Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Byłem wrogiem systemu - Witold Zaraska ujawnia kulisy swojej kariery zawodowej i uchyla rąbka tajemnicy życia prywatnego

Redakcja

Niegdyś najpotężniejszy człowiek naszego regionu, założyciel i wieloletni szef "Exbudu", Witold Zaraska zgodził się udzielić wywiadu specjalnie dla 'Echa Dnia". Co dziś porabia? Jak wspomina okres swojej władzy w Kielcach? Jakie zna tajemnice i jakimi z nich zechce się z nami podzielić? Prezes Zaraska umówił się z nami w swej rezydencji pod Krakowem, gdzie dziś mieszka z rodziną, choć nadal jest właścicielem posiadłości w okolicach Zagnańska koło Kielc. Nasze spotkanie z nim trwało kilka godzin, a dziś, w świątecznym wydaniu "Echa Dnia" prezentujemy Państwu ledwie fragment zapisu tej arcyciekawej rozmowy, która w pełnej wersji ukaże się na łamach naszej gazety już wkrótce.

* Panie prezesie, odnosimy wrażenie, że pańska obecna rezydencja wygląda niemal identycznie, jak ta pod Zagnańskiem, gdy mieszkał pan jeszcze koło Kielc.

- Istotnie. To kopia tamtej. Nawet układ mebli jest ten sam. Tylko stali bywalcy obu tych miejsc odróżniają to od poprzedniego, po kilku detalach. Tutaj mam także kryty basen, podczas gdy w poprzedniej rezydencji basen był odkryty. Nie jestem z niego specjalnie dumny, bo taki basen to rzecz, jaką zwykle chwalą się nowobogaccy i nuworysze, ale zbudowałem go dla mojego pięcioletniego synka.

* No właśnie, z kim pan na mieszka w swojej nowej rezydencji?

- Oczywiście z rodziną, czyli moją żoną Moniką, synem Witusiem i teściową. Poza tym rzecz jasna jest tu także trochę obsługi. Ochrona, pomoc domowa, odwiedza mnie również rodzina żony, moja córka Beata, mieszkająca w Krakowie oraz czasem moja druga córka Marta, przebywająca na stałe z mężem w Kanadzie. Ten dom tętni życiem.

* Co zdecydowało o wyprowadzce z Kielc?

- Po tym, jak przestałem być prezesem "Exbudu" potrzebowałem zmiany klimatu i otoczenia. Szukaliśmy też z żoną jakiejś dobrej okolicy dla naszego synka. Tu, gdzie mieszkamy, jest idealnie. W granicach rezydencji znajduje się las z sarnami, które dopiero próbujemy oswoić, po sąsiedzku mamy cztery wyciągi narciarskie, a i do Krakowa blisko.

* Ponoć kuszono pana kilkoma innymi miejscami zamieszkania. Wielu zarządców nieruchomości oraz kilka miejscowości chciało mieć kogoś tak znanego za mieszkańca.

- To prawda. Ktoś próbował mnie namówić do zamieszkania w Konstancinie. Zbudowało tam wille wielu najbogatszych Polaków. Mają je, bo taka moda. Mają i przeklinają, gdyż dojazd do stolicy za każdym razem oznacza stanie w korkach. Proponowano mi również luksusowe osiedle w Krakowie, argumentując, że byłbym sąsiadem Marka Grechuty. No i co z tego? A dlaczego ja mam być sąsiadem Grechuty, a nie Grechuta moim? Dlatego wybrałem tę okolicę. Czujemy się tutaj znakomicie.

* Teraz zmienił pan miejsce zamieszkania, a podobno kiedyś nie ugiął się pan pod takimi sugestiami, kiedy ktoś przyznał, że w Kielcach grozi panu niebezpieczeństwo.

- To prawda. Był koniec lat osiemdziesiątych. Komunizm lada chwila miał ustąpić wolnej Polsce. A mnie w Kielcach nie lubiano do tego stopnia, że pewien minister przekonywał mnie, abym przeniósł "Exbud" do Poznania. Miałem od razu dostać biurowiec, mieszkania dla pracowników. "Witek, oni cię tak nie lubią, że przekroczysz dozwoloną prędkość o pięć kilometrów, a już cię w tych Kielcach zamkną, a ja nie mam już takiej władzy. Wszystko się sypie i nie będę ci mógł pomóc" - przekonywał. Po czymś takim wróciłem do domu i spytałem mojej poprzedniej żony, co mam robić. Ona na to: "Jak to co? Wyjeżdżamy". Ale zostałem. Zostałem, bo nie lubię, jak mnie ktoś straszy. Teraz wyjechałem z Kielc, ale z własnej woli, a nie pod naciskiem.

* Niektórzy mówią, że całą swoją karierę zawdzięcza pan znakomitym układom w poprzednim systemie. Miał pan wielu wysoko postawionych przyjaciół w Warszawie.

- To tylko jedna strona medalu. Ci wysoko postawieni przyjaciele istotnie nieraz mnie chronili. Powinienem więc teoretycznie być pupilkiem tamtego systemu, a tymczasem, zdaniem "bezpieki", byłem jego największym wrogiem. Posiadam nawet kopię pewnego tajnego dokumentu, z którego wynika, iż od roku 1983 byłem inwigilowany. Tajne służby Polski Ludowej zarzucały mi działalność na szkodę państwa. Ten dokument zarzuca mi tyle przestępstw, że w porównaniu z ówczesnymi opozycjonistami, którzy szli do więzienia za to, że napisali "dupa" na murze, ja powinienem zostać głównym męczennikiem systemu. Byłem zaskoczony tą inwigilacją służb. Nie sądziłem, iż zbierają o mnie tyle materiałów. Teraz już wiem i chcę wystąpić do Instytutu Pamięci Narodowej, aby udostępnił mi moją teczkę.

* Skoro uważa się pan niemal za męczennika tamtego ustroju, to dlaczego nikt nigdy panu nic nie zrobił? Przecież nieraz się pan narażał. Tak się pana bali?

- Ale to nieprawda, że nikt nie próbował mi nic zrobić. W latach siedemdziesiątych, po moim jednym ostrym wystąpieniu w stosunku do wypowiedzi I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego, cytowany na łamach "Echa Dnia", Stanisław Nowak, późniejszy prezes "Exbudu - Stolarki Budowlanej", wyszedł pisać mi wypowiedzenie, bo jak sam potem przyznał w rozmowie ze mną, był przekonany, że partia takiej gorzkiej pigułki nie zniesie. Na szczęście w Polsce Ludowej też zdarzali się ludzie myślący i ktoś zrozumiał, że krytykuję nie aby zepsuć humor, ale żeby coś z tego dobrego wynikło. Innym razem wezwano mnie do Warszawy, do ministerstwa i tam kazano napisać wypowiedzenie z pracy. Odmówiłem. Ktoś znowu zrozumiał, że w gruncie rzeczy mam rację.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie