Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażak zaryzykował życie, aby uratować wędkarza. Ocalił go, ale został ciężko ranny

Dariusz DELMANOWICZ [email protected]
St. kpt. Daniel Dryniak holuje do brzegu pechowego wędkarza.
St. kpt. Daniel Dryniak holuje do brzegu pechowego wędkarza. Fot. Dariusz Delmanowicz
Przerażony 63-latek na oczach dziesiątków przechodniów dryfował na krze z nurtem rzeki.

Starszy kapitan Daniel Dryniak zaryzykował życie, aby uratować wędkarza, którego porwała kra na Sanie w Przemyślu. Ocalił go, ale sam trafił do szpitala. Jest ciężko ranny. Przeszedł operację.

Wtorek, kilkanaście minut po 14. - Patrzcie, lód na Sanie się załamał. Tam jest jakiś facet. Utopi się! - krzyczała do innych przechodniów idąca wzdłuż brzegu kobieta.

Tym mężczyzną dryfującym na krze zaścielającej koryto Sanu był 63-letni Adam Smuk. Zaledwie chwilę wcześniej łowił ryby na wysokości osiedla Kmiecie. Był jakieś 3 metry od brzegu, gdy nagle usłyszał trzask pękającego lodu.

Nie zdążył uciec. Przerażony balansował na kawałku tafli, która z każdym kolejnym metrem kruszyła się. Na tej lodowej tratwie dopłynął aż do mostu im. Orląt Przemyskich. Tam właśnie czekali już na niego zaalarmowani przez przechodniów strażacy. Natychmiast zaczęli robić wszystko, aby wybawić pechowego wędkarza z opresji. Gdyby wpadł do wody, mógł tego nie przetrzymać.

Woda w Sanie miała wczoraj maksymalnie 0 stopni Celsjusza. Przy takiej temperaturze w ciągu kilku minut dochodzi do błyskawicznego wychłodzenia ciała człowieka, tzw. hipotermii. Woda 20 razy szybciej ochładza organizm niż powietrze.

PO LINIE NA BRZEG

Na pomoc pospieszył st. kpt. Daniel Dryniak, doświadczony płetwonurek, zastępca dowódcy Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Przemyślu. Ubrany w specjalny kombinezon (tzw. piankę), asekurowany na linie przez kolegów, bez wahania wskoczył na kry i dotarł do mężczyzny, będącego na środku rzeki.

W miejscu, gdzie tafle zderzały się z sobą i nawarstwiały jedna na drugą, obaj wpadli do wody. Wtedy pozostali ratownicy, zmagając się z wartkim nurtem, wyciągnęli ich na brzeg. 63-latek był wystraszony i zmarznięty, ale nic mu się nie stało. Niestety, strażak, poważnie poturbowany przez lód, trafił wprost do szpitala.

KOLEDZY ODDAJĄ KREW

Początkowo lekarze podejrzewali, że ma tylko pęknięte lub złamane żebra. Ostatecznie konieczna była operacja, ponieważ badania wykazały bardzo poważne obrażenia wewnętrzne. Zabieg trwał do wieczoru, ale dzisiaj prawdopodobnie konieczny będzie następny. Koledzy st. kpt. Daniela Dryniaka zaraz po tym, gdy usłyszeli, że stracił dużo krwi, zgłosili się, aby mu ją oddać. Brygadier Tadeusz Kudyba, komendant przemyskich strażaków, jest pełen podziwu dla odwagi i bohaterskiej postawy swojego podkomendnego.

- Teraz najważniejsze jest to, aby Daniel szybko wrócił do zdrowia - mówi Kudyba. - Przychodzi mu płacić wysoką cenę za pełną poświęcenia postawę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie