MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bunt w szpitalu we Włoszczowe. Część załogi niezadowolona z rządów dyrektora

Rafał BANASZEK [email protected]
Z przychodni rejonowej w szpitalu odchodzą lekarze. Dyrektor mówi, że problem jest opanowany.
Z przychodni rejonowej w szpitalu odchodzą lekarze. Dyrektor mówi, że problem jest opanowany. Rafał Banaszek
Niektórzy pracownicy Zespołu Opieki Zdrowotnej we Włoszczowie zarzucają dyrekcji, że wydaje duże pieniądze na prawników, zatrudnia znajomych, daje podwyżki wąskiej grupie "swoich ludzi". Dyrektor nie ma sobie nic do zarzucenia.

DWÓCH PRAWNIKÓW ZAMIAST JEDNEGO

Zacznijmy od obsługi prawnej. Na usługach włoszczowskiego szpitala jest obecnie dwóch radców prawnych, z których jeden jest pełnomocnikiem Zespołu Opieki Zdrowotnej przed sądami, a drugi nie posiada jeszcze aplikacji. Każdy z prawników pobiera miesięczne wynagrodzenie w wysokości co najmniej 2,6 - 2,7 tysiąca złotych plus dodatkowe premie w przypadku wygranych spraw. Koszt obsługi prawnej powiatowej lecznicy wzrósł więc z ponad 30 tysięcy do przeszło 60 tysięcy złotych brutto rocznie.
Po co w szpitalu aż dwóch radców prawnych, skoro wcześniej wystarczał jeden? Zdaniem dyrektora, nie wystarczał.

- Ilość spraw do załatwienia przekraczała możliwości jednego radcy prawnego - twierdzi Ryszard Skrzypek. - Obsługiwał on wiele zakładów pracy, nie związanych z ochroną zdrowia. Musiałem zmienić obsługę prawną, aby sprawy, które w mojej ocenie były możliwe do szybkiego rozstrzygnięcia, nie zalegały jak dotychczas - opowiada.

Dla dyrektora Skrzypka 60 tysięcy złotych rocznie na prawników to nie jest dużo. - Odzyskane przez szpital środki finansowe przez tych prawników już w całości pokryły wynagrodzenie wpłacone im w skali roku - twierdzi szef szpitala i dodaje, że obecnie toczy się aż 17 spraw w sądach o wysokie odszkodowania. Dlatego adwokaci są potrzebni włoszczowskiemu szpitalowi.

ZNAJOMOŚCI I UKŁADY, CZYLI...
KTO KOMU ZROBIŁ PRZYSŁUGĘ

Dowiedzieliśmy się też, że Ryszard Skrzypek zatrudnił na stanowisku inspektora ochrony przeciwpożarowej Grzegorza Jankowskiego z Buska-Zdroju - emerytowanego komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Kielcach i prywatnie swojego kolegę (wcześniej sprawy przeciwpożarowe prowadził pracownik szpitala, inspektor BHP).

Wynagrodzenie miesięczne, jakie pobiera komendant Jankowski, to ponad 2 tysiące złotych brutto i - jak się dowiedzieliśmy od pracowników - odwiedza szpital raz w tygodniu. Koszty obsługi przeciwpożarowej wzrosły więc rocznie do przeszło 24 tysięcy złotych.

Jak tę decyzję tłumaczy dyrektor Zespołu Opieki Zdrowotnej we Włoszczowie? - Taki jest obowiązek - mówi Ryszard Skrzypek. - Gdy zostałem dyrektorem tego szpitala, zaraz na wejściu zostałem ukarany mandatem przez Państwową Straż Pożarną za tragiczną sytuację przeciwpożarową szpitala. Podjąłem więc decyzję, żeby sprawy przeciwpożarowe powierzyć profesjonaliście w osobie Grzegorza Jankowskiego.

- Ponieważ tacy fachowcy otrzymują znacznie większe wynagrodzenie w innych szpitalach, mój znajomy zrobił mi przysługę i za niewielkie pieniądze zgodził się u nas pracować. Odwiedza nasz szpital co najmniej raz w tygodniu. To była słuszna decyzja. Okazało się bowiem, że mamy niesprawne hydranty, co wykrył komendant Jankowski. Całe szczęście, że nie doszło do tragedii - twierdzi dyrektor Skrzypek.
Tymczasem pracownicy Zespołu Opieki Zdrowotnej wskazują na kolejne przykłady układów i powiązań koleżeńskich.

- "Pan Jankowski za aprobatą dyrektora zleca prace, które mogą wykonać pracownicy techniczni ZOZ - np. naprawa, konserwacja i malowanie hydrantów - firmie powiązanej rodzinnie z dawnym jego podwładnym [byłym zastępcą komendanta powiatowego Państwowej Straży Pożarnej we Włoszczowie - przyp. red.], mimo tego, że w ZOZ zatrudnionych jest czterech hydraulików i trzech pracowników gospodarczych" - piszą zbulwersowani ludzie i dodają: "To łańcuszek powiązań koleżeńskich mających na celu wyciągnięcie pieniędzy z ZOZ do firm prywatnych kosztem pracowników".

- Do konserwacji sprzętu przeciwpożarowego każdy pracownik musi posiadać uprawnienia, żeby go zalegalizować, dokonywać przeglądów i napraw. Pracownicy zatrudnieni u mnie nie mają takich uprawnień - odpowiada Ryszard Skrzypek, dyrektor Szpitala imienia Jana Pawła II we Włoszczowie.

PODWYŻKI DLA "SWOICH"? DLA PIELĘGNIAREK NIE MA

Oprócz zatrudniania przez dyrektora kolegów, części załogi nie podobają się również podwyżki pensji dla wąskiej grupy. Dyrektor szpitala, jak się dowiedzieliśmy, wiosną podwyższył wynagrodzenia czterem osobom: dwóm kierownikom działów o około 500 złotych oraz pracownikowi administracyjnemu i technicznemu o około 100 złotych. Koszt roczny tych podwyżek to w sumie około 15 tysięcy złotych.

- Jeśli chodzi o kierowników dwóch działów, wyrównałem im pensje w stosunku do innych kierowników, którym nie mogłem obniżyć wynagrodzenia z uwagi na kodeks pracy. Pracownik administracyjny miał bardzo niskie wynagrodzenie, choć pracuje w szpitalu długo, dostał więc 100 złotych podwyżki. Podobnie jak pracownik techniczny, któremu przybyło nowych obowiązków - tłumaczy swoją decyzję Ryszard Skrzypek.

Tymczasem podwyżek o 500 złotych domagają się też włoszczowskie pielęgniarki zatrudnione w szpitalu. Zagroziły dyrektorowi wejściem w spór zbiorowy, jeśli nie spełni ich żądań. Na razie trwają negocjacje. Niewykluczone, że może dojść do strajku w Szpitalu imienia Jana Pawła II. Ale dyrektor się nie przejmuje.

- Jestem przygotowany na taką ewentualność. Mogę ściągnąć do Włoszczowy inne pielęgniarki. Na razie nie widzę możliwości podniesienia wynagrodzenia personelowi o 500 złotych przy obecnym stanie zobowiązań szpitala, który wynosi około 21,6 miliona złotych. Chcę podkreślić, że gdy przyszedłem do Włoszczowy pielęgniarki dostały po 40 złotych podwyżek wynagrodzenia zasadniczego - przypomina Skrzypek.

Dlaczego więc dyrektor jednym pracownikom jest w stanie podnieść pensje, a innym nie przy tak dużym zadłużeniu szpitala? - Bo pielęgniarek jest 200, a ja wynagrodzenia podniosłem tylko czterem pracownikom - odpowiada Ryszard Skrzypek. - Ja nie dostałam nawet złotówki podwyżki od 2006 roku - żali się główna księgowa Alina Miernik.

PRZYCHODNIA W ROZSYPCE, LEKARZE ODCHODZĄ

Załodze nie podoba się też działalność szpitalnej przychodni pod rządami Ryszarda Skrzypka. "Podstawowa opieka lekarska - najbardziej zyskowna działalność ZOZ jest w rozsypce, lekarze z oddziałów szpitala pracują u konkurencji - Caritas, Novomed, a pacjenci odchodzą, bo w poradni nie ma lekarza" - piszą do naszej redakcji zbulwersowani pracownicy włoszczowskiej lecznicy.
Dyrektor potwierdza te informacje: - W ostatnim czasie odszedł jeden lekarz do niepublicznego zakładu opieki zdrowotnej, ponieważ zaproponowano mu tam wynagrodzenie, którego ja nie byłem mu w stanie dać. Obsługa lekarska jest zapewniona w Podstawowej Opiece Zdrowotnej. Z chwilą, gdy zgłosi się chętny lekarz do pracy, zostanie zatrudniony - zapowiada Ryszard Skrzypek.

Dowiedzieliśmy się, że z pracą w przychodni rejonowej pożegnała się też Edyta Wnuk-Białas z Zawiercia, Lekarz Roku 2013 w powiecie włoszczowskim. - Sama zrezygnowała. Nie mogła się porozumieć z lekarzami. Zarzucano jej, że pracuje mniej, niż inni. Poza tym, rozpoczęła nową specjalizację z medycyny paliatywnej, dwa dni w tygodniu musiała być na stażu specjalizacyjnym, co powodowało zakłócenia pracy. Ponadto dojazdy ze Śląska musiały być dla niej uciążliwe, dlatego znalazła sobie wygodniejsze miejsce pracy - wyjaśnia dyrektor szpitala we Włoszczowie. Edyta Wnuk-Białas nie chce tego komentować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie