MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Robert to człowiek godny naśladowania

Piotr SZPAK

Robert Korzeniowski, mistrz świata i złoty medalista olimpijski w chodzie sportowym, pierwsze kroki sportowe stawiał w Tarnobrzegu pod opieką miejscowego trenera Mieczysława Żarnowskiego.

* Jakie wiąże pan nadzieje ze startami Polaków w igrzyskach w Atenach?

- Moim zdaniem, generalnie wypadniemy bardzo słabiutko, ale honor naszego kraju obroni właśnie Robert Korzeniowski. Stawiam na niego nie dlatego, że jestem z nim bardzo związany emocjonalnie, ale dlatego, że to sportowiec dużej klasy. Wierzę w to, że po takim doświadczeniu, jakie posiada, po takiej pracy, jaką wykonał, będzie w Atenach bezkonkurencyjny. Moim zdaniem, jest on najlepiej przygotowanym zawodnikiem do Igrzysk Olimpijskich. Na pewno Robert przywiezie medal, czy będzie to krążek złoty, zobaczymy. Wierzę, że tak.

* Tym razem w igrzyskach wystartuje rodzeństwo Korzeniowskich...

- No właśnie. Byłoby cudownie, by Robek i Agnieszka wrócili z medalami, a moim zdaniem, jest to bardzo realne.

* Ile Robert miał lat, kiedy zaczął trenować u pana?

- Niecałe 16, był w pierwszej klasie tarnobrzeskiego liceum ogólnokształcącego. Był jednym z grupy 80 zawodników i zawodniczek, którzy trenowali w naszej sekcji. Czy się czymś wyróżniał? Tak, był zawsze zdyscyplinowany, konsekwentny i co rzuciło mi się w oczy - uporządkowany. Nie wyróżniał się natomiast pod względem sprawnościowym.

* Jego przygoda ze sportem rozpoczęła się od totalnej klapy - ostatniego miejsca zajętego w zawodach Olimpiady Młodzieży.

- Liczyliśmy się z tym! Taka jest prawda. Robert trenował wtedy dopiero pół roku, musiał wystartować w zawodach, bo taka była konieczność. Ani jemu, ani mnie nie przeszło wtedy przez myśl, by zakończył karierę.

* O Robercie mówi się, że jest najbardziej uporządkowanym sportowcem na świecie.

- Spotkałem się z taką opinią i całkowicie się z nią zgadzam. On był od zawsze konkretnym chłopakiem. Proszę sobie wyobrazić, że kiedyś pojechaliśmy na zawody do Szczecina. Odbyły się w sobotę. Nocą jechaliśmy pociągiem do Białegostoku, bo w niedzielę były tam jakieś ważne zawody. Tam startowaliśmy, a po kolejnej całonocnej podróży, w poniedziałek o 6.30 przyjechaliśmy do Tarnobrzega. Ten chłopak nie poszedł spać, poszedł do szkoły! Często trenowaliśmy na wałach wiślanych, często jesienią podczas deszczu ze śniegiem. Warunki były bardzo ciężkie, przeganiano nas ze stadionu Siarki i ze szkół. Zamykano przed nami bramy. Ciekawe, jak się teraz czują ci ludzie, słysząc o sukcesach Roberta.

* To niedawne, ale jakże inne czasy.

- Oj, tak. Trenowaliśmy w spartańskich warunkach. Jeżdżąc na zawody nasze menu składało się z fasolki po bretońsku oraz galaretki z drobiu, bo to było dostępne w barach miejskich i dworcowych. Czasami, jak się trafiło gdzieś na jajecznicę, to już było bardzo dobrze. Czy Robert to lubił jeść? Nie wiem, ale czy miał inne wyjście? (śmiech).

* Utrzymuje pan kontakty z Robertem?

- Oczywiście, ale nie spotykamy się zbyt często.

* Kiedy wychowa pan w Tarnobrzegu następcę mistrza Roberta?

- Teraz młodzież nie garnie się do sportu. Woli kawiarenki internetowe niż treningi. Ale ciągle marzę o tym, by wychować jeszcze sportowca na miarę Roberta Korzeniowskiego. Cały czas w to wierzę.

* Jaki jest Robert Korzeniowski?

- Jest to człowiek godny naśladowania pod każdym względem, nie tylko sportowym. Jestem dumny, że byłem jego pierwszym trenerem.

* Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie