Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Kiszka opowiada, jak został mistrzem świata solo w salsie

Zdzisław SUROWANIEC [email protected]
Piotr podczas popisu indywidualnego na czeskim turnieju.
Piotr podczas popisu indywidualnego na czeskim turnieju. archiwum Piotr Kiszka
Piotr Kiszka został mistrzem świata w solowym tańcu salsy, zatańczy w spektaklu "Roots" przygotowanym przez teatr w Gdyni, wybiera się do Nowego Jorku.

- Póki jeszcze jest zdrowie i wiek nie jest zaawansowany, to trener powinien tańczyć - wyznaje Piotr Kiszka, tancerz ze Stalowej Woli. Jego taneczna kariera nabiera rozmachu. Nie tylko uczy tańców, ale rzucił się w wir turniejów, występów i szuka nowoczesnej formy salsy.

Już ma sukcesy! Przed dwoma tygodniami Piotr został mistrzem świata w solowym tańcu salsy na zorganizowanym w Babilon Center w czeskim Libercu Światowym Festiwalu Latino - World Latino Dance Festiwal 2011. Ze swoją partnerką Pauliną Turską natomiast zajął tam szóste miejsce w kategorii latin show. Niebawem będzie można oglądać tancerza ze Stalowej Woli w tanecznym spektaklu "Roots", jaki przygotowuje w Gdyni Przemysław Wereszczyński.

OŻYWCZY WIATR

- Kiedy trener ogranicza się tylko do nauki tańca, to uczenie staje się obowiązkiem, codziennością i rutyną. Nie ma wtedy świeżości. A kiedy dąży się do jakiegoś celu, wtedy pojawia się pasja i ta pasja udziela się uczniom na zajęciach - zauważa Piotr.

Ożywczym wiatrem był dla niego udział w dwóch edycjach telewizyjnego "Tańca z gwiazdami". Ten niezwykle sympatyczny tancerz wzbudził sympatię w całej Polsce. Znikł z ekranów i zajął się nauką tańca w stworzonej przez siebie przed dziesięcioma laty Szkole Tańca Merengue.

- Byłem już w cieniu, czułem, że nie ma wokół mnie iskry. Zacząłem tańczyć, przygotowywać się do występów na turniejach. Uczniowie wyczuwają, kiedy trener ma w sobie pasję, kiedy profesjonalnie przekazuje wiedzę. A tak się dzieje, kiedy sam jest aktywny, kiedy podejmuje nowe wyzwania - opowiada.

Oświecenia doznał przed trzema laty, kiedy zorganizował cieszący się olbrzymią popularnością Dance Show. Był to taneczny spektakl, będący finałem turnieju tańca. Zatańczył wówczas z Natalią Przystaś. - Trzy lata temu nie wiedziałem co z tego wyjdzie, kiedy miałem pokaz z partnerką - wyznaje. Wstrząsem było dla niego spotkanie z zaproszonym na pokaz Przemysławem Wereszczyńskim, od dziesięciu lat zajmującym się salsą.

INNA DROGA

Przemysław jest byłym wicemistrzem świata w tańczeniu salsy w parach. - Pokazał mi inną drogę, inne spojrzenie na ruch, na taniec. U niego wszystko ruchy ciała są bardziej naturalne. Przemek nie myśli o tym jak się w tańcu wygląda, tylko jak się tancerz czuje - mówi Piotr.

Tak zachwycił się drogą, jaką wybrał Przemek, że zaczął u niego brać lekcje salsy. A poszło mu tak dobrze, że otrzymał propozycje udziału w spektaklu "Roots", jaki ma być wystawiony na wiosnę.
- Świat mi się otworzył, kiedy wszedłem w świat Przemka, kiedy mi pokazał, na czym polega sprawność ciała. Podstawą są tak zwane izolacje w ciele, typowo karaibskie. Chodzi o władzę nad każdą częścią ciała, władzę nad tym, co chcemy zrobić z ciałem - opowiada Piotr z pasją. - Jeżeli łatwo możemy ruszyć ręką w górę i w dół, to z łatwością musimy zrobić różne inne rzeczy w swoim ciele. Wydaje się to rozgrzewką, ale ci, którzy pierwsi to zaczynają ćwiczyć, dziwią się jak to można zrobić. To samo miałem trzy lata temu, ale tak się zaparłem, że dzień w dzień ćwiczyłem przed lustrem, zmuszałem swoje ciało do ćwiczeń. Miałem taką chęć zrobienia tego, że powiedziałem sobie, że nie odpuszczę, że to się wszystko da zrobić. Opanowanie łatwości poruszania się ciała było bardzo ciężkie, ale teraz już jest fajnie. Czuję, że mam władzę nad tym, co chcę zrobić. Latynosi mają to naturalne i można im pozazdrościć łatwości, z jaką tańczą.

TRENUJE CODZIENNIE

- Staram się trenować codziennie. Pracuję z uczniami od godziny 15 do 22, trenuję więc rano dwie, trzy godziny. Bardziej jednak pracuję nie nad choreografią, ale nad swoim ciałem, nad usprawnianiem ciała. Wprowadziłem je także jako zajęcia w szkole - stwierdza. - Zapytałem Przemka po kilku lekcjach czy jest sens, żebym poszedł w tym kierunku. Powiedział "nawet się nie zastanawiaj, musisz się szkolić, i będą efekty". No i są.

Piotr idzie na całość. W lutym chce wyjechać do Nowego Jorku do najlepszych nauczycieli salsy i mambo. Chciałbym, żeby moje ciało zakosztowało różnych form, żeby nowe doświadczenia dodały smaczku temu, co robię - zapala się. - W duszy mi gra ten rodzaj tańca, jakim jest salsa i mambo, i muzyka latynoamerykańska, która jest niesamowicie radosna, niosąca pozytywną energię. Mam w sobie rzeczywiście szaleńcze serce i to, co w duszy gra mogę wytańczyć.

- Kiedy człowiek mówi, że już wystarczy tego rozwoju, to się sam oszukuje, a jak mówi "jeszcze troszkę", to trzeba tego głosu posłuchać. Trzeba słuchać wewnętrznej intuicji, można pójść w coś i będzie klapa, ale jak się w coś zaangażuje i będzie wierzył w to, to może to przynieść pozytywne skutki - to nowe wyznanie wiary uskrzydlonego Piotra.

WSPÓLNA SZKOŁA

Jeden z amerykańskich przyjaciół Przemka powiedział mu, że jego rodzice są muzykami i szukał instrumentu, na którym mógłby grać. I po latach znalazł ten instrument, to jest jego ciało. Może nim grać jak chce, może z nim robić, co chce. - I to jest najlepsze określenie jak wspaniale można się ruszać do różnych rytmów latynoskich - uważa Piotr.

Piotrowi jest łatwiej puszczać się w nowe rewiry tańca, bo wspólnikiem jego szkoły została od września Małgorzata Garlicka. To wieloletnia partnerka taneczna Wiktora, młodszego brata Piotra. Drogi tych dwojga tancerzy, którzy byli wicemistrzami świata w tańcach standardowych, rozeszły się. Małgosia wyszła za mąż, ma dziecko, Wiktor jeździ po świecie, daje konsultacje. Ostatnio związał się z partnerką ze Stanów Zjednoczonych i pnie się na turniejach na wyżyny tanecznej kariery.

- Małgosia jest otwarta i szczera. Osiadła w Stalowej Woli. Stwierdziliśmy, że nie ma sensu, żebyśmy byli dla siebie konkurencją. Ona jest wielokrotną mistrzynią Polski i wicemistrzynią świata w tańcach. Współpracujemy z bratem i Małgosią w trójkę - opowiada Piotr.

POPISOWE SOLO

Solowe tańczenie salsy przez mężczyznę może być zaskoczeniem. Ale jak się okazuje, latynosi częściej tańczą solo niż z partnerkami. Chodzi o popisówki. - Powszechnie uważa się, że kiedy dziewczyna tańczy solo, to jeszcze fajnie to wygląda. Ale że mężczyzna tańczy sam… I to jest właśnie sztuka, żeby się nie ośmieszyć. Facet tańczący solo nie może wyglądać jak dziewczyna, chodzi o to, żeby tańczył salsę mambo i żeby wyglądał męsko. Można się wyginać, ale to ma być różne od tego, w jaki sposób wyginają się dziewczyny. Trzeba pokazać męskość w solowym tańcu. I to jest właśnie sztuką pokazać męskość w tańcu - tłumaczy Piotr.

U Przemka zawsze tańczą w typowo męskich marynarkach, w koszuli. - To kobieta ma błyszczeć, kobieta ma być piękna, ma być cudownie zrobiona, być taką perełeczką. Facet ma być z boku, zrobić swoje, ma prowadzić partnerkę, nie musi mieć żadnych ozdób. Ma swoje zatańczyć, pokazać swój kunszt i to jest to. Najlepsi w tańcach latynoamerykańskich generalnie są klasycznie ubrani, nawet czasami bez żadnych błyszczących kamieni, jest tylko czysta piękna czarna koszula albo czysta biel.

ŁZY W OCZACH

Udział w światowym festiwalu w Libercu, gdzie Piotr wytańczył pierwsze miejsce w salsie solo, był dla niego dużym przeżyciem. Turniej zorganizowany został w dużym hotelu Babilon. Kategorii było tak wiele, że zmagania trwały od czwartku do niedzieli. - Tańczyłem solówkę rano w niedzielę o 7.30, a finał o 21 - wspomina. - Po raz pierwszy byłem w takiej sytuacji, że kiedy stałem na podium, zagrany został "Mazurek Dąbrowskiego". Strasznie to przeżyłem, miałem łzy w oczach - przyznał.

- Dużo osób mówi mi, żebym wyjechał do Warszawy, ale jestem w Stalowej Woli przez sentyment. Stworzyłem tu szkołę tańca. Nie jestem z bogatej rodziny, stworzyłem tę szkołę sam od zera, krok po kroku. Potem była organizacja Dance Show. Organizacja tych pokazów, to było spełnienie moich marzeń, bo zawsze chciałem, żeby na turnieje tańca przychodziło mnóstwo ludzi, żeby widzieli wspaniałych tancerzy, żeby mieli marzenia, że ich dziecko też tak zatańczy, żeby zobaczyli mnie tańczącego i byli zachwyceni - wyznaje.

W przyszłym roku Stalowa Wola być może zobaczy go w spektaklu "Roots", "Korzenie". Temu chłopakowi z szalonym tanecznym sercem marzenia się spełniają!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie