Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chłop Roku - Jan Arendarski, plantator tytoniu i grochu z powiatu buskiego o sobie i swoim gospodarstwie

Marek MACIĄGOWSKI
Jest dumny ze swoich maszyn.
Jest dumny ze swoich maszyn. Łukasz Zarzycki
Jan Arendarski, plantator tytoniu i grochu ze Świętokrzyskiego, pokonał wszystkich rywali. Jego życiowe dewizy to zgoda w rodzinie, uczciwa praca, pogoda ducha i optymizm.

Jan Arendarski

Jan Arendarski

Ma 56 lat i od 25 lat prowadzi wraz z żoną Bożeną i synem gospodarstwo rolne, specjalizujące się głównie w produkcji roślinnej z zastosowaniem najnowszej technologii uprawy (uprawa tytoniu - 2,50 hektara, grochu - 1,50 hektara. Jednocześnie, od 1980 roku, jest pracownikiem PKP w Połańcu, gdzie jest starszym rewidentem technicznym wagonów. Ma troje dzieci: Monikę, Pawła i Piotra. Mieszkają we wsi Góra w gminie Tuczępy w powiecie buskim.

Tytuł zdobył w Racławicach podczas dorocznego, siedemnastego już zlotu Wojciechów i Bartoszów. Teraz śmieje się, że jest jak Miss Polonia, chodzi po podwórku, robić nie musi, tylko udziela wywiadów.

Prawda o tym, że robić nie musi, jest taka, że właśnie kończy obsadzanie 2,5 hektara pola sadzonkami tytoniu i siew grochu na 1, 5 hektara. Tytoń uprawia od 12 lat, ale właściwie może powiedzieć, że przez całe życie, bo uprawiali go też jego rodzice. To uprawa trudna, wrażliwa, pracochłonna, ale opłacalna.

POSTAWIŁ NA TYTOŃ

- Kiedyś w gospodarstwie były krowy i świnie, ale wziąłem ołówek i policzyłem, ile mnie kosztują. Wyszło na to, że dla mnie za zysk zostaje tylko gnój, a to trochę mało. Wtedy postawiłem na tytoń - mówi Jan Arendarski, na co dzień rolnik, a Chłop Roku od święta.
Tytoń nie wymaga dobrej ziemi, ta w okolicach Tuczęp w powiecie buskim jest w sam raz. W gminie jeszcze kilkunastu gospodarzy uprawia tytoń, ale na mniejszych działkach, jakoś nie mogą się przekonać do specjalizacji. Tylko Arendarski ma tak dużą plantację.

- Gdybym 12 lat temu powiedział, że zasadzę 2,5 hektara tytoniu, ludzie by się pukali w czoło. Ale pojechałem i zobaczyłem, że są plantacje dużo większe, są sadzarki, wszystkiego nie robi się ręcznie. Zdecydowałem się na 2,5 hektara - mówi Jan Arendarski.

Z tej powierzchni może zebrać 5-6 ton tytoniu. Zbiór to ciężka, ręczna praca. Ale najpierw trzeba przynajmniej raz wszystko okopać. To trzeba robić ręcznie. Tą pracą kieruje żona Jana, Bożena. - Muszę jej za to podziękować, bo ona wszystkiego w gospodarstwie pilnuje, zwłaszcza gdy mnie nie ma.

A nie ma go często, bo mało, że ma specjalistyczne gospodarstwo, to ponad trzydzieści lat pracuje na kolei w Połańcu, gdzie jest starszym rewidentem technicznym wagonów. - Moja naczelnik Wiesława Żurawska jest wyrozumiała i nie robi problemów z urlopem, jak jest robota w polu - mówi Jan Arendarski.

Ostatnio, gdy jedzie do pracy, ma w bagażniku torby z tytoniem. Wysuszone liście są dowodem w jego sprawie. Dochodzi się o odszkodowanie. - Był grad, niedaleko w stodołę trafił piorun. Tytoń zbiło. Wmawiają mi, że dziury w liściach są od robaków. Jedną sprawę w sądzie wygrałem, PZU się odwołał. Ale tak to jest. Ubezpieczenie płacę zawsze, tytoń uprawiam od lat. Gdzie bym sobie pozwolił na robaki. Dbam, robię opryski, bo to mój zarobek. Nie dam sobie wmówić choroby.
PROSTO DO RACŁAWIC

Jak trafił na konkurs Chłopa Roku? Trochę przez przypadek. Udziela się społecznie, od dwóch kadencji pełni funkcję członka Zarządu Okręgowego Związku Plantatorów Tytoniu w Kielcach. Działa też w gminie Tuczępy, za swój sukces uważa zakończoną powodzeniem inicjatywę uruchomienia Liceum Ogólnokształcącego dla Dorosłych w Jarosławicach. Sam też uważa, że warto się szkolić i systematycznie uczestniczy w konferencjach, warsztatach oraz szkoleniach rolniczych, organizowanych na terenie powiatu buskiego. Jest również delegatem Świętokrzyskiej Izby Rolniczej w Kielcach, w powiecie buskim.

- Byłem akurat w Izbie Rolniczej w Busku na zebraniu. Potrzebny był reprezentant Świętokrzyskiego na konkurs do Racławic. Ktoś mnie zgłosił, a ja długo nie myślałem i się zgodziłem. A do konkursu był tylko tydzień - mówi Jan Arendarski.

Najpierw musiał zebrać drużynę, do tańca i grania, bo w konkursie miały być i tańce, i przyśpiewki, i konkurencje sprawnościowe. Żona Bożena powiedziała, że tańczyć nie będzie, bo przed tyloma ludźmi nie ma odwagi. To musiał sobie jeszcze znaleźć partnerkę do tańca, padło na Marię Misterkiewicz, sołtysa Wierzbicy. Potem musiał nauczyć się śpiewać, tańczyć i złapać kondycję, przygotować się do konkurencji sprawnościowych. Musiał też mieć strój ludowy, bo taki był wymóg konkursu. Drużyna wystąpiła w strojach krakowskich, ale tylko dlatego, że, jak z żalem zauważa Jan Arendarski, stroju świętokrzyskiego nie było gdzie wypożyczyć. Strój krakowski pożyczyła gmina Solec-Zdrój.

Kiedy drużyna była gotowa, z Tuczęp do Racławic pojechało ponad 40 osób, z wójtem Markiem Kaczmarkiem na czele. Bożena Arendarska zasiadła na widowni i dopingowała męża.

ZAŚPIEWAŁ I TOCZYŁ KOŁEM

Konkurencja zaczęła się od prezentacji. Jan Arendarski wyszedł, stanął na scenie, wziął kartkę i... - Patrzę w dół, a portki mi się trzęsą ze strachu. Taki stres.
Zbytnio się tym jednak nie przejął. Kapela z Tuczęp zagrała, on zaśpiewał, co ułożył (z pomocą sąsiadów, jak mówi):

W gminie Tuczępy mieszkam sobie,
i tak właściwie nic nie robię.
Z Unii dopłaty pobieramy,
a pola stoją ugorami.
W polu się robić nie opłaca.
Zresztą za ciężka to jest praca.
Lepiej narzekać i biadolić
niż świnie chować, krowy doić.
Trochę truskawek i ziemniaków,
zagonek zboża dla kurczaków,
no i tak leci, dzięki Boże,
jak babcia rentą nas wspomoże (...)

Prezentacja i opowieść o gminie bardzo się spodobały. A potem był taniec, w którym Jan Arendarski okazał się bezkonkurencyjny. Z kapelą, z przyśpiewkami wypadł znakomicie.
Potem była jeszcze próba ciągnikowa, polegająca na zapięciu pługa do ciągnika, podniesieniu i opuszczeniu go, ale nie odbyła się, bo podstawiono ciągnik duży, wyposażony w komputer i żaden z kandydatów na Chłopa Roku nie umiał go odpalić. Potem jeszcze było toczenie koła oburącz i ustawianie kostek słomy po slalomie na czas. Gdy podsumowano wyniki, wyszło, że najlepszy był Jan Arendarski ze Świętokrzyskiego.

Najbardziej cieszy się, że pokonał górali, którzy przecież śpiewają i tańczą od dziecka.

Z Racławic przywiózł trzy piękne puchary: od ministra rolnictwa i rozwoju wsi, od wojewody małopolskiego i od Małopolskiej Izby Rolniczej, a także nagrody: rozsiewacz ciągnikowy do nawozu, piłę do cięcia drewna, kosiarkę spalinową do koszenia trawy i wycieczkę z żoną do Brukseli. - Kosiarkę do trawy podarowałem swoje partnerce w tańcu Marii Misterkiewicz, bo uważam, że zdobyła ją zasłużenie - mówi.

TERAZ DO ROBOTY

Jan Arendarski śmieje się, że teraz jest znany. Z tytułu się bardzo cieszy, ale najważniejsze i tak jest gospodarstwo. Z dumą pokazuje maszyny, wszystkie zrobione niedaleko, w firmie Demarol z Zielonek, sadzarkę do tytoniu oraz nowoczesną suszarnię rolniczą na tytoń. Pokazuje też pomieszczenia, w których niegdyś były krowy i świnie, a dziś jest skład. - Rolnik musi umieć liczyć. Ja zdecydowałem się na tytoń, ale pracuję, bo z kawałka ziemi niełatwo wyżyć nawet przy specjalistycznej uprawie - mówi Jan Arendarski.

A poza tym - uprawa tytoniu jest ryzykowna. Przyjdzie gradobicie i po tytoniu. Jest też pracochłonna, do zrywania liści trzeba nająć ludzi.
Jan Arendarski nie traci jednak pogody ducha i optymizmu. Twierdzi, że w życiu potrzebne są uczciwa praca, optymizm i zgoda w rodzinie. Bez tego trudno byłoby żyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie