Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stan Borys wpadł do Stalowej Woli na partię tenisa. Był zachwycony tym co zobaczył

Zdzisław SUROWANIEC [email protected]
Mistrz estrady i rakiety, jego sympatia Ania i Tadeusz Proszowski.
Mistrz estrady i rakiety, jego sympatia Ania i Tadeusz Proszowski. Zdzisław Surowaniec
Stan Borys, legendarny piosenkarz z lat siedemdziesiątych, wpadł do Stalowej Woli na partie tenisa ziemnego. Ze swoją partnerką Anią i suczką Julką.

Stan Borys, piosenkarz, legenda polskiej estrady w latach siedemdziesiątych, zjechał do Stalowej Woli ze swoją partnerką Anią. Piękna pani Anna pochodzi z tego miasta. Mistrz, kiedy po raz kolejny przyjrzał się ludziom, miastu i jego zakątkom, był zachwycony tym, co zobaczył.

- Znam Stana od siedmiu lat, od kiedy związał się z Anią. To córka moich znajomych i przez nią poznałem Stana - przyznaje stalowowolski biznesmen Tadeusz Proszowski. Piosenkarz zatrzymuje się w jego domu z Anią, kiedy wpadają do Stalowej Woli do mieszkającej tu cioci. - A wpadają jakieś dwa, trzy razy do roku - twierdzi pan Tadeusz.

MIŁY, GRZECZNY

- Jest bardzo sympatyczny, miły, bardzo grzeczny - wylicza gospodarz cechy swojego słynnego gościa. Pamięta nawet takie wydarzenie. Jego żona Joanna miała spotkanie z kobietami w Podkarpackim Stowarzyszeniu Integracji i Rozwoju "Batna". I zapytała czy zgadną jakiego gościa ma w domu. Nie zgadły, ale kiedy im powiedziała, że to Stan Borys, natychmiast chciały go zobaczyć. Pani Joanna przyszła do domu z dwudziestoma kobietami i ku swojemu szczęściu mogły zobaczyć idola swojej młodości i wykonawcy takich przebojów jak "Spacer dziką plażą", "Anna", "Jaskółka uwięziona". - A chyba i jego mile połaskotało, że ma taką grupę fanek. Bo każdy artysta lubi mieć potwierdzenie swojej popularności - przyznał pan Tadeusz.

Stan od połowy lat siedemdziesiątych mieszka w Stanach Zjednoczonych. Tym razem wpadł do Polski i do Stalowej Woli pograć w tenisa. Gra od dawna. Latem jeździ po Polsce na turnieje tenisowe z udziałem artystów. Chciał więc podszlifować formę przed kolejnymi występami. W tym roku Stan Borys kończy siedemdziesiąt lat życia i obchodzi półwiecze kariery artystycznej. Z tej okazji miał w maju wielki benefis w Sali Kongresowej Pałacu Kultury w Warszawie. - Jubileusz pięćdziesiąt-siedemdziesiąt. Bo przed ponad pięćdziesięcioma laty zacząłem pracę w Teatrze Rybałtów w Rzeszowie i kończę siedemdziesiąt lat życia - wyjaśnia.

"ANNA" DLA ANI

Przed tygodniem Stan miał kolejny jubileuszowy koncert w rodzinnym Rzeszowie. - Zdarzyła mi się piękna historia, bo chciałem zadedykować koncert Annie, w miejscu, gdzie "Anna" powstała, czyli w rynku. Wystąpiłem z zespołem "Imię jego 44", z dwiema dziewczynami w chórku. To było dla mnie niesamowite wrażenie, także dla ludzi, którzy pamiętali moje piosenki, "Annę", inne i te, których nie znają, bo powstały w Ameryce. Ale sześć tysięcy ludzi na rynku to jest wspaniałe wrażenie patrzeć i słyszeć jak ten głos odbija się od widowni - uśmiecha się artysta.

Występuje z grupą, gdzie są dwudziestoparoletni muzycy. - Oni dokładnie czują jaką ja mam pulsację serca, pulsację moich myśli i mojego głosu. Jest duże zrozumienie między nami. Po jednym z koncertów muzyk wychodzi, patrzy na mnie i mówi "fajnie, nie?" - wspomina ubawiony.

Skąd tenis w jego życiu? Tak o tym opowiada, kiedy siedzimy na korcie, na zatopionej w zieleni letniej posiadłości jednego ze stalowowolskich biznesmenów w Przyszowie-Rudzie: - Zawsze chciałem być sportowcem. Nie wiedziałem tylko w jakiej dziedzinie. Tenisem zainteresowałem się kiedy Wojtek Fibak przyjechał do Ameryki. Kolegowaliśmy się, chodziliśmy po Manhattanie. Byłem wtedy zapraszany na korty. Dzięki Wojtkowi poznałem bardzo wielu znanych i wielkich tenisistów. Teraz Wojtek mówi, że ja więcej gram niż on. W wieku, w którym jestem, właśnie wygrałem turniej w debla w Karpaczu. To mój największy sukces. I docieram się dalej.

POSZERZA ODDECH

- Gra w tenisa to wspaniała rzecz, wspaniała rzecz. Pozwala mi poszerzać oddech potrzebny do śpiewania. Poszerzam oddech poprzez bieganie i granie w tenisa, do którego też potrzebny jest szeroki oddech - mówi artysta. W panowaniu nad ciałem pomaga mu także joga.

Stan wyjechał z Polski w roku siedemdziesiątym piątym. - W najlepszym okresie mojej kariery. Ale dzięki wyjazdowi, nie dosięgła mnie kula, że tak powiem. Uchroniłem się od wielu rzeczy, które może by mnie dosięgły, bo miałem wrażenie, że piosenki "To ziemia", "Jaskółka" i inne, które można by zaliczyć do protest-songów, to były bardzo niebezpieczne na tamte czasy. A jeszcze mój wygląd, który kojarzył się z apostołem czy prorokiem! Ludzie, którzy decydowali o tym kto będzie występował w telewizji, wykorzystywali paragrafy komunistyczne, żeby przeszkodzić w rozwoju. Nie można zatrzymać żywiołu, najcudowniejszą rzeczą, jaką mamy, to jest żywioł w nas samych. On nam pozwala wyrazić siebie - snuje wspomnienia i refleksje. - Jestem bezsystemowiec, nienawidzę systemu, każdy system upada - kończy ten temat.

KONCERTUJE, PISZE

Dzieli życie między Polskę i Amerykę. Wyjeżdża do Stanów w styczniu, wraca w kwietniu. - Mam dwie matki obie kocham - mówi o ojczyznach. - Wracam do Ameryki co roku w styczniu, bo tam jest wielki turniej tenisowy. Powstał, kiedy mieszkałem na Florydzie. Istnieje już trzynasty rok. To jest spotkanie z ludźmi, którzy mają pasję grania w tenisa, pasję spojrzenia na siebie nie spod dymu papierosa czy kieliszka z alkoholem. Mają pasję fajnego życia. Wracam do Polski pod koniec kwietnia i zaczynam koncerty - przyznaje.

- W Ameryce przez lata wyrobiłem sobie przyjaźnie, mam koncerty w różnych miastach. Wydałem także książkę z wierszami, które powstały od Rzeszowa do Ameryki. Jest także film, który powstał o mnie w Polsce, o dążeniu do wolności artystycznej. I ten film zdobył dwie nagrody w Hollywood - cieszy się artysta.

O swojej sportowej pasji tak mówi: - Piękno występów jest takie samo jak piękno gry w tenisa. Wychodzę na kort i chcę być lepszy od przeciwnika. To oznacza wspinanie się na wyższy poziom. Publiczność spodziewa się wiele i maleńkie potknięcie na scenie sprawia, że jest się out.

PIĘKNY LAS

Stan był pełen szacunku dla świetnego poziomu biznesmenów, którzy grali z nim w tenisa na korcie otoczonym sosnowym lasem. Sędziował Tadziu Proszowski, Stan z partnerem przegrał sześć do jednego. Ale zachował pogodę ducha. - Jestem otoczony pięknym lasem i jak się tu nie cieszyć naturą - ocenił.

- To jest biały, szlachetny sport, w którym nie ma agresji - mówi o tenisie. A o swojej działalności artystycznej tak się wypowiada: - Moja kontrowersja polega na tym, że nagrałem płytę z wierszami poetów. Bo kogo dziś interesuje poezja? Coraz mniej interesujemy się historią Polski, historią ludzi, którzy byli wielcy. Jeżeli to całkiem zaginie, to będziemy bardzo biednym narodem.

- Musimy mieć szacunek do tego, co związane jest z artyzmem. Dziś ludzie, którzy potrafią kliknąć w komputer już uznają się za artystów. Tylko, że nie ma w tym duszy, a jeżeli nie ma w tym duszy, to nie ma w tym Boga. Tak powiedział kiedyś Mickiewicz - wyznał Stan.

PODRÓŻE Z JULKĄ

Stan podróżuje nie tylko z Anią. Ciągle towarzyszy mu ośmioletnia suczka Julka, rasy shit-tzu. Za bilet dla Julki z Ameryki w jedną stronę płaci dwieście dolarów. - Wszędzie ją ze sobą zabieram, czy jadę autem, płynę statkiem czy lecę samolotem - wyznaje artysta.

Julka drzemała w mercedesie z amerykańską rejestracją, kiedy Stan z Anią odjeżdżali ze Stalowej Woli na występy po Polsce i turnieje tenisowe. Tylko patrzeć jak znowu tu wrócą!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie