MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cud w Rudzie Śląskiej

Redakcja

30-letnik górnik, przez niemal 5 dni odcięty na poziomie ponad 1000 metrów w Kopalni "Halemba", przeżył. Wczoraj ra-townicy wydobyli go na powierzchnię. To był cud - komentują. Trwa walka o życie innego górnika, zaginionego w kopalni "Sil-tech" w Zabrzu.

Ratownicy dotarli do 30-letniego Zbigniewa Nowaka, górnika-metaniarza, krótko przed godz. 7 rano w poniedziałek. To była 111. godzina prowadzonej bez przerwy akcji. Ku zaskoczeniu wszystkich uczestniczących w poszukiwaniach, górnik był wycieńczony, ale przytomny. O własnych siłach, przez wąski chodnik, przeczołgał się do ratowników. - Z pierwszej oceny wynika, że jest w stanie ogólnym dobrym. Jest potłuczony i wycieńczony, skarży się na ból brzucha - powiedział Zbigniew Madej, rzecznik kompanii węglowej, do której należy kopalnia "Halemba" w Rudzie Śląskiej.

Do mężczyzny udało się dotrzeć niespełna 2,5 godziny po tym, gdy ratownicy usłyszeli jego głos. Po kolejnych, dwóch godzinach, o 9.22 górnik wyjechał na powierzchnię. Na nadszybiu czekali m.in. na niego ojciec i teść. - Dzisiaj jest najważniejszy dzień w moim życiu. Czuję się tak, jak w dniu, kiedy Zbyszek się urodził. Po raz pierwszy mogę zapłakać ze szczęścia - powiedział ojciec górnika.

Największą podporą rodziny zaginionego górnika była - podczas oczekiwania na rezultaty akcji ratowniczej - jego pię-cioletnia córeczka. W chwilach zwątpienia jej zachowanie pomagało. - Ona cały czas tupała nogą i twierdziła, że tatuś żyje, że mamy nie płakać, nic nie mówić, bo tatuś żyje - mówiła żona Zbigniewa Nowaka. Wiadomość, że tata i mąż żyje obie przyjęły "jak tylko można to było przyjąć: z ogromną radością, ulgą, z płaczem, śmiechem, czymkolwiek tylko można było to przyjąć" - dodała. Gorąco dziękowała górnikom uczestniczącym w akcji za uratowanie męża.

Zbigniew Nowak przebywa w szpitalu w Sosnowcu. Jest cały czas przytomny. Wczoraj badania przeszedł na oddziale intensywnej terapii. - Nie ma żadnych zaburzeń układu odde-chowego i układu krążenia. Zaburzenia metaboliczne są mniejsze niż się spodziewaliśmy - powiedział ordynator oddziału dr Lech Krawczyk. Badania wykluczyły obrażenia wewnętrzne oraz uszkodzenia wzroku. Górnik ma natomiast ranę otwartą łokcia.

- To był cud - tak wydobycie żywego górnika, odciętego pod ziemią pięć dni temu po silnym tąpnięciu, komentowali wczoraj ratownicy. Według kierującego akcją Bogusława Wypycha, górnika uratowało to, że znalazł się w pobliżu pękniętej rury, przez którą przez cały czas dochodziło do niego powietrze. - To doświadczony górnik, wiedział jak się zachować w sytuacji zagrożenia - ocenił dyrektor kopalni "Halemba" Kazimierz Dąbrowa. Szczęśliwi ratownicy mówili, że nigdy nie tracą podczas akcji nadziei. - Zawsze akcję prowadzimy aż do końca - mówił Wypych. Tym razem był to koniec bardzo szczęśliwy.

Po nawiązaniu kontaktu z ratownikami Zbigniew Nowak poprosił o jabłko i wodę. Pod ziemią stracił poczucie czasu, myślał, że od zmiany, na której pracował, minęło niewiele godzin. Cieszył się, że zdąży złożyć życzenia żonie, która w czwartek obchodziła urodziny. Ratownicy nie powiedzieli mu od razu, że od wstrząsu minęło już 5 dni. Chodziło o to, by uratowany nie doznał szoku.

Lekarze z sosnowickiego szpitala im. św. Barbary oceniają jego stan na zadawalający.

Niecałe pół metra dzieliło wczoraj wieczorem ratowników od 37-letniego górnika zasypanego w niedzielę wieczorem skałami stropowymi w prywatnej kopalni "Siltech" w Zabrzu. Prawdopodobną przyczyną katastrofy była woda z pękniętego rurociągu, która mogła podmyć węgiel. Ratownicy próbują dotrzeć do zasypanego z dwóch stron. Górnik, według namiarów sygnału z jego lampki, był gdzieś pośrodku długiego na dziewięć metrów zawaliska. Czy przeżył, zależy od miejsca, w którym się znajdował w chwili zawalenia stropu na poziomie 380 metrów. W poniedziałek wieczorem akcja ratunkowa musiała zostać zawieszona. Konieczne było zabezpieczenie stropu, który w każdej chwili może runąć i zagraża ratownikom.

Nawet po siedmiu dniach

W historii polskiego górnictwa znane są inne przypadki odnalezienia żywego górnika po długich poszukiwaniach. Najsłynniejszy miał miejsce w marcu 1971 roku w kopalni "Rokit-nica" w Zabrzu. Jednego z zasypanych górników, Alojzego Piontka, wydobyto żywego na powierzchnię po siedmiu dniach akcji ratowniczej. To rekord, podawany często za przykład, że nigdy nie należy tracić nadziei.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie