MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kielczanin okrążył rowerem Islandię! Jest pod wrażeniem "zimnej wyspy"

Dorota Klusek
Kuba Witek, a za nim Wodospad Bogów (Godafoss) - najpiękniejszy wodospad na islandzkiej wyspie.
Kuba Witek, a za nim Wodospad Bogów (Godafoss) - najpiękniejszy wodospad na islandzkiej wyspie. archiwum prywatne
Artysta z Kielc, Kuba Witek odbył rowerową wyprawę wokół Islandii. Zimna wyspa oczarowała go. Teraz swoją pasją chce zarazić innych.

W wakacje większość z nas planuje wyjazd w ciepłe strony, a Ty wręcz przeciwnie, wyruszyłeś na wyprawę na zimną Islandię, dlaczego?
Zawsze lubiłem te chłodniejsze kraje. Lato jest dla mnie fajne głównie dlatego, że mogę sobie popływać w rzece, jeziorze, oceanie czy morzu, ale nie lubię upałów. Dla mnie optymalna pora ze względu na temperaturę, to jesień, wczesna zima. Poza tym też lubię skandynawską architekturę, minimalizm. Dlatego Islandia zawsze była moim marzeniem. Najpierw zwiedziłem tę wyspę, podróżując samochodem, a potem narodził się pomysł, by zwiedzić ją w inny sposób.

I wyruszyłeś w samotną wyprawę na rowerze, drogą numer jeden. Jak długo byłeś w podróży?
Poradziłem się znajomych, którzy tam mieszkają, jaka jest najlepsza pora na taki wyjazd i, ku mojemu zdziwieniu, usłyszałem, że czerwiec, bo wtedy jest lato na Islandii. Posłuchałem ich i pogodę miałem naprawdę świetną, za wyjątkiem kilku dni, było piękne słońce i mało deszczu. Wyruszyłem 31 maja i byłem tam trzy tygodnie, no prawie cztery, bo przegapiłem lot powrotny (śmiech).

Jak długo i w jaki sposób przygotowywałeś się do tej wycieczki?
No właśnie, nie przygotowywałem się (śmiech). Był to bardzo spontaniczny pomysł. Zabrzmi to trochę pretensjonalnie, ale lubię sobie coś udowadniać. Lubię walczyć ze sobą, pokonywać własne słabości, ograniczenia. Oczywiście odrobinę kondycji fizycznej trzeba mieć. Natomiast niezwykle ważne jest to, co jest w głowie. Już na początku podróży okazało się, że jeśli człowiek dobrze się nastroi, to potem z każdym dniem jest coraz lepiej, pod kolejne wzniesienia jest nam łatwiej podjechać, coraz mniej jesteśmy zmęczeni, aż w końcu po tygodniu okazuje się, że wszystko nam sprawia ogromną przyjemność.

Ale prawie 1300 kilometrów bez przygotowania – to jest wykonalne?
Jak się okazuje, tak (śmiech). Choć nie zakładałem tego od początku, mój cel był taki, żeby pokazać ludziom, że warto się odważyć i wyruszyć w podróż po Islandii. Temu służyły też moje codzienne relacje, które zamieszczałem na portalu Icelandnews Polska. Pokazywałem, że taka forma podróżowania, jak moja, jest dobra dla każdego człowieka, który lubi się ruszać, spędzać czas na powietrzu, bo nawet jeśli zabraknie sił, zawsze można liczyć na autobus, pomoc kogoś, kto jedzie samochodem. Przed tą wyprawą prawie dwa lata nie jeździłem na rowerze i nawet nie wsiadłem na niego przed wyjazdem, bo zabrakło mi czasu, tyle było spraw do załatwienia. Wsiadłem na niego pierwszy raz dopiero wtedy, kiedy znalazłem się na Islandii (śmiech). Podobnie było z namiotem: od lat pod nim nie spałem, a podczas wyprawy tak polubiłem, że jak wróciłem do domu, to czegoś mi brakowało.

Podczas wyprawy wszystko miałeś ze sobą, na rowerze? Jak wyglądało Twoje życie, podstawowe sprawy: spanie, jedzenie?
Przed wyjazdem wiele czytałem o Islandii. Znalazłem informacje, że tam można rozbić namiot właściwie wszędzie, nawet u kogoś w ogródku, tylko trzeba najpierw zapytać (śmiech). W praktyce jednak to wcale nie jest takie proste, ponieważ na Islandii jest wiele pól lawowych, kamienistych powierzchni, a na dodatek wieje tak silny wiatr, że nawet gdyby na pustkowiu udało się rozstawić namiot, to wiatr wcześniej czy później by go porwał. Dlatego ja spałem na kempingach. Miałem ze sobą namiot, matę, śpiwór. Natomiast nie zabierałem żadnych naczyń do gotowania, bo stwierdziłem, że przez te trzy tygodnie wystarczy mi suchy prowiant. Liczył się każdy kilogram bagażu, co odczułem na własnym ciele. Okazało się, że na prawie każdym kempingu był dostęp do kuchni z wyposażeniem, więc mogłem zjeść coś ciepłego.

Mówi się, że w grupie jest raźniej, więc dlaczego Ty zdecydowałeś się na samotną podróż?
Bo podoba mi się intensywność przeżyć podczas samotnej wyprawy, czego miałem już okazję wcześniej doświadczyć. Podczas podróżowania samemu ogromną zaletą jest poznawanie innych ludzi, jesteś na nich bardziej otwarty. Poza tym czasami trudno po prostu dobrać osoby, z którymi się wyrusza w drogę. Podróż jest nietypowym, intensywnym przeżyciem, ludzie spędzają ze sobą dużo czasu, czasami są poddawani ekstremalnym próbom, i to może się źle się skończyć nawet dla długich przyjaźni.
Natomiast podczas tej wyprawy ważna była niezależność. Zastanawiałem się, czy jak pojadę z drugą osobą, to jaka będzie jej wytrzymałość, ile będzie w stanie przejechać w danym dniu, czy nie przestraszy się pogody? Pytań było wiele, tym bardziej, że nie wiedziałem, jak ja sam się odnajdę w tej drodze. Z perspektywy czasu taki wyjazd polecam każdemu, kto myśli o samotnej wyprawie. To jest cenne przeżycie, które pozwala nam wiele dowiedzieć się o sobie.

Co Ci dała ta wyprawa?
Przede wszystkim nauczyłem się ze spokojem podchodzić do różnych sytuacji. Przekonałem się, że zawsze można znaleźć wyjście, że nie można panikować. Trzeciego dnia podróży od roweru odpadł mi jeden pedał. To było dla mnie trudne doświadczenie, ponieważ poprzedniego dnia, niemal całą trasę szedłem z rowerem pod wiatr, a kiedy wreszcie mogłem jechać, pojawił się taki problem. Przez około 20 kilometrów jechałem z jednym pedałem, aż w końcu zatrzymałem się, żeby w jakiejś restauracji nabrać wody. Za restauracją zobaczyłem jakąś szopę, warsztat, przy którym stało dwóch Islandczyków. Pomyślałem, że nie mam nic do stracenia i poprosiłem ich o pomoc. Trwało to ponad godzinę, ale panowie pomogli, a rower mi służył już do końca wyprawy. Nie ukrywam jednak, że był to dla mnie moment załamania.

Były inne trudne chwile?
Najtrudniejszym, a zarazem najfajniejszym momentem, bo takie potem wspomina się najlepiej, była przeprawa skrótem przez przełęcz Oxi. To jest wielka przełęcz, przez którą prowadzi droga szutrowa, ze stromymi zjazdami. Dojazd tam był bardzo żmudny, na dodatek okazało się, ze jest mgła, więc przy okazji było bardzo zimno. Jakby tego było mało, zaczął padać deszcz. W tej mgle nie wiedziałem, ile jeszcze będę musiał iść, skończyła mi się ciepła herbata, zacząłem marznąć. Na szczycie było już inne powietrze, ciężko mi się oddychało, byłem zmęczony. Wtedy bałem się, że może mi się coś stać, a co gorsza, byłem tam zupełnie sam. Na szczęście zaczął się zjazd, a ja, zmarznięty, mokry i zmęczony dotarłem na kemping, wziąłem gorący prysznic i miałem ogromne powody do radości, że zaliczyłem taką fajną przygodę.

Czy wtedy, albo w jakiejś innej chwili pomyślałeś: mam dość, po co mi to było, wracam?
Rezygnacja – o tym nie pomyślałem. Wyruszając w tę wyprawę, zwłaszcza w pierwszym tygodniu założyłem, że mam pokonać kolejne odcinki, dzień po dniu. Nie myślałem od razu o całej trasie. Zresztą plan, który sobie założyłem w Polsce nie sprawdził się między innymi ze względu na pogodę, ale także ze względu na odległości między kempingami, bo na przykład zaplanowałem sobie, że przejadę 60 kilometrów, a tu najbliższy kemping był 40 kilometrów dalej. Po tygodniu, kiedy dotarłem na wschodnie fordy i miałem dzień odpoczynku już wiedziałem, że dam radę dojechać do końca. Byłem zmęczony, ale nakręcało mnie to, że jestem coraz bliżej celu. Poza tym pisałem relacje na portal, a w związku z tym otrzymywałem też wiele wiadomości od czytelników, którzy mnie wspierali, słali ciepłe słowa, zapraszali na obiad, prysznic. Głupio mi było powiedzieć im: przepraszam, nie dałem rady.

Spotkałeś się z dużą serdecznością ze strony tych osób?
Tak, te zaproszenia były bardzo miłe, ale nie mogłem ze wszystkich skorzystać, bo to by się wiązało z tym, że musiałbym zboczyć z drogi, czasami odjechać z niej kilkadziesiąt kilometrów, a na to nie mogłem sobie pozwolić.
Rzeczywiście spotkałem wiele osób, ludzi niemal z całego świata. Była fantastyczna Polonia, ale także Kanadyjczycy, Amerykanie, Europejczycy. Zaskoczyło mnie, jak wiele osób było z Azji: Tajwanu, czy Chin. Poznałem super ludzi z Finlandii, którzy zapraszali mnie, żebym na kolejną wyprawę rowerową udał się do ich kraju (śmiech). Islandia przez swój surowy klimat, rozległe pustkowia, sprawia, że ludzie, jak już się spotkają, są wobec siebie bardzo otwarci. Tej serdeczności nie doświadczyłem nigdzie indziej podczas moich podróży. To niesamowite, że jadąc do zimnego kraju spotkałem właśnie takich ludzi o gorących sercach. Z wieloma się zaprzyjaźniłem i na pewno się spotkamy.

Wyprawę relacjonowałeś, robiłeś to na bieżąco?
Na początku na bieżąco, ale potem zmieniałem sposób pracy, ponieważ po całym dniu na rowerze, kiedy dotarłem do obozu, zjadłem coś, czasami udałem się do sklepu na zakupy, po praniu, już nie miałem siły. Więc wypracowałem sobie taki rytuał, że budziłem się rano, jadłem śniadanie, pisałem dziennik, obrabiałem zdjęcia i ruszałem dalej. Taki sposób pracy był też związany z tym, że musiałem mieć dostęp do prądu, a bateria w laptopie czy w telefonie szybko się rozładowywała. Ładowałem je korzystając z gniazdek w łazience, na kempingu. Wiedziałem, że na Islandii jest bezpiecznie, ale wtedy przekonałem się na własnej skórze, że mogłem zastawić urządzenia w łazience i nic się złego nie działo. Mogły tam spokojnie leżeć i nic nie ginęło. Nie ja jeden tak robiłem.

Czy z tej wyprawy powstanie książka?
Jestem w trakcie pisania. Będę się starał, żeby była w sprzedaży przed świętami Bożego Narodzenia. Niewiele mogę powiedzieć, ale nie ma takiej pozycji na rynku. Książka będzie się składała z dwóch części. W pierwszej będzie moja relacja, wzbogacona o przemyślenia, anegdoty, ciekawostki, a druga będzie bardziej praktyczna, w formie przewodnika, z którego będą mogły skorzystać osoby wybierające się w podróż rowerem, ale też samochodem. Przewodników po Islandii nie brakuje, ale kiedy ja szukałem dla siebie, nie znalazłam nic odpowiedniego, wszystkie były zbyt ogólne. Brakowało w nich też wskazówek praktycznych. W tym celu jesienią wybieram się raz jeszcze na Islandię, ale już tym razem samochodem, by uzupełnić materiały do książki. Myślę, że moja historia – człowieka, który nie jest sportowcem, może zachęcić innych do tego, by zwiedzać Islandię, by wsiąść na rower i podróżować tak, jak ja. Chciałbym raz jeszcze zorganizować wyprawę rowerową do Islandii, ale tym razem zaprosić do niej inne osoby, znajomych z Polski, z Islandii, żebyśmy pojechali grupą. To na pewno będzie fajne przeżycie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie