Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

79 lat temu Mieczysław Tarchalski "Marcin" i Władysław Kołaciński "Żbik" zatrzymali Niemców i ocalili przed śmiercią mieszkańców Oleszna

Tomasz Trepka
Tomasz Trepka
Z lewej Mieczysław Tarchalski "Marcin", z prawej Władysław Kołaciński "Żbik" - bohaterowie bitwy pod Olesznem. W środku pomnik upamiętniający tamte wydarzenia
Z lewej Mieczysław Tarchalski "Marcin", z prawej Władysław Kołaciński "Żbik" - bohaterowie bitwy pod Olesznem. W środku pomnik upamiętniający tamte wydarzenia
W 1944 roku brawurowa akcja żołnierzy Armii Krajowej oraz Narodowych Sił Zbrojnych rozbiła niemieckie siły nieopodal wsi Oleszno i ocaliła jej mieszkańców przed śmiercią.

79 lat temu "Marcin" ze "Żbikiem" pokonali Niemców i uratowali mieszkańców Oleszna

Początki oddziału Mieczysława Tarchalskiego, jednego z bohaterów bitwy pod Olesznem, sięgają lipca 1943 roku. W kolejnych miesiącach rozbudował się i był jednym z najaktywniejszych w obwodzie włoszczowskim Armii Krajowej. Jedną z pierwszych akcji był atak na Włoszczowę w marcu 1944 roku.

– Z powiększonego do 250 żołnierzy oddziału utworzony został partyzancki batalion pod dowództwem porucznika „Marcina”. […] Oddział przeprowadził szereg akcji ekspropriacyjnych i sabotażowych. Najważniejsze w tym okresie starcie z oddziałami Wehrmachtu miało miejsce 28 listopada 1943 roku pod Bichniowem. […] Pierwszą akcją wiosenną był atak na Włoszczowę 19 marca 1944 roku. […] [Oddział] zablokował żandarmerię niemiecką, broniącą się w budynku starostwa i przeprowadził konfiskatę tekstyliów, skór, obuwia i innych towarów z magazynów niemieckich. Zniszczono urządzenia telefoniczne, akta gminy i powiatu, zlikwidowano 2 konfidentów. Po udanej akcji oddział bez strat własnych odskoczył w lasy

– pisał po latach podpułkownik Wojciech Borzobohaty „Wojan”, zastępca komendanta Okręgu Radomsko-Kieleckiego Armii Krajowej „Jodła”.

Partyzancka sielanka

22 lipca 1944 roku oddział „Marcina” przygotował zasadzkę na jednostkę SS pod wsią Zabrody (gmina Krasocin). Niemcy zostali rozbici i rozproszeni. Zdobyto kilka sztuk broni oraz wozy z amunicją i sprzętem wojskowym. W następnych dniach w okolicach tej samej wsi doszło do kolejnej potyczki. – […] Oddział porucznika „Marcina” stoczył bitwę z odsieczą idącą na pomoc niedobitkom spod Zabród. Nieprzyjaciel stracił 21 zabitych – pisał „Wojan”.

Zdobyto broń oraz amunicję. Tym razem jednak nie obeszło się bez strat własnych. Życie straciło trzech żołnierzy z oddziału Tarchalskiego. Najpełniejszy obraz wydarzeń, które miały miejsce nieopodal wsi Oleszno z 27 lipca 1944 roku, możemy poznać dzięki wspomnieniom majora Mieczysława Tarchalskiego „Marcina”.

Po tak intensywnych działaniach zbrojnych, w kolejnych dniach partyzanci musieli odpocząć. – Biorąc pod uwagę wczorajsze zmęczenie chłopców, uradziłem z „Brzękiem” – porucznik Józef Rytel, że zaraz po śniadaniu poprowadzi kompanię na Lasek [obecnie przysiółek wsi Kozia Wieś w gminie Krasocin], gdzie będą mogli kąpać się i wypoczywać. Mieliśmy na ten dzień w programie, z dowódcą batalionu „Szarym”, „Jurem” – Hipolit Świderski, sprawy kwatermistrzowskie. Wziąwszy więc „Barwicza” – podporucznik Jan Solecki, zaczęliśmy przeglądać i sprawdzać jego książki i rozliczenia

– pisał w opublikowanych po 1989 roku wspomnieniach major Mieczysław Tarchalski „Marcin”.

Na pomoc „Żbikowi”

Wkrótce spokój został zakłócony. "Pracę przerwał nam meldunek od jednej z placówek, że przybył goniec z terenu. Przyprowadzono go do obozu. Był to młody chłopak ze wsi Dąbrówka [obecnie w gminie Krasocin], który oznajmił, że przyszło tam z rana czterech żołnierzy niemieckich, żałośnie wyglądających, niektórzy bez broni, a nawet czapek. Są to jedni z tych, których rozproszyliśmy wczoraj [25 lipca 1944 roku]. Można ich łatwo teraz wziąć, śpią w stodole. Z plutonu służbowego zgłosiło się kilku ochotników. Poszli za przewodnikiem. W ciągu następnej godziny zgłosiło się jeszcze dwóch gońców z doniesieniem o plączących się po okolicznych wsiach wczorajszych niedobitkach" – zapamiętał „Marcin”.

Zdecydował on o podjęciu poszukiwań w celu ujęcia niemieckich żołnierzy. Sytuacja była prosta jedynie z pozoru. „Marcin” dostrzegał poważne zagrożenie. "Należało przypuszczać, że z Rudy Pilczyckiej [wieś obecnie znajdująca się w granicach gminy Słupia w powiecie koneckim], gdzie SS są skoszarowani, wyjdzie na ich poszukiwanie silniejszy oddział" – dodawał major Tarchalski. Nie mylił się, bowiem posiłki były już w drodze.

Nie tylko żołnierze „Marcina” byli zaangażowani w poszukiwania zbiegłych Niemców. "Wkrótce z pobliskiej osady Oleszno otrzymaliśmy wiadomość, że z powiatu koneckiego nadciąga oddział partyzancki „Żbika” [Władysława Kołacińskiego] z Narodowych Sił Zbrojnych, który o sytuacji w okolicy jest poinformowany. Zdecydowaliśmy czekać spokojnie na rozwój wypadków i zajęliśmy się rozpoczętą pracą" – pisał major Tarchalski.

„Żbik” otrzymał raporty, które wskazywały, że Niemcy rozpoczęli aresztowania i rozstrzeliwania w pobliskich wsiach. – Dwudziestu żandarmów z Włoszczowy jest w Olesznie. Aresztują mężczyzn i sprowadzają ich od majątku – brzmiał pierwszy z nich. Kolejny był jeszcze bardziej niepokojący. "[Niemcy] idą do Budzisławia na Oleszno. Jest ich czterdziestu. Mordują po drodze. Na Budzisławiu zabili kilku chłopów. Ludzie uciekają w pola…" – pisano lakonicznie.

Niedługo później również „Marcin” otrzymał niepokojący meldunek. "Około godziny jedenastej wszedł do szałasu podoficer służbowy i zameldował, że słychać dalekie strzały w kierunku Zabród. Wyszliśmy przed próg i zaczęliśmy nasłuchiwać. Istotnie, wiatr przynosił odgłosy dalekiej strzelaniny, wśród której często zaciągały serie karabinów maszynowych. – Jakaś większa potyczka – rzekłem do „Jura”. Chyba to „Żbik” szczepił się z Niemcami. Przerwaliśmy robotę i usiedliśmy przed szałasem wsłuchując się w daleką bitwę. Nie cichła, a z minuty na minutę stawała się gwałtowniejsza i bliższa" – wspominał „Marcin”.

W tej sytuacji Tarchalski podjął szybką i wydaje się jedyną możliwą decyzję.

Trzeba interweniować. Jeśli to „Żbik” spycha Niemców w naszą stronę, to uderzymy na nich z tyłu, a jeśli oni jego spychają, damy mu pomoc. – Zwiad! Siodłać konie! Ruszyliśmy tak ostro, jak tylko wąska leśna ścieżka nam pozwalała. Wyjechawszy na drogę, zwiększyliśmy tempo, a przez wieś Krogulec [obecnie gmina Kluczewsko] lecieliśmy w skok. Bitwa, jak w czasie drogi mogłem się zorientować, rozgrywała się niedaleko za Laskiem

– pisał major Tarchalski.

Uciekający Niemcy

Kolejny meldunek obrazował całą sytuację. Była ona mało optymistyczna. – Odebrałem kartkę, na której „Żbik” donosił lakonicznie, że bije się z Niemcami i prosi o pomoc – wspominał „Marcin”.
Sytuacja była bardzo trudna. Niemcy zmierzali w kierunku Oleszna. "[Tam] dotarła już ponura wiadomość. Wieś drgnęła z trwogi. Zboża znów napełniają przerażeni ludzie. Wioska pustoszeje. Na ulicach, w chatach, czyha ta sama śmierć, która skosiła już kilku chłopów w Budzisławiu" – pisał w swoich wspomnieniach Władysław Kołaciński „Żbik”.

Niemcy uciekali, jednak i to stanowiło poważne zagrożenie. – Należało nie dopuścić, by nieprzyjaciel przedostał się do osady, skąd mógł nawiązać łączność z Rudą Pilczycką i Włoszczową – pisał Tarchalski. To stanowiło poważne niebezpieczeństwo nie tylko dla obydwu oddziałów partyzanckich, ale także dla miejscowej ludności.

Pomoc Tarchalskiego nadeszła w ostatniej chwili. – Świadomość bliskiej pomocy „Marcina” i słabnący opór Niemców dodają nam nowej energii. Ogień nieprzyjaciela słabł wyraźnie – wspominał „Żbik”.

Żołnierze okupanta znaleźli się w odwrocie i w trudnym położeniu. Kolejne posunięcia partyzantów zmierzały do uchwycenia wszystkich Niemców. Z oddziału „Marcina” zginął jeden partyzant, „Żbika” – trzech, a kolejnych czterech zostało rannych.

Jesteśmy zmęczeni, ale rozgrzani walką, podnieceni i uszczęśliwieni zwycięstwem. Pojawiają się mieszkańcy chat i spieczone pragnieniem żołnierskie wargi chłodzi nektar naszych wiosek – słodkie i kwaśne mleko. Uśmiechnięte gospodynie znoszą co mają. Chleb biały, ser i masło, i jaja, i mleko. […] Która go nie ma w komorze, to śpiesznie doi Łysą lub Krasulę i leje się płyn biały ożywczy strugą bez końca, jak bez granic jest miłość ludu naszego do żołnierza, do partyzanta! Realnego dowodu, że Polska jest, żyje i będzie!

– podsumował bitwę pod Olesznem, major Mieczysław Tarchalski „Marcin”.

"Po walce na plac boju wyległa okoliczna ludność, głównie mieszkańcy Oleszna. […] Niemniej wielka radość ze zwycięskiej walki rozpiera partyzanckie piersi. Raduje się serce żołnierza widokiem pobojowiska: oto leżą znienawidzone i strach siejące, a teraz krwią ociekłe mundury. Leżą pokonani „władcy świata”, ciemiężyciele polskich wsi i miasteczek" – pisał z kolei porucznik Władysław Kołaciński „Żbik”.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie