Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiktor Stasiak, kandydat na prezydenta Tarnobrzega: Powiem jak na spowiedzi

Bartosz MICHALAK
Wiktor Stasiak -  Urodzony 30 listopada 1961 roku w Trześni – magister socjologii; studia ukończył na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Były pracownik Kopalni i Zakładów Przetwórstwa Siarki "Siarkopol”. W 1991 roku z ramienia "Solidarności” został senatorem drugiej kadencji. Był etatowym działaczem związku, zasiadał w zarządzie Regionu Ziemi Sandomierskiej W rządzie Jerzego Buzka pełnił przez rok funkcję wojewody tarnobrzeskiego. Następnie do 2002 roku sprawował mandat radnego sejmiku podkarpackiego i zajmował także stanowisko wicemarszałka. Od 2002 do 2010 roku był zastępcą prezydenta Tarnobrzega. Od grudnia zeszłego roku jest dyrektorem Wojewódzkiego Szpitala w Tarnobrzegu.
Wiktor Stasiak - Urodzony 30 listopada 1961 roku w Trześni – magister socjologii; studia ukończył na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Były pracownik Kopalni i Zakładów Przetwórstwa Siarki "Siarkopol”. W 1991 roku z ramienia "Solidarności” został senatorem drugiej kadencji. Był etatowym działaczem związku, zasiadał w zarządzie Regionu Ziemi Sandomierskiej W rządzie Jerzego Buzka pełnił przez rok funkcję wojewody tarnobrzeskiego. Następnie do 2002 roku sprawował mandat radnego sejmiku podkarpackiego i zajmował także stanowisko wicemarszałka. Od 2002 do 2010 roku był zastępcą prezydenta Tarnobrzega. Od grudnia zeszłego roku jest dyrektorem Wojewódzkiego Szpitala w Tarnobrzegu. archiwum
Wiktor Stasiak, kandydat na prezydenta Tarnobrzega: - Mam dopiero 53 lata, jest we mnie na tyle sił, że zdołam skutecznie powalczyć o fotel prezydenta. Chciałbym przywrócić temu miastu dawną rangę.

Ważne

Wiktor Stasiak wraz z żoną Urszulą są wiernymi kibicami polskich sportowców. Na zdjęciu przed wejściem na skocznią narciarską w Zakopanem.

Wiktor Stasiak wraz z żoną Urszulą są wiernymi kibicami polskich sportowców. Na zdjęciu przed wejściem na skocznią narciarską w Zakopanem.

Wiktor Stasiak wraz z żoną Urszulą są wiernymi kibicami polskich sportowców. Na zdjęciu przed wejściem na skocznią narciarską w Zakopanem.

Ważne

Wywiad jest częścią cyklu rozmów z kandydatami do władzy w trzech największych miastach północnego Podkarpacia - Stalowej Woli, Tarnobrzega i Niska.

Od grudnia 2013 roku jest dyrektorem szpitala wojewódzkiego w Tarnobrzegu. Nad swoim startem w wyborach prezydenckich zastanawiał się kilka tygodni. Dlaczego tak długo? Wiktor Stasiak opowiedział nam o sobie, zarówno jako o człowieku, ale także samorządowcu.

Bartosz Michalak:- Ile jest w tym prawdy, że to partii Prawo i Sprawiedliwość bardziej zależało na Pana starcie w jesiennych wyborach z ich list, niż Panu?
Wiktor Stasiak:
- Nie jestem członkiem tej partii, ale mam poglądy prawicowe, dlatego najbliżej mi właśnie do Prawa i Sprawiedliwości. To, że nad swoim startem w wyborach zastanawiałem się kilka tygodni, wcale nie wynikało z trwających negocjacji między mną, a partią. W grudniu 2013 roku zostałem dyrektorem szpitala w Tarnobrzegu. Bardzo cenię sobie tę pracę. Przywiązałem się do niej, bo poświęciłem się jej w pełni. Początkowo więc bardzo sceptycznie podchodziłem do tematu ewentualnego odejścia ze szpitala.

Tego szkoda, tego żal.
Przecież nie można równocześnie być prezydentem i dyrektorem tak dużej placówki. Skoro podjąłem się startu w wyborach prezydenckich, to znaczy, że wierzę w swój ewentualny sukces. Przez tych kilka tygodni zdążyłem rozglądnąć się chociażby za zdolnymi ludźmi, którzy mogliby w przyszłości dobrze pokierować tarnobrzeskim szpitalem. Dużo rozmawiałem też z żoną, która na początku odrobinę sceptycznie podchodziła do mojego startu w wyborach. Jestem człowiekiem szukającym dialogu. Nie lubię podejmować decyzji w sposób egoistyczny.

Dlaczego Pana żona początkowo była na "nie"?
Uważa mnie za człowieka, który ma zbyt miękkie serce. Który zbyt wiele rzeczy bierze do siebie i wszelkich błędów najpierw zawsze szuka w swojej postawie. Liczę się ze zdaniem żony, bo życie mnie nauczyło, że kobieca intuicja, to bardzo przydatna rzecz (uśmiech). Moja kampania wyborcza nie będzie agresywna. Nie mam zamiaru nadmiernie ani atakować, ani krytykować swoich konkurentów.

I to mi właśnie nie pasuje w Panu jako, bądź co bądź, kandydacie z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Jest Pan zbyt poprawny. Nie ma Pan zamiaru atakować i krytykować swoich konkurentów. Całkowicie na odwrót, niż to robią ludzie Prawa i Sprawiedliwości.
Jestem dojrzałym człowiekiem, który przede wszystkim chce się skupić na własnym programie wyborczym. Musisz zrozumieć jedną rzecz. Jeśli dany polityk nie szanuje drugiego polityka, zachowuje się wobec niego w sposób niegodny, to jaką pewność mają wyborcy, że ten sam polityk po ewentualnym swoim sukcesie, nie będzie w ten sam sposób ich traktował? Żadną. Kampania wyborcza nie zmieni mnie jako człowieka. Ludzie znają mnie jako spokojną osobę, dlatego jeśli zobaczyliby, że nagle zachowuję się kontrowersyjnie i "agresywnie", to stwierdziliby, że upadłem na głowę. Straciłbym ich szacunek, a bez tego nie ma co szukać miejsca w polityce.
Podkreślam: stawiam na politykę dialogu. Szanuję głosy swoich zwolenników, ale także krytykantów. Każda polityczna koalicja potrzebuje silnej opozycji, która bacznie obserwuje poczynania tych pierwszych. Jestem gotowy zostać prezydentem Tarnobrzega. Mam w sobie na tyle energii, że wystarczy mi jej również na odpieranie ataków najbardziej negatywnie nastawionych do mnie opozycjonistów. Przede wszystkim jednak jestem najbardziej doświadczonym samorządowcem spośród kandydatów ubiegających się o prezydenturę. To daje mi pewną przewagę.

Czyli chce mi Pan powiedzieć, że nic nie zarzuca aktualnemu prezydentowi Tarnobrzega, Norbertowi Mastalerzowi?
Doceniam jego pracę i wiem, że miał szczere chęci, aby mieszkańcom tego miasta żyło się dobrze podczas trwania jego rządów. Pan prezydent przede wszystkim nie dotrzymał jednak obietnic złożonych w mądrze stworzonej przez siebie "piramidzie potrzeb". Podjął dużo słusznych decyzji, ale niestety bezrobocie w Tarnobrzegu wciąż wzrasta. Parking pod Parkiem Technologicznym świeci pustkami. Mam inną filozofię rządzenia.

Jaką?
Stały rozwój miasta pod względem gospodarczo-ekonomicznym. Palmy, "Lato z Radiem" i inne tego typu imprezy, to bardzo przyjemne inicjatywy. One jednak nie powodują, że tarnobrzeżanom na co dzień żyje się lepiej…

Co jest Pan wstanie obiecać wyborcom?
Prowadzoną rozważnie politykę, która przełoży się na systematyczny rozwój Tarnobrzega. Za tym idą chociażby nowe miejsca pracy. Zanim ściągnę tutaj inwestorów, najpierw dojdę do kompromisu z lokalnymi przedsiębiorcami, których mamy blisko dwa tysiące, a oficjalnie zarejestrowanych w miejskiej izbie gospodarczej raptem trzydziestu kilku. Najpierw trzeba żyć w zgodzie ze swoimi przedsiębiorcami, żeby móc tu ściągnąć inwestorów z zewnątrz. Inaczej mówiąc, piękny dom można postawić tylko i wyłącznie na solidnym fundamencie.

Mój sztab wyborczy przygotowuje dostępną dla każdego wersję programu wyborczego. Ważna jest również kontrola nad tym, co się dzieje tu i teraz. Wciąż nie wiadomo w czyje ręce trafią Zakłady Chemiczne "Siarkopol". A chyba przyznasz, że jest to istotna kwestia dla przyszłości Tarnobrzega.

Łatwo jest zanegować to co Pan mówi. Można stwierdzić, że to obiecuje każdy.
Wszystko jest łatwo zanegować. Kiedyś jak prowadziłem zajęcia ze studentami, to robiłem takie ćwiczenia na podstawie wyników badań Powiatowego Urzędu Pracy. Podzieliłem towarzystwo na koalicję i opozycję. Wszyscy mieli na kartkach te same dane, a mówili całkowicie odmienne rzeczy. W skrócie: atakowali się i negowali do końca ćwiczeń (uśmiech).

A jak chce Pan połączyć żmudną i odpowiedzialną pracę w szpitalu z kampanią wyborczą? Ludzie mogą stwierdzić, że próbuje Pan "łapać dwie sroki za ogon".
Przede wszystkim skupiam się na tym, żeby nie zaniedbać szpitala. Po pracy mogę pozwolić sobie na kampanię wyborczą. Wiadomo, że na tą będę miał zdecydowanie mniej czasu od konkurentów, ale spokojnie. Mam dopiero 53 lata, jest we mnie na tyle sił, że zdołam skutecznie powalczyć o fotel prezydenta. Przede wszystkim chcę mieć czas na bezpośrednie spotkania z wyborcami. Wolę osobiście wysłuchać ich skarg i pretensji, a także ewentualnych oczekiwań wobec mojej osoby.

Na pewno jest Pan gotowy na spotkania z wyborcami? Ci w dzisiejszych, trudnych czasach chcą konkretów. Usłyszy Pan pewnie wiele pytań typu: "Będzie praca?", "Będą nowi inwestorzy?", "Będzie nam żyło się lepiej?"…
Nie powiem ludziom nic, co byłoby niezgodne z prawdą. W innym przypadku "zjadłoby" mnie sumienie.

Kto dla Pana jest faworytem zbliżających się wyborów prezydenckich w Tarnobrzegu?
Z mojego punktu widzenia zawsze łatwiej jest się utrzymać na danym stanowisku samorządowym, niż o nie zabiegać.

Pan naprawdę nie pasuje do Prawa i Sprawiedliwości
Po prostu odpowiadam szczerze.

Z obozu Moje Miasto Tarnobrzeg startuje Grzegorz Kiełb? Nie byłoby lepiej połączyć Wam siły?
Myślę, że byłby to dobry pomysł. Wówczas obóz opozycyjny miałby tak zwaną większą siłę rażenia, która nie dzieliłaby się na wyborców PiS-u i stowarzyszenia, którego kandydatem jest Pan Kiełb.

Pytanie tylko, kto wówczas byłby "jedynką"?
Na pewno znaleźlibyśmy wspólne rozwiązanie. Nie ma co jednak dyskutować na ten temat, bo rzeczywistość obrazuje się inaczej.

A może wy macie już umowę między sobą? Że jak do drugiej tury dostanie się na przykład Pan, to zwolennicy Mojego Miasta Tarnobrzeg będą nakłaniani do głosowania właśnie na Pana.
Powiem jak na spowiedzi: żadnych tego typu rozmów nie było. Nie zmienia to faktu, że jest to możliwy scenariusz. Również jeśli do drugiej tury wyborów dostałby się zamiast mnie Grzegorz Kiełb.

Kibice sportowi boją się, że skoro Stasiak rzadko chodzi na widowiska sportowe w mieście, to za jego ewentualnej prezydentury sport będzie na marnym poziomie w Tarnobrzegu.
Jako wiceprezydent Tarnobrzega byłem mocno zaangażowany w tworzony projekt piłkarskiego stadionu Siarki. Bardzo bolały mnie wówczas komentarze, że ten obiekt nikomu jest niepotrzebny. Uwierz mi, ze sport jest dla mnie bardzo ważnym sektorem życia. Ale moim zdaniem Tarnobrzega nie stać w tej chwili na utrzymywanie koszykarzy ze Stanów Zjednoczonych oraz piłkarzy i trenerów z najdalszych zakątków Polski i Europy. Takie są realia. To nie oznacza jednak, że przyczynię się do rozpadu profesjonalnego sportu w mieście. Chcę poszukać tak zwanego złotego środka. Poszukać miejsca dla naszych wychowanków. Wówczas to będzie inwestycja.

A jak wygląda sytuacja ze sponsorowaniem tenisistek stołowych?
Stosunkowo są to dużo mniejsze koszty. Poza tym one są najlepsze w Polsce. W cuglach zdobywają kolejne mistrzostwa Polski i grają w rozgrywkach europejskich. Są świetną promocją dla Tarnobrzega. Sytuacja nieco inaczej wygląd z piłkarzami i koszykarzami…Miasto ponosi bardzo duże koszty związane z funkcjonowaniem drużyn piłkarskiej i koszykarskiej, a ich wyniki nie są tak dobre, jak choćby właśnie tarnobrzeskich tenisistek.

Czyli jako ewentualny prezydent Tarnobrzega dokona Pan wyboru pomiędzy piłką nożną a koszykówką?
Broń Boże. Zrobię wszystko, żeby znaleźć wspólny konsensus.

Co to konkretnie znaczy?
Szukanie chociażby odpowiedzi na pytania czy koszykarze muszą być ściągani do Tarnobrzega ze Stanów Zjednoczonych i czy sztab trenerski piłkarzy Siarki musi składać się z wielu asystentów, trenerów bramkarzy i tym podobnych.

Rozumiem, że ewentualna wygrana Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych w 2015 roku ułatwi Panu pracę.
Nie utrudni, choć dla mnie liczą się też dobre relacje z "Rzeszowem". Marszałek Władysław Ortyl jest moim bardzo dobrym znajomym jeszcze z czasów wspólnej pracy w wojewódzkim sejmiku.

To dlatego marszałek Ortyl, będąc ostatnio w Tarnobrzegu na oficjalnej inauguracji Pana kampanii wyborczej, tak bardzo Pana zachwalał? Mówił nawet, że to Pan jest pomysłodawcą mostu w Połańcu, który łączy województwo podkarpackie ze świętokrzyskim.
W tym przypadku nie ukrywam satysfakcji, że część ludzi postrzegała ten pomysł, jako niemożliwy do zrealizowania na szczeblu samorządowym. W końcu to nie była idea stworzenia mostu na Łęgu lub Trześniówce, tylko na Wiśle. Cieszę się, że finał tej sprawy jest pozytywny. Do końca października most ten ma być oddany do użytku. Sąsiadujące województwa podkarpackie i świętokrzyskie mają powody do zadowolenia.

Jest Pan bardzo pozytywnym człowiekiem. Boję się tylko, że tacy ludzie jak Pan w dzisiejszej, nierzadko brutalnej polityce, są mniej skuteczni od tych bezwzględnych i wyrafinowanych osób, które potrafią "rozpychać się łokciami", a przy okazji jeszcze dobrze "sprzedać się" w mediach…
Odpowiem na przykładzie akcji protestacyjnej w moim szpitalu. Powiedz mi, co bym wskórał, jeśli nie znalazłbym kompromisu ze stroną związkową? Jeśli nie spędziłbym na rozmowach z ludźmi wielu godzin. Zrobiłem wszystko, żeby uniknąć ewentualnego strajku. Ten wpłynąłby na pogorszenie i tak nienajlepszej już sytuacji finansowej szpitala. Wiem, że pracownicy nie są do końca zadowoleni z osiągniętego kompromisu, ale mimo wszystko go osiągnęliśmy, wspólnie. Bez "rozpychania się łokciami", bez bezwzględnych decyzji z mojej strony. Powołałem specjalny sztab, który wciąż szuka dodatkowych oszczędności w sposobie organizacji pracy, które dodatkowo można by przekierować na wyższe wynagrodzenie dla personelu. Walczymy o większe przychody z Narodowego Funduszu Zdrowia. W podobny sposób chciałbym funkcjonować jako prezydent Tarnobrzega.

Skąd Pan w końcu wziął pieniądze na podwyżki dla pracowników?
Udało się osiągnąć porozumienie z Zarządem Wojewódzkim, który pokryje roczne starty szpitala. Dzięki temu znajdą się środki na podwyżki dla personelu.

Kiedy pojawią się na mieście jakieś Pańskie bilbordy? Większość Pana konkurentów już "okleiła" Tarnobrzeg. Gospodarczyk, jako wzorowy członek Polskiego Stronnictwa Ludowego, wszystkich kocha, Kiełb przywraca normalność, a Mastalerz dumnie pokazuje podpisy swoich zwolenników. Co szykuje Stasiak?
Żadnych fajerwerków. Może brzmi to naiwnie, ale moje hasło wyborcze dopiero się wykrystalizuje. Mam kilka pomysłów, ale wiem że ludzie krytycznie dzisiaj podchodzą do takich reklam z pięknymi słowami. Moje obietnice będą najpierw przedyskutowane z mieszkańcami Tarnobrzega. Wówczas wyjawi się jedno, mocne hasło, które będzie towarzyszyć mojej kampanii wyborczej aż do listopada.

Na koniec. Wciąż hoduje Pan… pawie?
Niestety już nie. Trzeba im było poświęcać bardzo dużo czasu. Szczególnie jeśli para dorosłych miała młode i nie raczyła się nimi zajmować. To piękne zwierzęta, ale wymagają bardzo dużej uwagi i… przestrzeni.




SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z powiatu TARNOBRZESKIEGO

Sąsiedzi to chyba Pana codziennie przeklinali za głośne "śpiewy" Pana ulubieńców (uśmiech).
Wręcz odwrotnie. Była między nami umowa, że na czyim gospodarstwie paw zgubi pióro, to jest ono własnością właściciela tej ziemi. Pamiętam nawet taką śmieszną sytuację, jak byliśmy z żoną u naszej sąsiadki Joli. Odbywała się uroczystość związana z pierwszą komunią świętą, przyjechało dużo znajomych i rodziny. W pewnym momencie część z nich zaczęła gratulować naszej sąsiadce tych pięknych pawi, które akurat dumnie przechadzały się po jej ogrodzie. "Jolu, jakie ty masz piękne pawie. Dlaczego nic nam wcześniej nie powiedziałaś o nich?" - zagadywali. Siedzieliśmy z żoną cicho, a Pani Jola nie chcąc zaprzeczać ewidentnie poczuła się właścicielką tych pięknych stworzeń (uśmiech).

Dlaczego Pan wciąż mieszka w Trześni. Nie łatwiej byłoby przeprowadzić się na stałe do Tarnobrzega?
Bez przesady. Odległość jaka dzieli te dwie miejscowości spokojnie można określić mianem "rzutu beretem". Żona odziedziczyła po swoich rodzicach piękne gospodarstwo. Do dzisiaj zdarza nam się wspólnie pracować na roli. Żal byłoby opuszczać tak ładne miejsce, w które włożyło się ogromną ilość pracy i serca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie