Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

93-latka przeżyła tylko dzięki grzejącym ją psom!

Iwona ROJEK [email protected]
Z domu pani Józefy zostały zgliszcza.
Z domu pani Józefy zostały zgliszcza. Aleksander Piekarski
Kobieta żyła w makabrycznych warunkach, trudno nawet wyobrazić sobie, żeby człowiek w XXI wieku żył w takich warunkach. Załogi karetek pogotowia były wstrząśnięte.

Lidia Szister, pielęgniarka oddziałowa ze szpitala na kieleckim Czarnowie:

Lidia Szister, pielęgniarka oddziałowa ze szpitala na kieleckim Czarnowie:

- Na szczęście udało się uratować życie kobiety, ale do tego baraku, w którym mieszkała nie może już wrócić. Ciężko powiedzieć kto tu zawinił, odszukaliśmy dalszą rodzinę, mamy kontakt z opieką społeczną, na pewno nikt nie powinien żyć w takich warunkach.

Załogi lotniczego pogotowia ratunkowego z Masłowa i karetki z Chmielnika była zbulwersowane tym co zobaczyły gdy dotarły do miejsca zamieszkania 93 letniej Józefy Treli do Podstoły koło Pierzchnicy. Żyła bez wody, ubikacji, ogrzewania w maleńkim barakowozie pod lasem.

Kobieta była wyziębiona, wyniszczona, nieprzytomna, miała dwa złamania - szyjki udowej i drugie otwarte nogi. Zdaniem niektórych przeżyła tylko dlatego, że grzały ją psy, które razem z nią mieszkały. Dla wszystkich był to wstrząsający widok.

Kiedy dowiadujemy się o tej sprawie nie wiemy, czy kobieta zabrana śmigłowcem jeszcze żyje. Na szczęście doktor Rafał Wójcicki, lekarz z oddziału chirurgii ortopedycznej i urazowej z Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego na kieleckim Czarnowie poinformował nas, że przeżyła, tylko musiano amputować jej nogę. - Jak ta kobieta trafiła do nas na oddział, była w okropnym stanie, higienicznie zaniedbana, cuchnąca, wychłodzona, miała poniżej 36 stopni temperatury - mówi bardzo sympatyczny doktor Wójcicki. - Rzadko spotykamy kogoś tak wynędzniałego, na jednej stopie była zaawansowana martwica, złamana szyjka kości udowej, na drugiej złamanie otwarte, kość przebiła skórę, wyglądało to tak, jakby złamanie zdarzyło się tydzień przed przyjazdem karetki. Nie wiem jaką ta kobieta miała opiekę, wyglądało, że marną. Słyszałem, że karetka pojechała do mężczyzny z dusznościami i ktoś na wsi wskazał, że w baraku koło lasu może leżeć kobieta, ale nie wiem dokładnie jak to wyglądało. Cieszę się, że przeżyła, choć się na to nie zanosiło.

WARUNKI URĄGAŁY CZŁOWIECZEŃSTWU

Faktycznie widok pani Józefy leżącej na jednej sal ortopedii jest bardzo przygnębiający. Jest wychudzona, wręcz zabiedzona, z amputowaną nogą, ale nie podłączona do żadnej aparatury, samodzielnie oddycha. Wygląda na to, że z najgorszego już wyszła.

Marta Solnica, pełniąca obowiązki dyrektora Świętokrzyskiego Centrum Ratownictwa Medycznego i Transportu Sanitarnego pomaga nam ustalić, który zespół ratunkowy dotarł do pani Józefy. - W miniony piątek koło godziny 14 pojechała tam załoga z Chmielnika - informuje dyrektor Solnica. - Rozmawiałam z ratownikami i faktycznie potwierdzają, że warunki w jakich żyła ta kobieta urągają człowieczeństwu. Było przeraźliwie zimno i bardzo nędznie. Kobieta była bardzo wyniszczona. Nie mogli dojechać do tego baraku, dlatego wezwali pogotowie lotnicze.

Również Justyna Sochacka, rzecznik prasowy lotniczego pogotowia ratunkowego z Masłowa potwierdza, że załoga mówiła o skandalicznych warunkach życia tej kobiety. - Relacjonowali, że widok, jaki zastali na długo pozostanie w ich pamięci - mówi rzeczniczka. Dotarliśmy do jednego z ratowników, który brał udział w tej akcji i powiedział, że w domu było przeraźliwie zimno, warunki sanitarne beznadziejne, ciężko byłoby tam wytrzymać nawet godzinę. Na nogach kobiety zauważyli zmiany gnilne, była brudna.

NIKT NIE CZUJE SIĘ WINNY

Barak, w którym żyła Józefa Trela znajduje się za wsią pod samym lasem. Najbliżsi sąsiedzi mówią, że miała bardzo ciężki żywot. - Nie wyszła za mąż, nie miała dzieci, niewiele powodów do radości - opowiadają. - Wszystkie swoje uczucia skupiła w ostatnich latach na pieskach. Kiedyś miała ich 14. - Ale ja mimo wszystko winię za to wszystko ośrodek pomocy społecznej - mówi pan Krzysztof. - To prawda, że ta kobieta była bardzo przywiązana do ziemi, bardzo rozpaczała jak trzy lata temu spalił jej się dom, nie chciała pójść do domu opieki, ale mimo to gmina Pierzchnica nie powinna dopuścić do tego, żeby człowiek w XXI wieku żył w takich warunkach. Było tam zimno jak w psiarni. Jak można żyć bez wody i ubikacji. Młodemu byłoby ciężko, a co dopiero takiej staruszce.

W Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej w Pierzchnicy zarówno pracownicy jak i kierownik już wiedzą o nieszczęściu, jakie przydarzyło się mieszkance ich gminy. - Trwa w tej sprawie postępowanie wyjaśniające, przesłuchiwana jest dalsza rodzina tej pani i wynajęta przez rodzinę pomoc czy właściwie sprawowali opiekę - mówi Kamila Jurek, kierownik ośrodka. - Nasi pracownicy odwiedzali tę kobietę regularnie i namawiali ją, żeby poszła do domu pomocy społecznej, ale nie chciała. A u nas w kraju jest takie prawo, że jak ktoś nie wyraża na to zgody, to nie można nikogo zabierać na siłę. Nie proponowaliśmy tej kobiecie naszej opiekunki, skoro jej bratanek zadeklarował, że załatwi tę sprawę we własnym zakresie. Gdyby była to nasza pracownica, to mogłaby zostać pociągnięta do odpowiedzialności w razie stwierdzenia zaniedbań, a tak możemy tylko sprawdzić, czy miała ona odpowiednią opiekę. Kierownik dodaje, że są w stałym kontakcie z dalszą rodziną, ale na razie za wcześnie na ostateczne wnioski czy ktoś tu zawinił.

Pani Bożena zapewnia, że dobrze zajmowała się sąsiadką, ale lepiej by było, gdyby miała całodobową opiekę.

Udaje nam się dotrzeć do bratanka Józefy Treli, mieszkającego w Pierzchnicy. - Tak się w życiu ułożyło, że ciotka nie miała własnej rodziny i to na mnie, jestem synem jej brata spoczął obowiązek zaopiekowania się nią - mówi pan Edward. - Tragedią było to, że cioci spalił się dom, na odbudowę nie było pieniędzy. Zamieszkała w prowizorycznym barakowozie blisko zgliszcz. Wiele razy przekonywałem ją, żeby poszła do domu opieki, ale nie chciała o tym słyszeć. Poprosiłem sąsiadkę, mieszkającą w tej samej miejscowości, żeby codziennie do niej zachodziła, sprzątała, przynosiła posiłki, zakupy, wodę i miała za to płacone. Wydaje mi się, że dobrze się z tego wywiązywała, ale nikogo nie śledziłem, wiec nie wiem jak naprawdę było. Mężczyzna dodaje, że prowadzi własną firmę budowlaną, często jest w rozjazdach, pracuje też na Śląsku, do cioci zaglądał przeważnie raz na tydzień. Nie chce nam podać nazwiska opiekunki, ale dodaje, że na wsi wszyscy ją znają.

POTRZEBNA CAŁODOBOWA OPIEKA

W miejscowości Podstoła mieszkańcy wiedzą, że Józefa Trela miała niewesołe życie i to, że ostatnio zajmowała się nią pani Bożena. Zastajemy ją przed swoim domem. - Do środka nie zaproszę, bo w środku mam dwójkę ciężko chorych rodziców, którymi muszę się opiekować - tłumaczy. - Panią Józią zajmowałam się od czterech lat, bywałam u niej raz, dwa razy dziennie. Dojeżdżałam do niej na rowerze, albo na koniu. Nie wiem dokładnie kiedy tę nogę złamała, bo jak przyszłam w piątek do południa, to leżała zwinięta w kłębek, a obok była kałuża krwi. Nie było z nią kontaktu. A poprzedniego dnia czuła się dobrze, na nic się nie skarżyła. Pobiegłam do najbliższego sąsiada i zawiadomiliśmy pogotowie. Wcześniej z panią Józią, dobrze mi się rozmawiało, opowiadała o swoim dzieciństwie, o tym, że w młodości miała wielu adoratorów, ale nie udało się założyć rodziny. Przynosiłam jej coś ugotowanego, dawałam leki, z myciem było różnie, bo wstydziła się mnie, przecież byłam obca. Czasem żaliła się, że czuje się samotna, a jej prawdziwymi przyjaciółmi są tylko pieski.

Opiekunka dodaje, że zgadza się z tym, że kobieta nie powinna mieszkać w takich warunkach i bardzo dobrze by było, gdyby miała 24 godzinną opiekę. - To w jej wieku było nieodzowne - uważa. - Jak zostawała sama w zimnym, wąskim pomieszczeniu, gdzie nie było się jak przekręcić, to było to ryzykowne. No i wyszło jak wyszło jak wyszło. Nie najlepiej.

Lidia Szister, pielęgniarka oddziałowa z oddziału chirurgii ortopedyczno urazowej w szpitalu na Czarnowie, gdzie aktualnie przebywa mieszkanka Podstoły mówi, że kobieta po wyjściu od nich pojedzie od razu do Domu Pomocy Społecznej w Kurozwękach. - Z każdym dniem czuje się coraz lepiej - podkreśla. - Nie wiem czy nie warto by zmienić prawa, powinno się zabierać ludzi z koszmarnych miejsc, w których żyją, nawet jak są do nich przywiązani.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie