Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dramatyczne relacje przed sądem świadków katastrofy w Hajdaszku, gdzie w zderzeniu autobusu i ciężarówki zginęły dwie osoby

Michał Nosal
Na miejscu grudniowego wypadku w Hajdaszku.
Na miejscu grudniowego wypadku w Hajdaszku. Fot.Aleksander Piekarski
- Myślałem, że to już koniec - przyznawał w czwartek Sądzie Okręgowym w Kielcach młodych mieszkaniec Pińczowa. W dzień wypadku był pasażerem autobusu, który w Hajdaszku zderzył się z ciężarówką przewożącą mączkę wapienną.

Przypomnijmy - rankiem 2 grudnia ubiegłego roku W Hajdaszku w powiecie pińczowskim zderzyły się kursowy autobus prywatnego przewoźnika i ciężarówka renault z naczepą-cysterną pełną mączki wapiennej. Zginęli 33-letni kierowca autobusu i jego 53-letnia pasażerka, 21 osób zostało rannych, w tym dwie ciężko. Proces kierowcy ciężarówki toczy się przed Sądem Okręgowym w Kielcach. Na rozprawę wezwanych zostało ponad 30 świadków. O wydarzeniach tragicznego poranka, opowiadali policjanci (z których jeden stanął przed sądem żując gumę i został za to upomniany), pracownik betoniarni, który jako pierwszy ruszył rannym na ratunek oraz pasażerowie rozbitego autobusu.

Chwila grozy

Świadkowie zapamiętali, że poranek był pochmurny. Choć nie padało, jezdnia była mokra. Pracownik betoniarni, na wysokości której doszło do zderzenia wspominał, że około godziny 7 wychodził akurat z biura, gdy usłyszał krótki pisk opon, a potem mocne uderzenie. - Widziałem jak w coś niebieskiego uderza naczepa, której koła były w górze - zeznawał w śledztwie. W czwartek relacjonował, że zaraz po tym co zobaczył, przesadził płot i pobiegł w stronę autobusu.

- Po jezdni biegał młody mężczyzna. Chyba kierowca tej ciężarówki. Nie miał obrażeń. Krzyczał, żeby wzywać pomoc - mówił w czwartek. Prócz niego na ratunek ruszyli i inni pracownicy betoniarni.

- Zobaczyłem starszego mężczyznę, który chciał wydostać się przez okno z autobusu, ale nie był wstanie sam tego zrobić. Wsiadłem, żeby mu pomóc i zobaczyłem chwilę grozy. Pomogłem jakiejś dziewczynie. Inna mówiła, że nie czuje rąk i nóg. Powiedzieliśmy jej, żeby zaczekała na pogotowie. Nie chcieliśmy jej ruszać, bo podejrzewaliśmy uraz kręgosłupa. Była jeszcze jedna kobieta. Przewieszona przez okno. Nie widziałem jej twarzy. Nie ruszała się.

Pisk, huk, pył

Chwile grozy relacjonowali w czwartek również pasażerowie autobusu. Setry należącej do prywatnego przewoźnika, która jechała z Pińczowa do Kielc. Tylko nieliczni wyszli z wypadku bez poważniejszych obrażeń. Był wśród nich młody mężczyzna, który o 6.45 wsiadł w Pińczowie do busa, by dotrzeć do pracy.

W czwartek opowiadał: - Późno się wraca się do domu, wcześnie wstaje, więc po tym jak zająłem miejsce na tyle autobusu, za-mknąłem oczy. Tylko na przystankach patrzyłem, kto wsiada. W Hajdaszku wsiadła jakaś kobieta. Ruszyliśmy. Przejechaliśmy przez przejazd kolejki wąskotorowej, a potem jeszcze jakieś sto czy 200 metrów. Nie wiem nawet czy autobus zdążył rozpędzić się do 30 kilometrów na godzinę. To były ułamki sekund. Usłyszałem pisk hamulców, huk, poleciałem do przodu. Gdy doszedłem do siebie, leżałem jakieś dwa metry od swojego siedzenia. W powietrzu unosił się pył. Pomyślałem, że to już koniec. Byłem przerażony.

Barierka i ciemność

Mężczyzna chwycił z siedzenia swoją reklamówkę i wy-skoczył z autobusu. - Jako jeden z nielicznych byłem bardzo krótko w szpitalu. Miałem tylko potłuczenia a w oczach kryształki szkła. Teraz jestem już zdrowy - mówił. Ale przed sądem o wydarzeniach z grudnia opowiadały i osoby, które do tej pory pozostają pod opieką lekarzy. Była młoda dziewczyna chodzą-ca z pomocą kuli i inna, która straciła w wypadku trzy palce prawej dłoni. Ta ostatnia jechała na szkolną praktykę. Siedziała w autobusie zaraz za kierowcą.

- Nie obserwowałam drogi - opowiadała w czwartek - Przysypiałam. Pamiętam tylko, że uderzyła we mnie barierka oddzielające mnie od kierowcy. Straciłam przytomność.
Został strach

Inna pasażerka jechała tego dnia na komisję lekarską z mężem. Relacjonowała: - Powiedziałam do niego, że dojeżdżamy do Hajdaszka, a potem był huk. Kiedy się ocknęłam było już po wszystkim. Byłam przygnieciona siedzeniem, obok mnie leżał nieprzytomny mąż. Panów, którzy nas ratowali poprosiłam, żeby najpierw zajęli się nim.

- Nic nie pamiętam. Obudziłem się w szpitalu w Kielcach - uzupełniał mąż kobiety. Z uszkodzonym kręgosłupem w szpitalu spędził trzy tygodnie. Do dziś boli go noga i ma problem, ze schylaniem się. Ale ta katastrofa zostawiła nie tylko fizyczne ob-rażenia. Jedna z pasażerek autobusu ze łzami mówiła przed sądem, że od czasu wypadku boi się ruch drogowego. - Ciężko było mi tu dziś dojechać - przyznawała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie