednak nie doszło do spotkania z przebywającą wtedy w Indiach Anną Szlązak. - Mamy jednak te informacje na uwadze - zastrzega stalowowolska badaczka Norblina.

ARCHIWUM DLA MUZEUM

Kolejna sensacja wiązała się z pobytem pani Anny w Niemczech u Simona, gdzie miała odebrać akwarele Norblina, jakie naukowiec postanowił podarować muzeum. To "Dama w kostiumie" z 1922 roku, a także przekazany jako długoterminowy depozyt wykonany tuszem "Portret kobiety".

Nieoczekiwanie badacz dołożył na własność dla muzeum swoje archiwum badań nad twórczością artysty. Składają się na nie liczne dokumenty oraz fotografie rodzinne Norblina, a także unikatowe slajdy ilustrujące główne dzieła artysty w Indiach. - To był dla mnie szok, kiedy dostaliśmy te skarby - przyznaje pani Anna.

A kolejne sensacje czaiły się za progiem. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznało muzeum dotację na zakup szesnastu kalifornijskich obrazów Stefana Norblina z kolekcji The Polish Arts and Culture Foundation z San Francisco! To, wraz z darem od Simona, oznaczało powstanie w Stalowej Woli centrum badawczego nad twórczością Norblina.

ZNALEZIONE PROCHY

Ten rok przyniósł kolejne sensacyjne odkrycie. Okazało się, że wbrew dotychczasowym ustaleniom, prochy Stefana Norblina i jego żony nie zostały rozsypane nad jeziorem w pobliżu San Francisco, lecz spoczywają w urnach na cmentarzach w okolicy tego miasta. Odkrycia dokonały Agnieszka Kasprzak-Miler z warszawskiego Urzędu Miejskiego i Caria Tomczykowska. Zainicjowały akcję sprowadzenia prochów Norblinów do Polski. O zachowanych szczątkach rodziców nie wiedział nawet syn Norblina. Dał zgodę na wywiezienie ich do Polski, tylko odsypał sobie na pamiątkę odrobinę prochów matki, z którą był bardzo mocno emocjonalnie związany.

Uroczystości pogrzebowe Norblinów odbyły się w październiku tego roku na cmentarzu powązkowskim i zbiegły się z otwarciem wystawy "Sztuka poza czasem. Stefan Norblin (1892-1952") w Muzeum Plakatu w Wilanowie, której współorganizatorem jest Muzeum Regionalne w Stalowej Woli. Znalazły się na niej obrazy z kolekcji, o której już można mówić, że należy do stalowowolskiego muzeu

MIEJSCE PIELGRZYMEK

Czy czekają nas kolejne niespodzianki? Jeżeli tyle się ich zdarzyło przy okazji odkrywania twórczości Norblina, to pewnie dalej będą się coś dziać. Stalowa Wola natomiast staje się miejscem pielgrzymek historyków sztuki zainteresowanych Norblinem. Centrum badawcze jego twórczości już udostępnia zbiory niezwykłego artysty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie