Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Henryk Janyst uśmiecha się na słowo bohater

Marek MACIĄGOWSKI
Henryk Janyst, jeden z ostatnich żołnierzy oddziału "Wilki”, z wykonaną przez siebie płaskorzeźbą "Adam i Ewa”.
Henryk Janyst, jeden z ostatnich żołnierzy oddziału "Wilki”, z wykonaną przez siebie płaskorzeźbą "Adam i Ewa”. Marek Maciągowski
Rzadko używa tego słowa, bo znał zbyt wielu malowanych bohaterów. Bo wie jedno - wojna nie wybiera. On przeżył, bo miał nadmiar szczęścia.

Zbigniew Kruszelnicki

Zbigniew Kruszelnicki

Podporucznik Zbigniew Kruszelnicki, pseudonim "Wilk", urodzony w Grudziądzu, w latach 1940-1944 mieszkał w Kielcach. W 1942 roku ukończył w Warszawie tajną szkołę podchorążych. W listopadzie 1943 roku został skierowany do oddziału dywersyjnego Obwodu Kieleckiego AK, 5 lutego 1944 roku został mianowany dowódcą oddziału. Płynnie mówił po niemiecku i francusku, znał także rosyjski. Zasłynął z brawurowych akcji, w których w mundurach niemieckich zdobywali z kolegami broń. W akcji na Czerwonej Górze 31 maja 1944 roku zdobyli listę 224 osób przeznaczonych do aresztowania. "Wilk" poległ 5 czerwca 1944 roku w Miedzianej Górze podczas próby zdobycia niemieckiego samochodu wojskowego. Wraz z nim polegli Maciej Jeziorowski ps. Długi oraz Witold Sobierajski ps. Czarny.
Staraniem Światowego Związku Żołnierzy AK w 1991 roku porucznik "Wilk" został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. Jego imię nosi od 1991 roku także Szkoła Podstawowa nr 18 oraz ulica w Niewachlowie.

Jest jednym z żołnierzy oddziału "Wilki" Zbigniewa Kruszelnickiego. 10 czerwca 1944 roku na polanie pod Marzyszem major "Wyrwa" Józef Włodarczyk, dowódca 4 pułku piechoty legionów Armii Krajowej w imieniu Komendy Obwodu za wybitne zasługi bojowe uroczyście wręczył oddziałowi ryngraf. - Miał być sztandar, ale ze względu na warunki zrobiono ryngraf - powiedział.

Henryk Janyst w 1939 roku miał 15 lat. Mieszkał z rodzicami i siostrą na ulicy Zapłonek w Kielcach. Tej ulicy już nie ma, stoją tam budynki Politechniki. Mieli tam małe gospodarstwo. Pamięta, że gdy wybuchła wojna postanowili z matką uciekać. Wszyscy wtedy uciekali na Wschód. Ojciec i inni mężczyźni uciekli już wcześniej.

- W Radlinie mama na szczęście zapytała: a dlaczego my właściwie uciekamy. I wróciliśmy. W domu na drzwiach przy kłódce było widać ślad bagnetu. Ktoś wszedł. Zginął tylko orzełek ze ściany - mówi Henryk Janyst.

ORGANIZACJA BRACI

Potem sytuacja się unormowała. Mężczyźni wrócili. Henryk nie wiedział wówczas, że jego ojciec Wincenty razem z braćmi i znajomymi niemal od razu rozpoczęli działalność konspiracyjną.
Ojciec był zaangażowanym członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej. Jego brat Józef - ogniomistrzem w 2. pułku artylerii lekkiej legionów. Bracia Stanisław i Franciszek pracowali w straży w hucie Ludwików, tylko Ludwik był bez pracy. Już w grudniu 1939 roku organizacja braci Janystów - Polski Związek Walki o Wolność Narodów - zakładała placówki w terenie, także w innych powiatach. W jej skład weszli kolejarze, nauczyciele. Wiosną 1941 roku organizacja nawiązała kontakt z warszawską Syndykalistyczną Organizacją Wolność. Do Kielc trafiała prasa, kilkakrotnie przyjeżdżał na wizytacje przedstawiciel Głównego Referatu Wojskowego kapitan Tyszka "Tadeusz". Do Kielc zaczęły trafiać prasa, broń, amunicja. Od 1943 roku Polski Związek Walki o Wolność Narodów, druga pod względem wielkości organizacja konspiracyjna w Kielcach, rozpoczął działalność partyzancką. Wspomagał oddział "Narbutta", współpracował z oddziałami dywersyjnymi obwodu Armii Krajowej. W maju 1943 roku w ramach akcji scaleniowej organizacja weszła w skład Armii Krajowej i przestała używać dawnej nazwy.

TRAFIŁ DO LASU

O tym wszystkim Henryk początkowo nie wiedział. W domu pojawiali się różni ludzie, domyślał się, że to konspiratorzy, ale jego ojciec nie wtajemniczał ich w sprawy konspiracji. Jak wielu innych chłopaków z Kielc, chodził do szkoły przyzakładowej kształcącej rzemieślników branży metalowej, potem chodził do pracy w wielkim parku maszynowym na terenie Ludwikowa, gdzie praca trwała od godziny 6 do 18. Później zrobiło się niebezpiecznie. Najpierw ojciec trafił do więzienia na pół roku za pomoc dla getta, co było i tak wyjątkowo łagodną karą. Ale działalność konspiracyjna zataczała coraz szersze kręgi, nasiliły się represje. Gdy ojca aresztowano jesienią 1943 roku Henryk Janyst za namową "Tadeusza" wyjechał do Warszawy. Niemcy szukali go, ale matka mówiła, że wyjechał na roboty, pokazywała nawet list, który napisany w Kielcach, ktoś zabrał ze sobą i wysłał z Niemiec do Kielc, że niby to od Henryka. Syn "przezimował" w stolicy, ale wiosną 1944 roku poszedł do oddziału. Grupa Zbigniewa Kruszelnickiego "Wilka" obok oddziału Wybranieckich i grupy Kajtków była oddziałem dyspozycyjnym Kierownictwa Dywersji.

Z "Wilkami" Henryk Janyst został na dobre i złe. Miał pseudonim "Tatar". 5 czerwca 1944 roku w Miedzianej Górze podczas próby zdobycia niemieckiego samochodu wojskowego poległ "Wilk". W połowie lipca ruszyli na zgrupowanie w rejon Daleszyc. Tu formował się 4 pułk piechoty legionów Armii Krajowej, który miał ruszyć na pomoc walczącej Warszawie. Oddział "Wilków" z oddziałem "Barabasza" wszedł w skład 1 kompanii 1 batalionu. Potem była akcja "Burza", walki z Niemcami.

Nasi bohaterowie

Nasi bohaterowie

Henryk Janyst jest jednym z wielu dzielnych bohaterów naszej świętokrzyskiej ziemi. Chcemy, by pamięć o świętokrzyskich bohaterach przetrwała. Wielu z nich jeszcze żyje wśród nas, o innych pamiętają koledzy i najbliżsi. Zapraszamy do dzielenia się swoimi przemyśleniami i wspomnieniami, wskazanie ludzi, których warto przypomnieć. Prosimy o listy pod adresem redakcji lub pocztą elektroniczną pod adres: [email protected]

SZCZĘŚCIE DO LUDZI

Partyzanckie bitwy opisano wielokrotnie. Henryk Janyst nie lubi o nich opowiadać. Uważa, że co człowiekowi przeznaczone to się stanie. Jedni ginęli, on przeżył. Mówi tylko, że świszczących kul nie trzeba się bać, bo tej, która ma cię trafić, nie słychać. Jego trafiła pod Zakrzowem, gdy oddział otoczyli Niemcy. Trafiony w nogę, widział kolegów trafionych kulami, których dobili Niemcy. Na kolanach i łokciach wlókł się do pobliskiego lasu, kiedy kule trafiły go w rękę i w brzuch. Doczołgał się, znaleźli go koledzy. Został odtransportowany do polowego dywizyjnego szpitala w Węgleszynie.

W 1963 i 1964 roku na Świętym Krzyżu w stukartkowym brulionie spisał swoje wspomnienia. Był wtedy kierownikiem budowy masztu telewizyjnego i wieczorami w baraku w leśnej głuszy nie było co robić. Wspomnienia przeleżały w brulionie aż do 2003 roku, kiedy to skrócone ukazały się staraniem Heleny Wolny w niewielkim nakładzie pod tytułem "Widzę z pozycji horyzontalnej". Ten tytuł odnosi się do czasów, gdy leżał na szpitalnym łóżku. Na operację musiał być przewieziony do szpitala w Jędrzejowie. Inaczej by nie przeżył. Niemcy kontrolowali szpital. Wiedzieli o postrzelonych. On powiedział, że jest powstańcem z Warszawy.

- Może uwierzył, może chciał uwierzyć. Przeżyłem, bo trafiłem na człowieka, bo miałem szczęście do ludzi, może nawet nadmiar szczęścia w stosunku do Niemców - mówi Henryk Janyst.

Po wojnie wyjechał do Wrocławia. Tu jeszcze rok leżał w szpitalu. Potem wrócił do Kielc, pracował w "Przemysłówce". W organizacjach kombatanckich nie działał, spotykał się z kolegami.

W oddziale "Wilków" było ponad 60 żołnierzy. Na akcję "Burza" poszło nas 32. Jeszcze w 1983 roku na zjazd przyjechało nas dwudziestu. Teraz z "Wilków" zostało kilku: Adam Żarnowski "Adam" w Warszawie, Ryszard Łukasik "Rozmaryn" w Kielcach, Tomasz Rak "Robak" w Oleśnicy, Wiesław Olszak "Selim" w Szczecinie, Włodzimierz Mańko "Brzoza" w Wałbrzychu. O "Wilkach" nie pisano wiele, mało się mówiło, historia oddziału nie została dokładnie zapisana. Dopiero Włodzimierz Mańko "Brzoza" na podstawie opowiadań napisał książkę "Wilki pod Kielcami". Zbeletryzowane opowiadania ukazały się w 1983 roku. Choć był to oddział, który zasłynął brawurowymi akcjami, wie o nich dziś niewielu. Stanisław Janyst odznaczony był krzyżem Virtuti Militari, jego brat Ludwik - też. Henryk Janyst, syn Wincentego, ma na ścianie ryngraf "Wilków". Taki sam, jaki w czerwcu 1944 roku wręczył im major "Wyrwa". Ten ryngraf sam wystukał z blachy, bo w wolnych chwilach tworzy taką techniką obrazy. Ten ryngraf to pamiątka wojennych lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie