Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przez cztery złote długu sprzed lat nie mogą pozbyć się nieruchomości

Zdzisław SUROWANIEC
W ubiegłym tygodniu zawaliła się ściana domu.
W ubiegłym tygodniu zawaliła się ściana domu. Zdzisław Surowaniec
Rodzina nie może sprzedać nieruchomości w Stalowej Woli, bo żaden urząd nie chce przyjąć czterech złotych zaległego długu.

Jest sposób na dług!

Janusz Panek ze stertą dokumentów, które na razie na nic się zdały.

Janusz Panek ze stertą dokumentów, które na razie na nic się zdały. Zdzisław Surowaniec

Janusz Panek ze stertą dokumentów, które na razie na nic się zdały.
(fot. Zdzisław Surowaniec)

Jest sposób na dług!

Do redakcji "Echa Dnia" zadzwoniła kobieta, która przyznała, że miała podobny problem związany z uregulowaniem niewielkiego, groszowego długu na hipotece. Wybawienie okazało się banalnie proste. Wpłaciła należność na konto Banku Gospodarstwa Krajowego, mieszczącego się w Warszawie przy Alejach Jerozolimskich. I było po problemie, sąd to zaakceptował.

Janina Panek, a właściwie jej mąż Janusz, bezskutecznie szuka urzędu, który przyjmie 3 złote 85 groszy. To należność, jaką jest obciążona hipoteka działki o powierzchni niecałych stu metrów kwadratowych. Bez uregulowania należności, Panek nie może sprzedać poletka, na którym stoi zrujnowany dom.

- To własność pana Boga - uśmiecha się Janusz Panek, pokazując na murowany dom przy ulicy Batorego w Stalowej Woli. W ubiegłym tygodniu zawaliła się ściana tego domu, w którym na szczęście nikt od wielu lat nie mieszka. Od roku przybita jest na nim tablica, że chałupa grozi zawaleniem. No i się wali!

WALĄ SIĘ DOMY

Na osiedlu Rozwadów co chwilę jakiś dom się wali. W ruinę obróciła się w ubiegłym roku przy ulicy Polnej zabytkowa parterowa chałupa ze spadzistym dachem. Była mieniem komunalnym, kiedyś należała do żydowskiej rodziny.

Walą się domy przy ulicach noszących nazwy wielkich Polaków. Po ubiegłorocznym pożarze parterowego domu przy ulicy Kościuszki, w którym zginął mężczyzna, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego zabronił tam wchodzić, bo grozi to śmiercią lub kalectwem. Inspektor rzucił wtedy okiem dookoła i przybił tablice ostrzegające przed zawaleniem między innymi na parterowym domu przy ulicy Batorego.

Użytkownikiem nieruchomości okazała się Janina Panek, która nabyła prawo do poletka przez zasiedzenie jako spadkobierczyni swojej matki. Dom przy ulicy Batorego opuściła z mężem w latach 80, kiedy rodzina przeniosła się do domu wybudowanego na osiedlu Piaski.

SIEDMIU LOKATORÓW

Teraz pani Janina została wezwana do uregulowania stanu prawnego posesji. A to się okazało na razie niewykonalne. I nie dlatego, że się pani Janina miga od odpowiedzialności. Żaden urząd nie chce od niej przyjąć kilkuzłotowej należności, jaką obciążona jest hipoteka.

Jak tłumaczy pan Janusz, dom zamieszkiwało kiedyś siedem osób. Jego teściowa kupiła nieruchomość od sześciu lokatorów w roku 1958, co zostało udokumentowane w księdze wieczystej. Z czasem wszyscy wspólnicy pomarli, a właścicielka nie zorientowała się, że na hipotece jest niewielki dług po jednej z mieszkanek. Chodziło o nie uregulowany podatek obrotowy i dochodowy za lata 1953-1959. W przeliczeniu daje to dziś niecałe cztery złote.

- Inspektor nadzoru budowlanego Marian Pędlowski to dobry człowiek i urzędnik, ale przesadny optymista. Dał mi nawet zdjęcia na dyskietce mojego walącego się domu i poradził przeprowadzić postępowanie sądowe. Powiedział, że wystarczy na to kilka tygodni. Ja wiedziałem, że za kilka miesięcy się tego nie załatwi i tak się stało - opowiada Panek.

ODESŁANY DO SĄDU

Zaczął załatwianie formalności od Urzędu Miejskiego, skąd otrzymał zaświadczenie, że nie zalega z podatkami. W wydziale geodezji starostwa zapłacił 138 złotych za wypis z rejestru gruntów. Z tym odesłany został do sądu, gdzie w wydziale ksiąg wieczystych dostał odpis, za który zapłacił 30 złotych - opowiada.

Z tymi wszystkimi dokumentami udał się do starostwa z wnioskiem o umorzenie długu, gotów był także uregulować należność natychmiast. Tak jak mu kazali, zapłacił 17 złotych na rzecz Urzędu Miejskiego i został odesłany do Urzędu Skarbowego w Stalowej Woli. - Przyszedł jakiś urzędnik w skarbowym, zobaczył dokumenty i w śmiech. A ja mu mówię, że mi nie do śmiechu, żeby załatwił formalności - wspomina Janusz Panek.

Usłyszał, że muszą się naradzić. Po naradzie stalowowolska skarbówka uznała, że w tej sprawie nie prowadziła żadnego postępowania podatkowego czy egzekucyjnego, nie dysponuje także tytułem wykonawczym oraz nie posiada informacji "o zaległościach nim egzekwowanych".

W każdej chwili dom grozi zawaleniem.

W każdej chwili dom grozi zawaleniem. Zdzisław Surowaniec

W każdej chwili dom grozi zawaleniem.
(fot. Zdzisław Surowaniec)

DO TARNOBRZEGU

Naczelnik Urzędu Skarbowego w Stalowej Woli uznał się za organ niewłaściwy do załatwienia tej sprawy i przesłał dokumenty do… Urzędu Miejskiego w Tarnobrzegu, jako następcy prawnego Wydziału Finansowego Prezydium Powiatowej Rady Narodowej, który w 1961 roku ustanowił na hipotece tytuł wykonawczy.

Z Tarnobrzegu przyszła 1 sierpnia odpowiedź, że ściąganie wierzytelności podatkowych jest w gestii Skarbu Państwa i zajmują się tym Urzędy Skarbowe. Tarnobrzeski prezydent uznał się za organ niewłaściwy do załatwiania takich spraw i pchnął dokumenty do Urzędu Skarbowego w Tarnobrzegu. I tu na razie osiadły.

Pod nieobecność naczelnika tarnobrzeskiego Urzędu Skarbowego przebywającego na urlopie, usłyszeliśmy od zastępcy Doroty Zygmunt, że dopiero musi się zapoznać ze sprawą, o której nie słyszała. A odpowiedzi nie udzieli nikomu innemu, jak tylko osobie zainteresowanej czyli Janinie Panek i to najwcześniej w piątek. W tej sytuacji pozostało nam tylko poradzić panu Januszowi, żeby trzymał rękę na pulsie i w piątek dowiedział się jakie jest stanowisko tarnobrzeskiego urzędu.

PADŁA ŚCIANA

Pan Janusz chce mieć jak najszybciej z głowy strupa czyli zrujnowaną nieruchomość. - Jechałem w ubiegłym tygodniu rowerem, a tu patrzę, grupa ludzi koło domu, policja, strażacy. Bo zawaliła się boczna ściana - opowiada. Został przesłuchany przez policję. Strażacy ściągnęli dachówkę, żeby nie obciążała dodatkowo nadwątlonej konstrukcji, z popękanymi ścianami. Policjanci rozciągnęli taśmę, zabraniającą zbliżania się do ruiny grożącej całkowitym zawaleniem. Strażacy zrobili z bali podpory, żeby dom się nie obsunął na ludzi, którzy by przypadkiem tamtędy przechodzili.

- A ja nic nie mogę zrobić, dopóki nie mam aktu własności z wyczyszczoną księgą wieczystą - mówi pan Janusz. Bo jak będzie już miał dokument, to zleci rozebranie domu. To będzie kosztować jakieś dwa tysiące złotych. Za działkę ma nadzieję wziąć jakieś dwanaście tysięcy złotych. Kto mu da czternaście tysięcy złotych, temu z ulgą działkę sprzeda.

PSU NA BUDĘ

A chętnych ma dwóch - jeden to Cygan, którego posesja przylega do działki Panków. Chciałby sobie poszerzyć własność i postawić garaż. Drugim jest właścicielka pobliskiego domu, która przez działkę chciałaby sobie zrobić dojazd. - Nic by nie można wybudować na tym skrawku. Przepisy budowlane są takie, że jakby chciało się zachować odpowiednie odległości ścian od granicy działek sąsiadów, to można byłoby postawić tylko psią budę - śmieje się pan Janusz.

Na razie psu na budę zdały się wszystkie zabiegi, aby dopełnić formalności i wyczyścić hipotekę. Dlatego pan Janusz mówi, że niby ma dom, ale go nie ma i należy do pana Boga.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie