Z Kielc na ratunek rodzinie z Ukrainy
-To była spontaniczna decyzja, odruch serca – mówi mężczyzna. – Powiedziałem znajomej tylko tyle, żeby ci ludzie kierowali się na granicę w miejscowości Hrebenne, a ja już tam jadę. Widok na samej granicy był porażający, tłum ludzi idący z małymi dziećmi z torbami w zupełnej ciszy i rezygnacji. Samochody z rejestracjami z różnych krajów czekających na uchodźców. Odszukałem poleconą mi rodzinę z Żytomierza, młoda kobieta była w szpitalnym szlafroku, kiedy rodziła było bombardowanie. Byłem dla nich zupełnie obcym człowiekiem, ale jakże byli wdzięczni, że chcę im pomóc. Najpierw pojechaliśmy do mojej bratanicy w Tomaszowie Lubelskim, gdzie młoda kobieta z dwoma synkami, trzydniowym i czteroletnim, oraz matką i ojcem mogli się wykąpać i przespać w ludzkich warunkach - opowiada pan Andrzej.
Mężczyzna opowiada, że całą noc nie zmrużył oka, słyszał jak wali mu własne serce, nie wiedział, co ma dalej robić, gdzie wieźć pięć osób. Kątem oka zobaczył tylko, że młoda kobieta płacze i modli się o swojego męża, żeby nie zginął w czasie tej wojny, żeby dzieci miały ojca.
W tym czasie jego żona Joanna na Facebooku napisała, że jest potrzebne mieszkanie dla ukraińskiej rodziny.
– Chyba czuwała nad tym wszystkim opatrzność , bo błyskawicznie odezwała się nasza dawna znajoma, pani Agnieszka, która uczy w szkole muzycznej w Tarnobrzegu, żeby do niej przywieźć całą rodzinę. Napisała ogłoszenie w szkole, że dziś lekcji nie będzie, z powodu tego , że przyjmuje ukraińską rodzinę. Rodzice uczniów byli wspaniali, zanim dojechaliśmy już podarowali dla uchodźców wózek, łóżeczko, ubranka, mnóstwo potrzebnych rzeczy - opowiada pan Andrzej.
Po powrocie do Kielc wyczerpany mężczyzna nie spoczął na laurach.
– Od jakiegoś czasu jestem prezesem wspólnoty mieszkaniowej i wiedziałem, że w naszym bloku przy ulicy Jagiellońskiej stoi puste od czterech lat, małe jednopokojowe mieszkanie należące do kolei - opowiada. – Na drzwiach jest informacja, że jest ono przeznaczone do sprzedania. Błyskawicznie zacząłem działać, tak bardzo chcieliśmy mieć razem z żoną ukraińską rodzinę bliżej siebie. Uzyskałem informację, że mieszkanie nie jest jeszcze wycenione i raczej nie będzie możliwe przekazanie go dla tych uchodźców. Nie poddałem się, udało mi się dotrzeć do poseł Anny Krupki i obiecała mi pomoc. Nie chodzi o sprzedaż, choćby tylko o użyczenie na jakiś czas, żeby ta rodzina miała godne warunki – mówi.
- Moja koleżanka Agnieszka jest wspaniałą kobietą, ale każdy czuje się swobodnie, gdy ma własne lokum - mówi pan Andrzej.
Gorąco wierzy w to, że cała sprawa zakończy się pomyślnie i rodzina będzie mogła wprowadzić się do pustego mieszkania w Kielcach. Czeka też na decyzję kolei. To byłoby największe szczęście, a dla niego satysfakcja, że pierwsze dni emerytury wykorzystał jak najlepiej.
Jak politycy typują wyniki polskiej reprezentacji?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?