Kieleckie Centrum Kultury przygotowuje autorski spektakl pod tytułem "Zakochany Paryż". Reżyseruje Krzysztof Jasiński. Usłyszymy najsłynniejsze piosenki francuskie, zobaczymy tancerki w piórach, a także maga, dorównującego maestrią Davidowi Copperfieldowi.
Lidia Cichocka: * Często pan bywał w Kielcach?
Krzysztof Jasiński: - Rzadko, najczęściej przejazdem.
* Teraz bywa pan częściej...
- Dostałem interesujące zaproszenie.
* Co w nim było najbardziej interesującego?
- Środki, jakie są do dyspozycji. Mam orkiestrę, zespół baletowy i mogłem wybrać odpowiednich wykonawców.
* A sam temat? Ma pan zrobić musical o Paryżu.
- To też jest interesujące i nikt mi tego do tej pory nie proponował. Lubię piosenki francuskie, ale wykonawcy tych piosenek mnie omijali, bo znali mój stosunek do ich śpiewania. Nie lubię piosenki aktorskiej, a śpiewanie francuskiej piosenki w Polsce jest dla mnie nieporozumieniem. Gdyby tak mieli śpiewać we Francji, to byłoby bardzo śmiesznie.
* To jak ma być?
- Ja nie powiem, bo to know how, ale ma być inaczej. Na pewno nie tak, jak bywa. Kanon obowiązujący w Polsce jest anachroniczny, wydumany, pretensjonalny. Dziewczyny bardzo chcą śpiewać, chociaż najczęściej nie mają głosu, a jeszcze częściej źle wyglądają. Przeczytają, że była taka "Ptaszek", była prostytutka, z poskręcanymi artretycznie rękami, ale to nie powód do naśladowania. Bo ten "Wróbelek" to był ktoś absolutnie wyjątkowy, co się zdarza raz na sto lat.
* A więc u pana zobaczymy piękne dziewczyny ze wspaniałymi głosami...
- Nie, nie o to chodzi. Francuska piosenka to cała filozofia, egzystencjalizm francuski. Nie wystarczy założyć czarną sukienkę i śpiewać o miłości. Piosenka, o której ja mówię, to piosenka dwóch zwalczających się tradycji: Moulin Rouge i Lido.
* I u nas to będzie pokazane?
- Tak, ale nie w fabule, bo do tego trzeba by nakręcić film, a taki już powstał o Moulin Rouge. O Lido nikt nie nakręci, bo Lido to czysta głupota. Tam są panienki do połowy ubrane i robią różne rzeczy. U nas chodzi o przywrócenie tej dawnej funkcji kabaretu - popołudniowej rozrywki. Ma być profesjonalnie, bo to bardzo wymagający wycinek sztuki: trzeba się świetnie ruszać, świetnie wyglądać i świetnie śpiewać. I myślę, że my to zrealizujemy tutaj. W Kielcach prędzej niż w Krakowie.
* Dlaczego?
- Bo tutaj mam do dyspozycji żywą orkiestrę i balet. Z zespołu Kieleckiego Teatru Tańca wybrałem pięć tancerek i dwóch tancerzy i będziemy tak długo pracować, aż osiągniemy, to, o co chodzi.
* Przeprowadza się pan do Kielc?
- Nie, ale będę bywał tak często, jak tylko będzie potrzeba oraz cały tydzień przed premierą. Teraz próby są prowadzone równolegle w Kielcach i Krakowie, gdzie pracuję z solistami - Joanną Kulig, Beatą Rybotycką, Januszem Radkiem. Ja z Kielcami jestem związany sentymentalnie, bo dzieciństwo spędzałem w Chęcinach, a w kieleckim szpitalu urodził się mój ojciec. Część mojej rodziny ma kieleckie korzenie, pamiętam, jak w czasie wakacji w Chęcinach jeździłem konno, ale kiedy krewni posprzedawali grunty, poumierali, to się skończyło.
* A po premierze jakie ma pan plany?
- Jak skończę pracę, jadę na Mazury, by zająć się pracami ogrodniczymi, na przykład wykopać dalie przed zimą. Tam też mam salę prób i tam też przygotowuję spektakle.
* A w Teatrze STU?
- Mam uruchomione trzy projekty: Leszka Kułakowskiego "Orfeusz" z Krzysztofem Globiszem, "Król Lear" Szekspira z Andrzejem Grabowskim oraz taki niekoniecznie remake "Szalonej lokomotywy". Daty tych premier już są ustalone.
* Zobaczymy któryś z tych spektakli w Kielcach?
- Jeśli dostanę zaproszenie - chętnie.
* Dziękuję za rozmowę.
Gadżety i ceny oficjalnego sklepu Euro 2024
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?