MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Artysta niezawodowy

Agnieszka Lasek-Piwarska [email protected]
Nie każdy ma zdjęcie na okładce "Wprost”.
Nie każdy ma zdjęcie na okładce "Wprost”. A. Lasek-Piwarska
Janusz Obara ze Starachowic zagrał prawie 30 lat temu w filmie Janusza Machulskiego.

Prezentacja

Prezentacja

Władysław Janusz Obara ma 65 lat. Urodził się w Brodach, wraz z rodziną w wieku szkolnym przeniósł się do Michałowa. Chodził do I Liceum Ogólnokształcącego w Starachowicach. Ukończył Techniczną Oficerską Szkołę Wojsk Lotniczych oraz wydział pedagogiki ze specjalizacją wiedzy o kulturze Uniwersytetu Łódzkiego. Potem wykładał ten przedmiot w Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. Jest autorem kilkudziesięciu scenariuszy monodramów, spektakli, widowisk scenicznych, a także animatorem kultury, poetą, wokalistą, kompozytorem. Żona Helena, ekonomistka, mieszka i pracuje w Warszawie. Córka Joanna na stałe mieszka w Chicago, syn Krzysztof - w Starachowicach. Ma ośmioletniego wnuka Łukasza.

Gdy miał 54 lata zaczął chodzić na castingi. Jego twarz pojawia się w czasopismach i na plakatach.

Poeta, kompozytor, fotograf i... emerytowany żołnierz. Scena teatralna jest największą pasją Władysława Janusza Obary. W jego artystycznym życiorysie jest też główna rola w filmie Juliusza Machulskiego, epizody w teatrze telewizji, statystowanie i reklamowe bilboardy.

Zimowy wieczór. Pali się ogień w kominku, w dużym salonie w domu Władysława Janusza Obary. Na sofie, krzesłach, parapetach gospodarz rozłożył pamiątki ze swojego życia artystycznego. Są opracowane przez niego scenariusze monodramów, zdjęcia z pewnie około tysiąca występów na scenach całej Polski, zaproszenia na jego spektakle drukowane w chicagowskiej prasie, recenzje, wywiady, plakaty reklamowe, które kiedyś wisiały w całej Polsce. Ze standu - czyli stojącej reklamy uśmiecha się do mnie trochę młodszy Janusz Obara. To reklama jakiegoś środka na zęby...

Przygoda na całe życie

- Moje pierwsze imię to Władysław, ale proszę mówić do mnie Janusz - mówi na początku naszej rozmowy. Oglądamy czarno-białą fotografię, na której młody Janusz Obara stoi z inny mężczyzną obok szafy z dokumentami.

- To zdjęcie z filmu "Zrób to sam" z 1978 roku - opowiada. - Wyreżyserował go, nikomu wtedy nie znany jeszcze student Juliusz Machulski. Tę produkcję można by dziś nazwać fabularyzowanym dokumentem. Zagrałem tam główną rolę, naukowca, specjalisty do spraw łączności. Film mówił o moralnych kosztach szybkiej kariery. Zagrałem główną rolę, sześć dni zdjęciowych.

Jak do tego doszło? Janusz Obara sceną zainteresował się po 30. Co prawda, gdy był uczniem liceum koledzy mówili mu, że świetnie naśladuje jednego z profesorów, ale rozsądnie - wybrał szkołę oficerską.

Zadebiutował w 1972 roku na Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów Jednego Aktora w Zgorzelcu i od razu sukces - nagroda za najbardziej obiecujący debiut. Wystąpił tam ze spektaklem "Mizerykordia".

Tak się zaczęła wielka przygoda starachowiczanina ze sceną. Przygoda, która trwa już ponad 35 lat.

Żołnierz na scenie

Wśród pamiątek - folder zespołu Radar. Jedno ze zdjęć przedstawia kilkunastoletnią, bardzo ładną brunetkę przy mikrofonie. - To Izabela Trojanowska - mówi gospodarz. - W latach 70. byłem dyrektorem Zespołu Estradowego Wojsk Obrony Powietrznej Kraju Radar. Z grupą współpracowały między innymi Izabela Trojanowska, Krystyna Giżowska. Z tym zespołem pracowałem nad prapremierą oratorium Ernesta Brylla i Katarzyny Gaertner "Zagrajcie nam dziś wszystkie srebrne dzwony". Spektakl był wielokrotnie nagradzany, wystawiany w kraju i za granicą.

W latach siedemdziesiątych Janusz Obara prawie rokrocznie był laureatem najbardziej prestiżowego dla aktorów niezawodowych festiwalu jednego aktora w Zgorzelcu. W 1977 pojechał tam ze spektaklem "Pigwa" według tekstu Stanisława Grochowiaka. Zdobył pierwsze miejsce. "Ducha pogody, ludowej rubaszności i swoistego, ciepłego liryzmu wniósł Władysław Janusz Obara spektaklem »Pigwa«" - pisał o jego kreacji jeden z ówczesnych recenzentów. W komisji konkursowej zasiadała reżyser Lidia Zamkow. Janusz Obara spodobał jej się na tyle, że zaprosiła go do udziału w spektaklu teatru telewizji. Spektakl realizowany był w 1978 roku.

- Zostałem zaproszony do wzięcia udziału w spektaklu Wsiewołoda Wiszniewskiego "Tragedia optymistyczna" - opowiada. - Grałem drugoplanową rolę, młodego marynarza obok plejady najwybitniejszych aktorów polskich: Leszka Herdegena, Janusza Gajosa, Romana Kłosowskiego, Gustawa Lutkiewicza, Emilii Krakowskiej, Edmunda Fettinga. Aktorzy profesjonalni przyjęli mnie bardzo dobrze. Przegrałem wtedy w kości dla Janusza Gajosa i Romana Kłosowskiego butelkę wódki. Do dziś nie oddałem, ale oddam.

Wtedy poniedziałkowe spektakle teatru telewizji to było święto, telewizory włączała cała Polska. - Nawet teściowa żałowała, że pierwszym akcie wyrzucono mnie za burtę - żartuje Janusz Obara.

W tym samym roku starachowicki artysta zagrał jeszcze w filmie Juliusza Machulskiego "Zrób to sam".
Ameryka i reklama

Strony gazet polonijnych z Chicago, głównie te z początków lat 90. trochę już pożółkły. W jednej z nich zaproszenie na spektakl w wykonaniu starachowickiego artysty.
- Gdy przeszedłem na emeryturę, kilkakrotnie byłem w Stanach Zjednoczonych - mówi Janusz Obara. - Na stałe mieszka tam moja córka. Nie, nie zajmowałem się tylko działalnością artystyczną. Pracowałem, wykonywałem drobne roboty budowlane, ale szybko nawiązałem kontakt z tamtejszą Polonią, z mieszkającymi tam artystami z Polski. Występowałem często w księgarni poety Adama Lizakowskiego. Za reklamę, zaproszenia w polonijnych gazetach miałem za darmo, za darmo też występowałem.

Znajomość z Adamem Lizakowskim zaowocowała kolejnymi scenariuszami. Starachowiczanin, na kanwie jego emigracyjnej poezji stworzył dwa monodramy: "Ty po prostu wysiadłeś z Arki, czyli moja Ameryka" i "Chicago, miasto nadziei, czyli moja Ameryka II". W Ameryce pisał też poezje, współpracował z polonijnym radiem.

Plakat reklamowy, na którym widać czwórkę osób pijących piwo, kilka lat temu można było oglądać prawie w całym kraju. Starszym panem, który siedzi przy kuflu jest właśnie Janusz Obara.

- Mieszkałem w Warszawie, w połowie lat 90. zapisałem się do agencji aktorskiej Gudejko, zostawiłem tam swoje zdjęcia, portfolio - opowiada. - Miałem 54 lata, zacząłem chodzić na castingi.

Zaczęło się statystowanie, epizody w filmach "Klan", "Na dobre i na złe". W "Pogodzie na jutro" w reżyserii Jerzego Stuhra zagrał jednego ze śpiewających mnichów, w "E=MC2" siedział obok Olafa Lubaszenki i Cezarego Pazury, i starał się nie patrzeć w kamerę. - Bo to największy grzech - mówi.

Były też reklamy: plakaty biesiady piwnej, lek nasercowy, coś na zęby. Była też okładka w tygodniku "Wprost".

Powrót do domu

Władysław Janusz Obara urodził się w Brodach, potem rodzina Obarów przeniosła się do podstarachowickiego Michałowa. Wrócił tu po latach. Już jako emeryt wybudował dom, tuż obok rodzinnego. Mieszka sam, żona pracuje w Warszawie, przyjeżdża na weekendy. Często odwiedza go wnuczek. Jego syn ma dom tuż obok. Po 35 latach na scenie, a raczej różnych scenach, wciąż ma ochotę dzielić się z innymi swoim spojrzeniem na poezję, prozę. W kościele Najświętszej Marii Panny Królowej Polski pokazał "Zapiski Poncjusza Piłata" według swojego scenariusza. W I Liceum Ogólnokształcącym przedstawił poezję i profil twórczy Wisławy Szymborskiej w spektaklu "Jezu, dlaczego właśnie ja". Swoje wiersze publikuje na łamach lokalnej prasy. Czeka na propozycje...

- Kiedyś dawałem rocznie kilkadziesiąt przedstawień - mówi. - Występowałem w całej Polsce, za granicą. Zdaję sobie sprawę, że czasy się zmieniły, że dziś dyrektorzy szkół, placówek kultury nie mają pieniędzy na działalność. Jednak kultura słowa wciąż jest bardzo ważną dziedziną życia, warto ją kształtować. Ja proponując swoje spektakle, dzielę się też swoim doświadczeniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie