MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Miałem jechać do Fidela Castro

Dorota KUŁAGA
Trener Jerzy Masztaler z piłkarzami z Ostrowca Świętokrzyskiego chce awansować do pierwszej ligi. Myśli też o tym, żeby na stałe osiąść na Kielecczyźnie.
Trener Jerzy Masztaler z piłkarzami z Ostrowca Świętokrzyskiego chce awansować do pierwszej ligi. Myśli też o tym, żeby na stałe osiąść na Kielecczyźnie. Małgorzata Stępnik

Jerzy Masztaler kilka tygodni temu objął drugoligowy zespół piłkarski KSZO Ostrowiec. I mimo że jest to jego pierwsza praca na Kielecczyźnie, to ten region zna bardzo dobrze. W okolicach Staszowa kilka razy spędzał sylwestra, razem z żoną chodził po Górach Świętokrzyskich. Zdradził nam też, że wkrótce koło Ostrowca Świętokrzyskiego zamierza kupić lub wybudować dom, gdyż po 25 latach ma już dość życia w stolicy.

* Decyzja o przeprowadzce już zapadła? - zapytaliśmy trenera Masztalera.

- Zdecydowaliśmy już, że emeryturę spędzimy poza stolicą. Kielecczyzna bardzo nam się podoba. Kilka razy wybierałem się na Dymarki Świętokrzyskie do Nowej Słupi, ale nigdy nie udało mi się dojechać. Może teraz dojadę... Będzie również okazja, żeby więcej pochodzić po pięknych Górach Świętokrzyskich.

* Na razie mieszka pan w Ostrowcu...

- Mam duże mieszkanie, dobre warunki do pracy, nie mogę narzekać. Zauważyłem, że ludzie żyją tu piłką nożną, zaczepiają mnie na ulicy, pytają o nowy sezon.

* Meczem z Heko Czermno rozpoczynacie dziś sezon w drugiej lidze. Mówi pan, że chcecie się włączyć do walki o awans do ekstraklasy. To bardzo odważna deklaracja, bo buduje pan zespół od podstaw, a w dodatku wasz budżet do najwyższych nie należy.

- Trzeci raz jestem w takiej sytuacji. W Świcie Nowy Dwór Mazowiecki też zacząłem pracę po rewolucji kadrowej i dałem sobie radę. Mam nadzieję, że tu będzie podobnie. Wydaje mi się, że umiejętności nasi piłkarze mają duże. Kilku z nich grało w pierwszej lidze, Jacek Berensztajn nawet w reprezentacji Polski. O to jestem spokojny. Jeśli coś spędza mi sen z powiek, to tylko to, czy chłopcy podejmą walkę na boisku. Trzeba dotrzeć do tych piłkarzy, odpowiednio ich zmobilizować, żeby w każdym meczu dali z siebie sto procent.

* Kto będzie rozdawał karty w drugiej lidze?

- Wyścig po zawodników zdecydowanie wygrała Jagiellonia Białystok, za nią są trzy drużyny, które w poprzednim sezonie miały duże szanse na awans - Widzew Łódź, Kujawiak Włocławek i Zagłębie Sosnowiec. W kolejnej grupie pościgowej widziałbym nasz zespół, Łódzki Klub Sportowy i Podbeskidzie Bielsko-Biała. To są trzy drużyny, które mogą namieszać w tej zabawie. Chciałbym, żebyśmy po partyzancku pomieszali szyki wszystkim ekipom. Zrobiłem już wstępne obliczenia - żeby awansować, trzeba zdobyć średnio dwa punkty w meczu. Jeśli to się zrobi, obojętnie z kim się wygra, z kim przegra, to będzie pierwsza liga.

* Czy to prawda, że niektóre decyzje dotyczące spraw piłkarskich konsultuje pan z żoną?

- Tak, bo Ewa na piłce zna się nie gorzej niż ja. Gdy w 1974 roku ze Stomilem Olsztyn zdobywałem mistrzostwo Polski juniorów, to była kierownikiem tej drużyny. Niestety, na finale nie mogła być, bo akurat rodziła (śmiech). Konsultuję z nią niektóre sprawy, pomogła mi w wielu decyzjach dotyczących zwłaszcza psychologii. Żona cały czas mi towarzyszy. Była nawet ze mną w Finlandii, nie doleciała tylko do Wietnamu.

* Jak się żyło w Wietnamie?

- Byłem tam rok, a gdyby żona się zgodziła i przyleciała do mnie, to zostalibyśmy dłużej. Ładny kraj, ale ludzie są strasznie namolni, co człowieka może denerwować. Przed wyjazdem trochę obawiałem się o jedzenie, ale pod tym względem mieliśmy doskonały układ. Żywiliśmy się u pani, która wcześniej prowadziła bar w Stanach Zjednoczonych. Jak trzeba było, to smażyła nam schabowego, jajecznicę na boczku. Zresztą ze mną byli też Tomek Cebula (były piłkarz Siarki Tarnobrzeg - przyp. red.) i Mariusz Wysocki (od tego sezonu zawodnik KSZO Ostrowiec - przyp. red.). Nieraz sami przygotowywali posiłki, a Tomek jest po szkole gastronomicznej i naprawdę dobrze gotuje. Poza tym ja lubię owoce morza, a w Wietnamie mogłem je jeść w dużych ilościach.

* Z zawodnikami rozmawiał pan po angielsku?

- Treningi prowadziłem po rosyjsku, a gdy były jakieś problemy, to miałem tłumacza, który znał trzy języki, również angielski. W Finlandii na początku też porozumiewałem się po rosyjsku. Ale dość szybko nauczyłem się fińskiego, mimo że jest to trudny język.

* W Finlandii, z krótkimi przerwami, spędził pan aż siedem lat. Tak dobrze tam się pracowało?

- Jak wyjeżdżałem z Polski, pod koniec lat siedemdziesiątych, to byłem młodym, zdolnym trenerem. Szybko przyszły wyniki. W Finlandii pracowało się bardzo dobrze, organizacyjnie to było mistrzostwo świata. Tam się wchodziło do mieszkania i wszystko działało, a u nas czego się nie dotknęło, to odpadało (śmiech).

* Często odwiedza pan Finlandię?

- Ostatni raz byłem pięć lat temu, na pięćdziesięcioleciu Rovaniemi Palloseura. Była feta, dostałem medal, pamiątki. Cały pobyt opłacili organizatorzy. Pracę w Finlandii wspominam z ogromnym sentymentem. Zdobyliśmy wicemistrzostwo kraju, graliśmy w europejskich pucharach. To był dobry okres tego klubu. Razem ze mną byli wtedy Zbyszek Wachowicz (obecnie Radomiak Radom - przyp. red.) i Grzesiu Bała (były zawodnik Stasiaka KSZO Ostrowiec - przyp. red.).

* Teraz nie myśli pan już o wyjeździe za granicę?

- Przed przyjściem do Ostrowca o mały włos nie trafiłem na Kubę, do Fidela Castro. Nie wiem, co się stało, ale w ostatniej chwili ten wyjazd został odwołany. Z chęcią popracowałbym w tym kraju.

* Ma pan dwóch synów, ale żaden nie postawił na piłkę.

- Jeden jest specjalistą od marketingu i ekonomii, drugi od turystyki. Pracują razem w firmie w Bydgoszczy, jeden jest szefem, a drugi jego asystentem (śmiech). Młodszy Przemek przez pewien czas grał w piłkę, teraz sędziuje jeszcze mecze w klasie okręgowej.

* Jakim jest pan trenerem - bardziej demokratą czy autokratą?

- Jestem strasznie liberalny. Na boisku piłkarze muszą wykonywać to, co chcę, a w wielu sprawach potrafię ustąpić. Moim problemem jest to, że nie umiem liczyć czyichś pieniędzy. Nie zaglądam w kontrakty piłkarzy, często ciężko jest mi ściągnąć jakąś karę. Z domu wyniosłem taką zasadę, że pieniądz nie łączy, tylko dzieli i dlatego tymi sprawami staram się nie zajmować. Zdaję sobie sprawę, że czasem na tym tracę. Parę razy w życiu człowiek przegrał pewne sprawy, bo nie umiał liczyć pieniędzy.

* Czy na zgrupowaniach, gdy wszyscy piłkarze są pod ręką, kontroluje ich pan, czy zostawia im pełną swobodę?

- Staramy się pilnować, razem z Januszem Jojko. Siedzimy zwykle do północy w takim miejscu, żeby zawodnicy widzieli, że jesteśmy. Zawsze jest większa pewność, że coś nie wpadnie im do głowy. Oczywiście później krążą legendy, jak to oszukali trenera, jak narozrabiali. Sam byłem zawodnikiem i wiem, jak to było. Ale mimo wszystko lepiej, jak mają świadomość, że muszą uważać. Człowiek też ma wtedy spokojne sumienie. Myśli sobie: robiłem, co mogłem, a że oni oszukali, to widocznie byli lepsi. Pamiętam kiedyś taką sytuację na obozie w Brennej. Jeden z piłkarzy Okęcia Warszawa zimą o północy poszedł do schroniska, które było na wysokości 1000 metrów, bo umówił się z jakąś dziewczyną. Wrócił nad ranem, ale na treningu, który był kilka godzin później, biegał aż miło było patrzeć. To był jeden z lepszych numerów... Kiedyś zauważyłem, że na obozie jeden z piłkarzy cały czas siedzi u recepcjonistki hotelu. Jak mnie zobaczył, to wszedł pod biurko. A ja sobie spokojnie siedziałem, nawet zapaliłem fajkę. Przetrzymałem go tak dwie godziny. Chyba odechciało mu się takich wyjść (śmiech).

* A jak pan reaguje, gdy zobaczy, że jakiś zawodnik pije alkohol?

- Piwo może pić w określonym czasie, nieraz po meczu, jak jest grill czy jakaś zabawa. To jest tak zwany lekki alkohol. Za wódkę u mnie zawsze są duże kary, tak będzie również w KSZO. Będziemy odcinać miesięczne pobory. Za piwo, jeśli będzie pite w złym momencie, trzeba będzie zapłacić bodajże 500 złotych. Piłkarze muszą zrozumieć, że to jest nasza wspólna praca i nie można oszukiwać kolegi czy trenera. Jak jest dobra drużyna, to zawodnicy nawzajem się pilnują. Tak było w Świcie Nowy Dwór Mazowiecki czy Stomilu Olsztyn.

* O czym - u progu nowego sezonu - marzy Jerzy Masztaler?

- O tym, żeby wprowadzić KSZO do ekstraklasy. W Polsce miałem już kilka awansów do drugiej ligi, z Rovaniemi wszedłem do ekstraklasy, w naszym kraju nie dostałem jeszcze takiej szansy. Wierzę, że uda się w Ostrowcu.

* Tego życzę i dziękuję za rozmowę.

Jerzy Masztaler

Urodzony 27 stycznia 1946 roku w Ostródzie. Trener klasy mistrzowskiej. Żonaty, żona Ewa - nauczycielka biologii, dzieci: Radosław - 29 lat, Przemysław - 25. Były piłkarz Warmii Olsztyn (1957-64) i Odry Wrocław (1964-68). Jako trener prowadził kolejno: Stomil Olsztyn (mistrzostwo Polski juniorów w 1974 roku), Rovaniemi Palloseura (Finlandia, awans do I ligi w 1978 roku), Hutnik Warszawa, Rovaniemi (awans do ekstraklasy w 1982 roku), AZS AWF Warszawa, Rovaniemi (wicemistrzostwo Finlandii w 1990 roku, występy w Pucharze UEFA), Świt Nowy Dwór Mazowiecki (awans do II ligi w 1994 roku), Stomil Olsztyn (I liga), Dolcan Ząbki, Petrochemia Płock, MKS Mława, Świt Nowy Dwór Mazowiecki, Danang (Wietnam), MKS Mława (awans do II ligi w 2004 roku), Świt Nowy Dwór Mazowiecki, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski.

Film, teatr, muzyka i góry

Trener Jerzy Masztaler ma bogate zainteresowania. Przez wiele lat razem z żoną udzielał się w dyskusyjnym klubie filmowym w Warszawie. Był też głównym konsultantem w "Piłkarskim pokerze", żadna scena dotycząca futbolu nie była nakręcona bez jego akceptacji. Godzinami może rozmawiać na temat baletów i oper. Był też taki okres, gdy regularnie chodził do teatrów "Ateneum" i "Kwadrat". A poza tym uwielbia turystykę górską i podróże. - Z żoną zeszliśmy już praktycznie wszystkie polskie góry. Najmniej znamy Łysicę, ale teraz będzie okazja, żeby to zmienić. Jak już jesteśmy za granicą, to szczytów raczej nie zdobywamy, nastawiamy się na wypoczynek nad morzem. Obydwoje bardzo lubimy podróżować. Ja byłem już praktycznie we wszystkich krajach Europy, oprócz Islandii - mówi trener Masztaler.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie