Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nauczycielka i sprzedawczyni prostytuowały się w Sandomierzu. To największa seksafera ostatnich lat w regionie

Sylwia BŁAWAT [email protected]
Gdy sandomierska policja zlikwidowała w Sandomierzu agencję towarzyską, wśród wielu mieszkańców płci męskiej zapanowała konsternacja. - Klienci bali się, że prostytutki będą podawały ich nazwiska - mówią stróże prawa. Czy to zrobiły?

O tym, że w Sandomierzu działa agencja towarzyska, policjanci dowiedzieli się, gdy ta zyskiwała coraz większy rozgłos. Odpowiedź na to, jak ją namierzyć, znaleźli bardzo szybko - po ogłoszeniach. Zaczęli więc wertować anonse prasowe i internetowe, gdzie damy proponowały, że umilą pobyt w pięknym mieście nad Wisłą. Podawały tylko numer telefonu, a że było to w dziale "towarzyskie", nietrudno było się domyślić, iż bynajmniej nie chodzi o oprowadzenie po starówce.

Wówczas jeden ze stróżów prawa - czego dowiedzieliśmy się nieoficjalnie - umówił się na taką miłą randkę z jedną z pań proponującą usługi. A gdy się stawił pod wskazanym adresem i omówił szczegóły, już mógł poprosić kolegów, by wkroczyli do akcji, bo miał pewność, że w mieszkaniu była regularna agencja towarzyska.

SPRAWNA ORGANIZACJA

- W chwili gdy wkroczyliśmy do mieszkania, znajdowały się w nim dwie panie oraz młody człowiek pracujący jako ochroniarz. Później zatrzymaliśmy także pomysłodawcę całego procederu - opowiada młodszy inspektor Zbigniew Kotarski, komendant powiatowy policji w Sandomierzu.
Organizator, bo ten najbardziej interesował stróżów prawa, to 20-letni mieszkaniec pobliskiej miejscowości. Nigdy nie karany, pochodzący z normalnej rodziny.

- Wygląda jak nastolatek, buźka niewinnego licealisty - opowiadają policjanci. - Dużo czyta, lubi filmy, fascynuje go świat przestępczy, Pruszków i te klimaty. Mówił, że chciał tego popróbować. Na współpracę z nim zgodził się kolega, także wcześniej nieznany organom ścigania.

20-latek biznes przygotował profesjonalnie. Wynajął w Sandomierzu mieszkanie w bloku. - Nieduże, kawalerkę - pokój, kuchnia i łazienka. To tu przyszłe pracownice miały zarabiać pieniądze, a nie mieszkać, więc żadne luksusy nie były potrzebne - opowiadają stróże prawa.

Problem z pracownicami też 20-latek rozwiązał szybko i bardzo prosto. Zamieścił ogłoszenie. Dwa słowa. Dam pracę. - Paniom, które na nie odpowiedziały, klarownie i prosto z mostu wyjaśnił, o jakie zajęcie chodzi. Zgodziły się bez oporów świadczyć usługi seksualne za pieniądze - mówi komendant Kotarski.

Później wystarczyło tylko zaanonsować panie w mediach, podając numer telefonu. I w ten oto sposób trzy miesiące temu interes zaczął się kręcić. Klient dzwonił, pani odbierała, umawiali się na schadzkę w wynajmowanym mieszkaniu. Prostytutki na miejsce przywoził 20-latek samochodem swoich rodziców. Na miejscu czekał opiekun, który dbał, by spotkanie przebiegało w sympatycznej atmosferze. Panie zabawiały gości, ci płacili 200 złotych za godzinę usług.

NAUCZYCIELKA I SPRZEDAWCZYNI

W agencji pracowały dwie kobiety z powiatu sandomierskiego - 25-latka i 32-latka. Jedna z nich to sprzedawczyni w sklepie, druga po wakacjach miała rozpocząć pracę w szkole jako nauczycielka nauczania początkowego. Jedna jest mężatką, ale jej ślubny o niczym nie wiedział, bo pracuje za granicą.

- Wakacyjna przygoda - tak jedna z nich tłumaczyła to, że sprzedaje swoje ciało obcym ludziom. A o ich walorach zewnętrznych policjanci mówili tak: - Poniżej przeciętnej.

To jednak klientów nie odstraszało. Przychodzili tłumnie, było ich co najmniej kilkudziesięciu, niektórzy przynosili nawet własne akcesoria. Byli i tacy, o których można powiedzieć "stali" - tak im się spodobały usługi, że wracali. Mimo że cena usługi, jak na warunki naszego regionu, była dość wysoka. Przy czym z tych 200 złotych panie połowę oddawały mężczyznom, którzy zorganizowali ten biznes. Do czego zresztą się przyznały.

- Szacujemy, że każde z tej czwórki - dwie kobiety, ochroniarz i pomysłodawca - na procederze mogło zarobić od 10 do 15 tysięcy - wyjaśnia młodszy inspektor Zbigniew Kotarski. - Kobiety przesłuchaliśmy w charakterze świadków, bo prostytucja w Polsce nie jest karalna. Mężczyźni usłyszeli zarzuty czerpania korzyści z nierządu. A ponieważ się przyznali, zastosowano wobec nich wolnościowe środki zapobiegawcze - po tysiąc złotych poręczenia majątkowego oraz dozór policji, co oznacza, że dwa razy w tygodniu muszą się stawiać w komendzie.

A NAZWISKA?

- Kobiety bardzo drobiazgowo i z pikantnymi szczegółami opowiedziały to, co się działo w agencji. A o tym, że ruch był duży, niech świadczy fakt, że telefon, pod którym się ogłaszały, nie pozwalał nam pracować, dzwonił non stop - mówią stróże prawa. I śmieje się, że po likwidacji agencji na wielu mieszkańców powiatu sandomierskiego padł blady strach. Bali się, że policjanci mogli poznać ich nazwiska. Czy poznali? Tego funkcjonariusze nie mówią…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie