Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historyk Tomasz Kozłowski mówił w Kielcach o likwidacji komunistycznych służb specjalnych [ZDJĘCIA]

TT
- Stojący na czele PRL starali się jak najdłużej zachować Służbę Bezpieczeństwa w stanie nienaruszonym. Najważniejszym jej celem w tym okresie było de facto zniszczenie własnych, najważniejszych dokumentów archiwalnych – mówił na spotkaniu w Kielcach doktor Tomasz Kozłowski z Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie, autor książki „Koniec imperium MSW. Transformacja organów bezpieczeństwa państwa 1989–1990”.

Według historyka, w okresie przemian „na stole” leżały wszystkie opcje związane z reformą ówczesnej Służby Bezpieczeństwa, łącznie z tą, która miała doprowadzić do całkowitego rozwiązania służb, ich likwidacji i rozpoczęciach budowy struktur od zera. – Podobne rozwiązanie zastosowano w Czechosłowacji. Jednak nie było ono do końca trafione, bowiem tamci funkcjonariusze, jak się później okazało, stali się dość podatni na inwigilację ze strony rosyjskiego wywiadu. Dlatego wydaje się więc, że dobrze iż nie zdecydowano się na takie rozwiązanie w Polsce – przyznał doktor Tomasz Kozłowski.

Gra generała Kiszczaka
Na całkowitą likwidację służb cywilnych w żadnym wypadku nie chciała się również zgodzić strona komunistyczna. Ze strony obozu władzy mieliśmy do czynienia z zabiegami socjotechnicznymi mającymi uwiarygodnić potrzebę funkcjonowania Służby Bezpieczeństwa w nowej rzeczywistości.

– Służba Bezpieczeństwa funkcjonowała jeszcze przez kilka miesięcy po powołaniu „solidarnościowego” rządu, a parasol ochronny roztoczył nad nią wicepremier i minister spraw wewnętrznych Czesław Kiszczak. Generał starał się przedstawić SB jako instytucję, którą można przekształcić tak, że będzie broniła nowej, rodzącej się demokracji i wprowadzanej gospodarki rynkowej. W tym samym czasie doszło do likwidacji departamentów SB cieszących się najgorszą sławą, odpowiedzialnych za walkę z Kościołem oraz opozycją demokratyczną. Jednocześnie Kiszczak reklamował siebie jako osobę, która „odchudziła” Służbę Bezpieczeństwa – dodał doktor Kozłowski. Ówczesny szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych twierdził także, że jest, obok Wojciecha Jaruzelskiego, jedynym gwarantem pokojowego przekazania władzy. Tłumaczył on solidarnościowym politykom, że tylko on obroni ich rząd przez kontrakcją ze strony esbeków i wojskowych.

Mimo widocznego rozkładu systemu komunistycznego w krajach Europy Środkowo – Wschodniej oraz wewnętrznych problemów w aparacie represji, Służba Bezpieczeństwa nadal realizowała zadania mające na celu obronę jej interesów. Świadczy o tym fakt praktycznie bezkarnego niszczenia archiwów. – Można nawet powiedzieć, że jest to wówczas jedyna sprawnie przeprowadzana operacja. Kierownictwo Ministerstwa Spraw Wewnętrznych miało w tym swój interes, zacierało ślady swojej nielegalnej działalności, ukrywało wiedzę o cennej agenturze. Niektóre dokumenty nie są niszczone, ale „prywatyzowane”, kradzione przez funkcjonariuszy. Najbardziej znanym przykładem wyniesienie przez Czesława Kiszczaka teczki TW „Bolek”. Skala niszczenia akt była bardzo duża, ale zależała od województwa. Proceder ten trwał na tyle długo, że udało się zniszczyć większość najważniejszych dokumentów – przyznał doktor Tomasz Kozłowski.

Reforma była mitem?
Jak młoda III Rzeczpospolita poradziła sobie z likwidacją Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz weryfikacją funkcjonariuszy?
– Weryfikacja stanowiła symboliczny akt odcięcia się od Służby Bezpieczeństwa i tworzenia nowych służb. Dziś nie ulega jednak wątpliwości, że akcja ta była przeprowadzona fatalnie. Przepisy były na tyle niejasne, że dawały duże pole manewru członkom komisji. Tyle że w ich składach znajdowały się osoby, które miały dość niską wiedzę na temat funkcjonowania SB. Do tego działały pod presją czasu. Prowadziło to wielu nietrafionych decyzji – powiedział historyk.

Doktor Tomasz Kozłowski uważa również, że jednym z nadal funkcjonujących mitów jest fakt, że funkcjonariusze dawnej Służby Bezpieczeństwa mieli wpływ na budowę III Rzeczpospolitej. – Jeżeli patrzymy na „bezpiekę”, to właściwie funkcjonariusze Urzędu Ochrony Państwa, czyli nowej służby specjalnej III RP, nie tyle mieli wpływ na kształt na państwo, ile stali się narzędziem w rękach polityków. Oni szukali, podobnie przed 1989 roku, własnych patronów po przemianach ustrojowych – przyznał historyk z Instytutu Pamięci Narodowej.

Funkcjonariusze nowo powstałego Urzędu Ochrony Państwa byli w ponad 90% byłymi pracownikami SB. Nawet pod koniec lat 90 stanowili oni 2/3 funkcjonariuszy UOP. Zdaniem autora książki należało przyśpieszyć wymianę kadr. Innym zarzutem stawianym przez doktora Tomasza Kozłowskiego z Instytutu Pamięci Narodowej nowym służbom jest nieutworzenie w początkowym kresie działalności UOP pionu zajmującego się przestępczością gospodarczą, co uniemożliwiło skuteczną walkę z przestępstwami aferalnymi.

[polecane]6374881,19334531,19336159,16280399,16412335,5421622;1;POLECAMY: KULTURA I ROZRYWKA[/polecane]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie