MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nagrody za morderców

Sylwia BŁAWAT

Niemożliwe, żeby nikt nie słyszał dwóch strzałów, od których zginął właściciel kantoru w Busku. Niemożliwe, żeby nikt nie słyszał przeraźliwego krzyku 23-letniej dziewczyny, bestialsko zamordowanej w Sędziszowie. Niemożliwe, a jednak nikt nic nie mówi. Zmowa milczenia nie ugina się pod łzami rodzin, pod żalem przyjaciół. Zmowa milczenia nie chce, żeby sprawiedliwości stało się zadość. Może zmowa milczenia przemówi na widok gotówki.

Pięć tysięcy złotych - dwie nagrody, a każda tej właśnie wysokości zdecydowali się wypłacić świętokrzyscy policjanci za pomoc w schwytaniu sprawców dwóch brutalnych morderstw - zastrzelenia 45-letniego biznesmena z Buska Zdroju i uduszenia 23-letniej studentki z Sędziszowa. Dlaczego zginął mężczyzna? Odpowiedź na to pytanie wydaje się oczywista - zapewne miał przy sobie pół miliona złotych, może zabójca na tyle wycenił jego życie. Czemu zginęła dziewczyna? Nie ma odpowiedzi. Czy dla kilku srebrnych drobiazgów, które ponoć tamtego wieczora miała na rękach?

Nie wróciła na noc

O dziewczynie policjanci mówią same dobre rzeczy. Spokojna, miła, nie miała wrogów, nie otaczała się podejrzanym towarzystwem. Studiowała na czwartym roku Akademii Papieskiej w Krakowie, do Sędziszowa zbyt często nie przyjeżdżała. A w tamten wrześniowy weekend była. Miała sporo roboty, już brała się za pracę magisterską.

W niedzielę, 12 września, około godziny 18 z siostrą i bratem wybrali się na festyn w Sędziszowie, ale około godziny 21 zdecydowała, że musi wracać do domu. Rodzeństwo pożegnała - tak przynajmniej oni powiedzieli potem policji - mówiąc, iż wraca do mieszkania, żeby jeszcze się pouczyć. Tam się rozstali. Ona poszła sama do domu, oni jeszcze zostali. Niedługo.

Godzinę później siostra i brat 23-latki wrócili z festynu. Zdziwiło ich, a nawet zaniepokoiło, że jeszcze jej nie ma. Z miejsca, gdzie odbywał się festyn, do ich bloku spacerkiem idzie się 10, może 15 minut.

- Próbowali się z nią skontaktować, dzwonili na "komórkę". Co z tego jednak, skoro aparat, owszem dzwonił, ale u nich w domu na stole. Studentka po prostu tego akurat wieczora go nie zabrała - opowiadają policjanci. 23-latka na noc nie wróciła do domu.

Ktoś wyciągnął jej pasek...

13 września rano mieszkaniec Sędziszowa wybrał się z psem na spacer. Czworonóg coś znalazł w zaroślach koło bloków przy ulicy Leśnej w sędziszowskim osiedlu Na Skarpie. Zwłoki młodej dziewczyny. 23-letniej studentki. Była bez butów, nie miała torebki, za to ze spodni ktoś wyjął jej bawełniany pasek. Znaleziono go potem przy zwłokach. Uduszenie - tak wstępnie określono przyczynę śmierci dziewczyny.

Początkowo wydawało się, że nie zginęła tu, gdzie ją znaleziono. Wyglądało na to, iż zabójca - kimkolwiek jest - mógł udusić ją gdzie indziej, a ciało przynieść. Ale tę hipotezę już zweryfikowano.

- W niedalekiej odległości od ciała znaleźliśmy buty i torebkę studentki. Być może tu zginęła dziewczyna - zastanawiają się policjanci. Poza śladami duszenia na jej ciele nie znaleziono obrażeń. Miała owszem niewielkie urazy na twarzy, ale policjanci nie sądzą, by zadał je morderca, bardziej przychylają się do wersji, że mogły ją poranić krzaki. Nie wykluczają i tego, że nieprzytomna już dziewczyna mogła być przeciągnięta z miejsca zabójstwa w to, w którym ją znaleziono.

Nie ma też motywu, którym mógłby się kierować zabójca. 23-latka nikomu się nie naraziła, nie miała wrogów. Nic nie wskazuje na motyw rabunkowy. Chociaż... Ponoć miała na rękach srebrną biżuterię, niewiele wartą, raptem kilkanaście złotych. Czy dla takiego "łupu" ktoś odebrał życie dziewczynie?

Zmowa milczenia

Policjanci przesłuchali niemal wszystkich mieszkańców okolicznych bloków. Wracając z festynu studentka musiała przechodzić koło bloku numer 7 i numer 11 przy ulicy Leśnej. A jednak nikt nic nie widział, ani nie słyszał... W mieście panuje zmowa milczenia. Wszyscy nabrali wody w usta. Za nic mają sobie to, że życie straciła 23-latka, która właściwie dopiero w nie wchodziła. Za nic mają sobie i to, że zabójca jest wolny, choć być może i on jest jednym z nich. Jednym z mieszkańców Sędziszowa. A może właśnie dlatego go ukrywają. Może go znają i boją się jakiejś wyimaginowanej zemsty?

- To była wyjątkowo ciepła noc, w blokach pootwierane były balkony. Niemożliwe, żeby nikt nic nie słyszał. Odgłosów szamotaniny, krzyków napadniętej dziewczyny - powątpiewa Andrzej Makuch, szef pionu dochodzeniowo-śledczego jędrzejowskiej policji. - Niemożliwe, a jednak świadkowie milczą.

Dziewczyna ostatni raz żywa widziana była około godziny 21. Ze wstępnej opinii biegłego lekarza wynika, że zginęła niewiele później. Między godziną 21 a 22. O tej porze w niedzielny wieczór ludzie jeszcze nie śpią. Zwłaszcza, gdy w mieście odbywa się festyn. Przecież nie tylko 23-latka z niego wracała... Ktoś musiał widzieć ją w jakimś towarzystwie. A jednak, nikt nic nie mówi.

- Pięć tysięcy złotych za pomoc w schwytaniu mordercy lub morderców studentki - taką nagrodę ufundował komendant wojewódzki policji w Kielcach - informuje Andrzej Makuch. - Wszystkich, którzy mogliby cokolwiek wiedzieć o okolicznościach śmierci młodej kobiety prosimy o kontakt pod numerami telefonów: 997, 386-02-05, 386-02-50.

Pół miliona bez ochrony

Identyczny niemal komunikat powtarza Artur Bielecki, szef pionu kryminalnego policji w Busku Zdroju: - Pięć tysięcy złotych policja zapłaci za pomoc w schwytaniu zabójców właściciela kantoru w naszym mieście - powtarza. On też podaje numery policyjnych telefonów: 997 (oczywiście, jak w każdym mieście), 378-92-05, 378-92-16.

Chodzi o zdarzenia, które rozpoczęły się w ubiegłą środę po godzinie 18. Wtedy właśnie 45-letni biznesmen zamknął swój kantor w centrum Buska Zdroju. Zwyczaj miał taki, że po dniu pracy zabierał całą gotówkę, wkładał ją do skórzanej torby i samochodem wiózł prosto do domu. Nie miał ochrony, czy to go zgubiło? Czy właśnie dlatego jakaś grupa przestępcza obserwowała go, wiedząc, że jest łatwym celem?

Zresztą słowo "ochrona" w życiu 45-latka miało też ostatnio inny wydźwięk. Właściciel kantoru w lipcu tego roku w dyskotece został pobity. Istniały podejrzenia, że tymi, którzy bili, byli właśnie pracownicy ochrony. Czy ma to jakikolwiek związek z jego śmiercią, na razie nie wiadomo.

Wracając do dramatycznego, środowego wieczoru. Czy wtedy zachował się, jak zwykle i z gotówką wsiadł do auta, pewności nie ma. Wiadomo, że w kantorze po całym dniu mogło być ponad pół miliona złotych plus złote precjoza. Gotówki i biżuterii nie znaleziono ani w punkcie wymiany walut, ani przy zwłokach zamordowanego mężczyzny. On sam po raz ostatni widziany był około godziny 18, jak zamykał kantor, wsiadał do swojej "mazdy" i odjeżdżał. Kilka minut później jeden z jego sąsiadów widział światła samochodu wjeżdżającego na posesję 45-latka. Czy jednak była to jego "mazda", świadek nie był w stanie potwierdzić. Chyba tak, skoro auto policjanci znaleźli w garażu. Czy za kierownicą siedział więc właściciel? Nie wiadomo.

Kłopotów nie było

45-letni biznesmen był żonaty, ma z małżonką dwoje dzieci. Kiedy rozwiedli się dwa lata temu, one zamieszkały z mamą. On zaś z przyjaciółką i jej kilkuletnim synem. Policjanci ustalili, że rozstanie małżonków nie upłynęło w serdecznej, przyjacielskiej atmosferze. Rzekomo jego żona wzięła na koniec oszczędności - około 600 tysięcy złotych i 50 tysięcy dolarów ze wspólnego konta. 45-latek ponoć został niemal bez grosza, więc szukał kogoś, kto pożyczyłby mu pieniądze na dalsze prowadzenie kantoru. Czy znalazł, a jeśli tak to kogo - ustalają policjanci. Próbują też dociec, ile pożyczył (jeśli w ogóle do tego doszło) i w jakiej formie oraz kiedy miał spłacić dług. I czy ewentualny wierzyciel może mieć jakiś związek z zastrzeleniem przedsiębiorcy.

Operacyjni ustalili, że w drugim związku 45-latka, z przyjaciółką, z którą zamieszkał, kłopotów nie było. Parę znajomi uważali za szczęśliwą. I to przyjaciółka mężczyzny zaniepokoiła się, gdy nie pojawił się w domu w tamtą środę zaraz po godzinie 18. Dzwoniła na jego komórkę, ale słyszała tylko "abonent czasowo niedostępny". Ze znajomymi rozpoczęła poszukiwania, zawiadomiła też policję. Rezultatów nie było. Czy wtedy ktoś zajrzał do garażu i zobaczył tam auto biznesmena, nie wiadomo.

Kula prosto w serce

O tym, że musiało stać się coś złego, jego przyjaciółka była pewna już następnego ranka. 45-latka wciąż nie było, telefon wciąż milczał. A przy drzwiach garażowych kobieta znalazła coś, czego zwykle koło domów nie ma. Dwie łuski kaliber dziewięć milimetrów, tuż koło nich okulary z całą pewnością jej przyjaciela. Wtedy znowu zadzwoniła po policję.

Ciało właściciela kantoru znaleziono kilkadziesiąt metrów od domu. Leżało przy ogrodzeniu, na terenie posesji sąsiadującej z jego. Nie wiadomo, czy tutaj zginął. Niedaleko w siatce jest dziura. Może go ktoś przeniósł i tu porzucił?

Mężczyzna leżał twarzą do ziemi. Na głowie miał kilka obrażeń, stosunkowo niegroźnych. Przeciętą skroń, siniak pod okiem, jakiś drobny uraz z tyłu. I dwie rany postrzałowe. Jedna kula przebiła płuco, druga serce. Rany, których nie da się przeżyć. Możliwe, że 45-latek zginął w środowy wieczór, ale nie wykluczone jest i to, że został zastrzelony nad ranem...

- Nie wiemy, czy zginął koło domu, czy też gdzieś w innym miejscu, a tu ktoś po prostu przywiózł jego ciało - opowiada Artur Bielecki. - Nie wiemy, co się działo z mężczyzną od godziny 18 w środę, kiedy to był widziany po raz ostatni, do następnego poranka, gdy znaleziono jego zwłoki. Szukamy wszystkich świadków, którzy mogliby wiedzieć coś o ostatnich chwilach jego życia. Czekamy też na informacje o strzałach. Niemożliwe, by nikt ich nie słyszał. Za pomoc w schwytaniu zabójcy mężczyzny zapłacimy pięć tysięcy złotych - mówi.

Zabójstwo w Kielcach

Niewyjaśniona do dziś pozostaje zbrodnia z 23 września tego roku w kieleckim osiedlu Kochanowskiego, gdzie w tamten tragiczny czwartek od pięciu strzałów zginął 56-letni właściciel zakładu kamieniarskiego. Była godzina 20.30. Zabójca czekał na niego w mroku pobliskiego budynku. Gdy ofiara podeszła bliżej, morderca wyciągnął pistolet, nacisnął spust. Potem, po prostu, odszedł. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Nam jeden ze świadków, który być może widział zabójcę, tak relacjonował: - Odchodził szybkim krokiem w dół ulicy Paska. Był skulony, ale trudno powiedzieć, czy miał na głowie kaptur. Z pewnością nie miał kominiarki. Ale było już ciemno. O tej porze niewiele można dostrzec.
Kiedy morderca odchodził, jego ofiara żyła jeszcze. Krótko, bo na nic się zdały próby reanimacji. Na nic też się zdały próby złapania strzelca. - Szukamy wszystkich, którzy mogą cokolwiek wiedzieć o tym zabójstwie. Zwłaszcza - świadków strzelaniny. Prosimy o kontakt tych, którzy tamtego tragicznego wieczoru w osiedlu Kochanowskiego zauważyli coś dziwnego. Obcych ludzi, obce samochody, cokolwiek. Każda, z pozoru nawet nieistotna informacja, dla nas może okazać się bardzo cenna - apelują kieleccy policjanci i podają numery swoich telefonów: 997, 349-34-50, 349-34-00.

Zabójstwo w Stąporkowie

Niewyjaśniona do dziś pozostaje zbrodnia z 1 czerwca ubiegłego roku, do której doszło przed dyskoteką w Stąporkowie. Tam w nocy z sobotę na niedzielę 33-letni współwłaściciel wyszedł przed lokal. Ponoć podszedł do niego ktoś, pytający o możliwość zatrudnienia... Rozmowę przerwał huk. Strzał z pistoletu. Niestety, celny. Mordercy nie przeszkadzało, że przed budynkiem stoją ludzie. Kilka, może kilkanaście osób. Po prostu strzelił. Jakby wykonywał egzekucję. Właściciel dyskoteki chwycił się za brzuch i padł na kolana.. Policja przyjechała dość szybko, karetka może po 15-20 minutach. Postrzelony jeszcze żył, ale już tracił przytomność. Zmarł na stole operacyjnym. Osierocił żonę i ośmiomiesięczne dziecko. Zabójca i - jeśli to faktycznie była egzekucja - zleceniodawca, na razie śpią spokojnie. Mimo że przyjaciele zmarłego wyznaczyli nagrodę za ich schwytanie. 50 tysięcy złotych. I wciąż są gotowi ją wypłacić, jeśli ktoś przyczyni się do złapania mordercy.

Sędziszów
13 września rano mieszkaniec miasta wybrał się z psem na spacer. Czworonóg coś znalazł w zaroślach koło bloków przy ulicy Leśnej w sędziszowskim osiedlu Na Skarpie. Zwłoki młodej dziewczyny. 23-letniej studentki. Była bez butów, nie miała torebki, za to ze spodni ktoś wyjął jej bawełniany pasek. Znaleziono go potem przy zwłokach. Uduszenie - tak wstępnie określono przyczynę śmierci dziewczyny.
Busko
4 września przy drzwiach garażowych kobieta znalazła dwie łuski kaliber dziewięć milimetrów, tuż koło nich okulary z całą pewnością jego, jej przyjaciela. Wtedy znowu zadzwoniła po policję. Ciało właściciela kantoru znaleziono kilkadziesiąt metrów od domu. Leżało przy ogrodzeniu, na terenie posesji sąsiadującej z jego. Nie wiadomo, czy tutaj zginął. Niedaleko w siatce jest dziura. Może go ktoś przeniósł i tu porzucił?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie